Niania doskonała
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuPolski serial o idealnej niani, która dla swoich podopiecznych jest w stanie zrobić wszystko, bije rekordy popularności. Problem opieki nad dzieckiem zaliczany jest też do czołówki tematów na reportaż i nigdy nie traci na swej atrakcyjności. Głośna była sprawa małżeństwa, które – by dowiedzieć się, jak sprawuje się osoba przez nich zatrudniona – zamontowało w mieszkaniu system kamer.
To, co zobaczyli, było prawdziwym horrorem – pokazywało okrutne znęcanie się nad noworodkiem. Moment powrotu z urlopu macierzyńskiego do pracy i wybór dobrej opiekunki jest zawsze trudny. Czy wierzyć referencjom, czy dziecku, czy własnej intuicji? Bohaterki reportażu wspominają.
Justyna (30 lat, Ciechanów):
– Jak zobaczyłam to maleństwo biegające po dywanie w żółtych rajstopkach i czerwonym golfiku, od razu wiedziałam, że chcę się nim zaopiekować. Rozmowa o moich predyspozycjach i kwalifikacjach trwała długo, ale Kaja sama mnie wybrała. Wgramoliła się na moje kolana z książką, zatrzepotała rzęsami i poprosiła: „pocitaj”. Gdy skończyłam, przytuliła się do mojego policzka i powiedziała: „bajdzio kocham”. Prawie się rozpłakałam ze wzruszenia. Obce dziecko mówi mi na rozmowie o pracę, że mnie kocha, i to ono ma być przedmiotem moje pracy – to wymarzone zajęcie. Oczywiście zostałam natychmiast zatrudniona. Od samego początku miałam z nią świetny kontakt – piła tran i zjadała śniadanie, tylko kiedy ja je podawałam. Nieważne, że miałam podstępne metody – nalewałam jej herbaty do klocków, a kanapkę kroiłam na miniaturowe kęsy. Liczył się efekt – przestała być niejadkiem. Uwielbiałam ją ubierać w kolorowe, robione na drutach sweterki, ale najpiękniejsze było to, że dwuipółletnie dziecko nazywało mnie mamą. To było cudowne uczucie, bo ja naprawdę czułam się jak jej mama. Spędzanie ośmiu godzin dziennie z dzieckiem spowodowało, że zawiązała się między nami ogromna więź. Opiekowałam się nią, jak była chora, kapryśna, zwariowana, zaspana. Gdy podrosła i mama oddała ją do przedszkola, bardzo przeżyłam nasze rozstanie. Płakałam przez całą drogę, gdy wyszłam od niej z domu. Nadal utrzymujemy kontakt. Teraz Kaja ma już 11 lat – widzimy się dwa razy w roku, na jej urodziny i przed Gwiazdką. Często wspominamy nasze wygłupy i zabawy. To bardzo mądra i grzeczna dziewczynka. Mam nadzieję, że choć w 1/3 to moja zasługa.
Monika (32 lata, Ciechanów):
– Świetnie się sprawdzała. Kaja nie płakała, gdy wychodziłam do pracy, i wcale nie cieszyła się aż tak bardzo, gdy z niej wracałam. Było mi trochę przykro. Tęskniłam za nią i nie mogłam się pogodzić z tym, że zostawiam ją obcej dziewczynie, a sama muszę zarabiać. Kaja była pod dobrą opieką, opiekunka nauczyła ją kilku piosenek i wierszyków, robiła z nią poranną gimnastykę, bawiła się w piaskownicy. Razem rysowały, chodziły na spacery. Przeszkadzało mi tylko to, że Kaja myliła się i nazywała ją mamą. Wolałam zostać w domu i opiekować się nią, ale nie pozwalała mi na to moja sytuacja rodzinna i finansowa – byłam samotną matką, tylko ja na nas zarabiałam. Kaja do dziś jest zakochana w Justynie. Zachwyca się jej kolorem lakieru do paznokci, makijażem, ciuchami i lubi słuchać, jak Justyna opowiada o studiach. Wszystko, co ona powie, jest święte. Ja idę wtedy w odstawkę. Nie przeszkadza mi to już aż tak bardzo, bo przyjaźnimy się i utrzymujemy kontakty. Zwalczyłam zazdrość, musiałam sobie z nią jakoś poradzić, ważniejsze było dobro mojego dziecka. Kaja miała najlepszą opiekunkę.
Magda (22 lata, Warszawa):
– Pierwszy raz postanowiłam zająć się dziećmi i od razu dostałam takie niegrzeczne! Wylewały na siebie zupę mleczną podczas śniadania. Ryczały, niczym nie potrafiły się zająć. Nudziła je piaskownica, zbieranie liści, męczył spacer w parku, nie chciały się nauczyć robić ludzików z kasztanów, nie lubiły rysować. Cały dzień siedziałyby przed telewizorem i oglądały bajki. Nie były zbyt czyste. Ich mama nie pozwalała mi zmieniać im codziennie bielizny. Miały kilkudniowe, brudne rajstopy – chyba oszczędzała na praniu. Starsza, pięcioletnia dziewczynka biła trzyletniego brata i opowiadała o mnie niestworzone historie, że pozwalam im wychodzić na ulicę i że całuję się ze swoim chłopakiem u nich w pokoju. Prawda była taka, że mój chłopak tylko przyjeżdżał po mnie do ich domu i na przywitanie cmokał mnie w usta. Miałam dość tych insynuacji, tego domu, głupiej matki, która wierzyła swoim rozwydrzonym dzieciom, i tego rodzeństwa. Była to moja wychowawcza porażka. Zwolniłam się, ale nie zrezygnowałam z pracy opiekunki. Następna praca była o wiele milsza – opiekowałam się trzyletnim Hubertem. Był normalny, rodzice też.
Wioletta (40 lat, Warszawa):
– Komu miałam wierzyć, jak nie swojej córce? Dzieci, owszem, były zadowolone, bo Magda wymyślała im różne zabawy, ale nie pilnowała ich ani na podwórku, ani na spacerze. Szła z nosem w książce, a dzieci biegały po ulicy – sąsiadka mi mówiła. Nie podobało mi się, że przyjeżdżał po nią narzeczony i wchodził do domu. Czasem był wcześniej, obściskiwali się, siedziała mu na kolanach – córka mi opowiadała. Dobrze, że zrezygnowała, bo sama bym jej powiedziała, żeby odeszła. Zapisałam dzieci do przedszkola. Tam będą miały fachową opiekę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze