Macierzyństwo – prawdziwa orka!
KASIA KOSIK • dawno temuMacierzyństwo to prawdziwa orka – pisze do nas zapracowana mama na pełen etat. Wiedzą te, które mają dzieci, te które ich jeszcze nie mają, łudzą się, że jest inaczej, gdyby wiedziały jak jest, pewnie niż demograficzny sięgnąłby dna. I choć cenimy sobie wszystkie pozytywy płynące z macierzyństwa, to i tak nie jest łatwo, zwłaszcza jeśli chodzi o czas wolny. O ten trudno najbardziej.
Macierzyństwo to prawdziwa orka – pisze do nas zapracowana mama na pełen etat. Wiedzą te, które mają dzieci, te które ich jeszcze nie mają, łudzą się, że jest inaczej, gdyby wiedziały jak jest, pewnie niż demograficzny sięgnąłby dna. I choć cenimy sobie wszystkie pozytywy płynące z macierzyństwa, to i tak nie jest łatwo, zwłaszcza jeśli chodzi o czas wolny. O ten trudno najbardziej.
Przyjaciółka pisze na skypie:
— Mam dla siebie tylko półtorej godziny wieczorem, gdy dzieci zasną. Półtorej godziny, bo więcej nie wytrzymam, zasypiam na fotelu. Nigdy nie wiem wtedy za co się zabrać, książka tylko skróci mój czas, bo zaraz zasnę. Próbuję więc wypić kawę, choć jest po 19:00, żeby czas mi się wydłużył. Nie zawsze się udaje. Kawa już na mnie nie działa. Ciągle jestem śpiąca i przemęczona. Włączam wiadomości, może zrobię sobie pyszną sałatkę, a może chwycę tylko kabanosa, bo nie będzie mi się chciało pitrasić. Wiadomości oglądam prasując, żeby dobrze spożytkować ten czas. Zamiast prasowania mogę wykonać też kilka zaległych telefonów lub wrzucić gary do zmywarki. Włączyć pranie lub wyjąć i powiesić, mogę też ogarnąć mieszkanie, pochować co trzeba. Półtorej godziny szybko mija, czuję senność. Co z czasem dla mnie?
Czytam to i zastanawiam się nad sobą. Kiedy zrobiłam coś tylko dla siebie… W sobotę zrobiłam paznokcie u stóp. Musiałam szybko, bo mi dziecko truło coś nad głową. Jak to dobrze, że są szybkoschnące lakiery i wysuszacze, które jeszcze przyśpieszają proces. Przeczytałam dwie książki, na raty, po dwie-cztery strony dziennie – tyle zdążę, gdy dziecko jest w kąpieli. W ostatnim miesiącu udało mi się iść do fryzjera, raz też byłam z koleżankami na kawie. Nie udało mi się wyjechać na weekend, a planowałyśmy taki bez dzieci, nie udało mi się to od trzech lat. W planach mam pilates, ale wątpię bym znalazła czas. Nie mam czasu dla siebie. Mam pracę, dom i dziecko.
Nie tylko mamy nie mają czasu. Jedna z moich koleżanek – singielek musi bardzo dużo pracować, bo w pewnym momencie życia skusił ją niekorzystny kredyt. Teraz jest w tarapatach, więc bierze nadgodziny i haruje jak wół. Zarabia dużo, już nawet ze sporą nadwyżką. Co z tego.
— Nie mam czasu wydawać pieniędzy. Nie mam czasu na konsumpcję, nie pamiętam, kiedy byłam w sklepie, żeby kupić jakiś ciuch. Taka wyprawa do sklepu z przymierzaniem to trzy godziny z dojazdem. Nie dysponuję takim czasem, nawet w niedzielę.
Moja druga przyjaciółka jest rozwiedziona. Boryka się długami męża, bo nie mieli rozdzielności majątkowej. Ma na utrzymaniu dwoje dzieci, bez alimentów, bo mąż się miga. Też pracuje nad siły, bo ona musi. Dzieci muszą przecież jeść, czynsz musi być opłacony, książki i kurtki kupione, a na lekarstwa też trzeba mieć.
- Żyję tylko pracą i obowiązkami. Gdy próbuję zasnąć, wyobrażam sobie, jak jedziemy tylko we dwie do Chorwacji na tydzień, albo 10 dni. Tak jak kiedyś, gdy byłyśmy studentkami i nie miałyśmy żadnych zobowiązań.
Inna koleżanka wysyła mi esemesa, że właśnie dziś piła ze mną kawę na swoim obudowanym tarasie. Super, szkoda, że mnie tam nie było.
— Naprawdę ciągle o tobie myślę i planuję nasze spotkanie, ale zawsze mi coś wypada.
Nie wierzę w takie tłumaczenie. A potem łapię się na tym, że mnie też trudno wydobyć się z domu i podjechać do niej 30 km. Ona tłumaczy się pracą, wyjazdami w delegację, ja dzieckiem.
Gdy uda mi się zostawić dziecko mężowi, który na brak czasu cierpi tak samo jak ja, pracuje wiele godzin i często jeździ do chorej matki (nie ma rodzeństwa, więc nikt go nie wyręczy), biegnę do kina i cieszę się z tego jak dziecko. Ja też pracuję. Tu, gdzie mieszkam, nie mam żadnej rodziny, nikomu nie podrzucę dziecka na kilka godzin, żebym mogła odpocząć lub wyjść gdzieś tylko z mężem. Tak, macierzyństwo to prawdziwa orka, bez weekendów, bez chwili wolnego, dziecko jest cały czas. Nie możesz niczego zaplanować, bo ono właśnie zachoruje i z wyjścia nici, lub po prostu czujne, nie chce spać, gdy mama w głowie snuje plany o kawie lub kinie z przyjaciółką.
Widzę pozytywy, a jakże. Choćby te przeczytane ostatnio książki i przekartkowane czasopisma, kiedyś nawet to mi się nie udawało. Dzieci rosną… Próbuję poprawić sobie humor.
Zastanawiam się tylko, czy nie biorę na siebie zbyt dużo, tak jak pozostałe moje koleżanki. Czy umiałybyśmy robić mniej, być mniej perfekcyjne, lenić się i wypoczywać. Ja już nie umiem. Choruję na bruksizm, ze stresu zgrzytam zębami tak mocno, że je całkowicie ścieram. Próbowałam według wskazań stomatologa zrelaksować się choćby w wannie. Nie potrafię. Siedziałam tam 10 minut i myślałam o straconym czasie, co mogłabym przez ten czas zrobić.
W tym momencie przypomina mi się anegdotka mojego krewnego. Europejczyk bierze taksówkę u Araba. Prosi, by ten szybko dowiózł go na miejsce, na umówione spotkanie. Arab wolno rozpędza wóz, próbuje zagadywać, śmieje się. Europejczyk jest coraz bardziej zdenerwowany, spieszy się i popędza taksówkarza. W głowie turysty zaczyna się nerwówka. W końcu Arab dociera do celu 8 minut przed czasem, z uśmiechem i pełnym luzem pyta Europejczyka.
— I co pan teraz zrobi z taką kupą wolnego czasu!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze