Macierzyństwo słodko-gorzkie
KASIA KOSIK • dawno temuWielokrotnie poruszaliśmy w Kafeterii temat nielaurkowego macierzyństwa. Dostajemy w tej sprawie masę e-maili i dłuższych listów od naszych Czytelniczek, za które serdecznie dziękujemy. Dziś w naszym intymnym kąciku publikujemy list, który wydał nam się najciekawszy. Weronika pisze:
— Przyjedź do mnie, chociaż na weekend, muszę z kimś pogadać, z kimś dorosłym, z kobietą, dość mam już dziecięcego towarzystwa – usłyszałam w słuchawce telefonu. To przyjaciółka "z Północy", tak samo znudzona swoim życiem jak ja. Ale wyjechać i zostawić to wszystko nie tak łatwo.
— Wyjedźmy gdzieś razem, ale same bez dzieci, jak tylko odstawię ją od piersi, musimy gdzieś wyjechać, koniecznie – dostaję wiadomość na fejsie.
— Wpadniesz do mnie na noc, kupię wino, zrobię serowe koreczki, albo upiekę szarlotkę, co wolisz. Tylko przyjdź. Położę dzieci i od 21:00 będziemy mieć czas tylko dla siebie, pogadamy jak za dawnych czasów. Tak mi tego brakuje, zresztą wiesz, przecież... — krzyczy przez furtkę napotkana przyjaciółka.
— Dłużej już tego ni zniosę… Mogę do ciebie dziś wpaść, plizzzz, chociaż na 30 minut. Muszę zapalić i wywalić to z siebie. Mój syn ciągle się drze. Teraz śpi, mamy tylko pół godziny - odczytuję esemesa.
Co się stało z naszą piątką? Kiedyś jeździłyśmy na spływ po Rabce, z plecakami cięższymi niż my same w Bieszczady, na baski wypad do Maraoka, że o spotkaniach na piwo w ulubionych knajpkach nie wspomnę. Dwie z nas szybko wyszły za mąż i wyjechały na dwa krańce Polski. Pozostałe też ułożyły sobie życie i mają dzieci. Super – myślałyśmy wtedy, planując jak to będziemy się odwiedzać raz w Sopocie raz w Krakowie. Meta za darmo, świetne wakacje. Rozłąka nas nie przerażała, od czego są telefony, komunikatory, maile, pociągi i szybkie samochody! Jak mogłyśmy się tak pomylić. Nie dość, że nie widziałyśmy się od co najmniej roku, to i z dzwonieniem różnie bywa. Czasem tylko dostaję esemesa:
— Mały śpi, mogę zadzwonić na chwilkę.
Ale i tej rozmowy nie udaje się skończyć, zawsze któreś się obudzi, zawsze któraś nie zdąży czegoś opowiedzieć.
Tak to już jest, gdy ma się dzieci, a jednocześnie się pracuje, prowadzi dom i nie ma w pobliżu 30 km babci, która wpadłaby od czasu do czasu. Wiem, wiem są takie kobiety cyborgi, które ze wszystkim dają radę. Ja jestem z tych beznadziejnych, nie daję… A babskich spotkań brakuje mi jak wody świątecznemu karpiowi w supermarkecie.
Kiedyś się spotkamy wszystkie razem, bez dzieci, wyjedziemy gdzieś na pewno, wypijemy tonę wina i nażremy się szarlotki. Kiedyś! Tylko to kiedyś to tak daleko!
Byłam duszą towarzystwa, codziennie piwko lub kawka na mieście. Znałam prawie wszystkie nowości wydawnicze z dziedziny, która mnie interesuje. Bywałam na wszystkich premierach w kinie. Musiałam być na bieżąco. Kochałam ten rytm i pęd. Dziś pędzę, gdy popycham wózek, bo nie chcę się spóźnić do podmiejskiej kolejki, pociągi jeżdżą, jak chcą. A moim rytmem jest: kupka, siusiu, zupka, spacer, spanie, cyc!
Czy wszystkie kobiety się zbiesiły, zmowa milczenia? Dlaczego tajemnicą poliszynela jest to: jak naprawdę wygląda macierzyństwo?
— Będziesz mogła chodzić do kina, teraz robią takie seanse dla matki z dzieckiem.
Super! Byłam raz, Tosia mi się porzygała, a jakieś dziecko wrzeszczało tak niemiłosiernie, że nie mogłam się skupić na oglądaniu. Dzieci biegały po sali, a matki udawały, że się dobrze bawią.
— Będziesz wyjeżdżać, co to za problem. Pakujesz torbę, dzieciaka w wózek i hajda!
Jasne! Moje ma chorobę lokomocyjną, źle znosi i podróż pociągiem, i samochodem. O dłuższych trasach mogę pomarzyć. Jest za mała na środki na chorobę lokomocyjną. Mogę się co najwyżej przejechać do miasta, ale tylko wtedy, gdy akurat nie jest chora. Zresztą po co, kawy w spokoju i tak się z nią nie napiję, ukochane różowe wino odpada, bo przecież karmię, a zakupy z dzieckiem to masakra. Niestety, jak się ma zapracowanego męża, ze sprawami ważniejszymi niż moje, o wolnym czasie bez dziecka można pomarzyć. Zdarza się to bardzo rzadko.
Wakacje z dzieckiem, bo przecież nie będę wyrodna, nie przywiozę babce, nie spuszczę mleka tyle, żeby starczyło i nie upiję się gdzieś na molo sama. Jestem matką!
Kocham małą jak nikogo w życiu. Ale siebie też kocham, tyle że mnie już nie ma. Ja to wspomnienia i nudna teraźniejszość. To są fakty, nikomu nie uwierzę, że przecieranie zupek z warzyw, przewijanie, usypianie, karmienie czy nawet zabawa z dzieckiem jest ciekawsza niż spotkanie z psiapiułą, książka, wernisaż, podróż lub dobry film!
Czy gdybym to wszystko wiedziała od innych matek, które z nieznanych mi powodów o macierzyństwie mówią tylko słodko, czy wtedy nie zdecydowałabym się na dziecko? Oczywiście, że bym się zdecydowała, ale lepiej bym się do tego przygotowała i byłabym świadoma, że żegnam się ze swoim dawnym życiem raz na zawsze, tak jak pożegnałam się ze swoim nazwiskiem, przyjmując nazwisko męża. Od kilku lat jestem inną sobą, na razie się siebie uczę.
Pozdrawiam wszystkie mamy!
***
Jeśli chcesz do nas przesłać list, napisz na adres redakcji magda.trawinska@kafeteria.pl z dopiskiem Intymnie. Opublikujemy najciekawszy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze