Seks przed ciążą i po ciąży
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temu„Zobaczysz, urodzisz dziecko i wszystko się zmieni. Ty też się zmienisz, będziesz miała inne potrzeby i inne priorytety” – mawiała moja mama. Nie wiem, o co dokładnie jej chodzi. Mam nadzieję, że nie miała na myśli historii, która zdarzyła się Marzenie, bo jeśli tak, to nad macierzyństwem muszę się jeszcze zastanowić.
Nie wiem, jak jest naprawdę, ale ze zmian, które zachodzą w organizmie kobiety w czasie i po ciąży, zdaję sobie sprawę. Od wielu przyjaciółek słyszałam teksty typu: „będziesz miała dziecko i wszystko się zmieni”. Ilekroć myślę o macierzyństwie, ten tekst dzwoni mi w uszach jak echo. Nie chcę takich zmian i tak samo jak bohaterka tego artykułu czekam na opinie, które podważą teorię zmian, a zwłaszcza ich nieodwracalność.
Marzena (29 lat, nauczycielka, Warszawa):
Konrad był moim pierwszym partnerem. Pamiętam to bolesne przeżycie, po którym plamiłam krwią jeszcze przez tydzień. Za to potem było już tylko cudownie. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Kochaliśmy się kilka razy dziennie, czasem pół nocy i do utraty sił. Byliśmy spontaniczni. Czasem zwyczajny pocałunek podgrzewał naszą krew do temperatury wrzenia i lądowaliśmy na podłodze w miłosnym uścisku.
Zachowywaliśmy się jak szaleńcy. Nie potrzeba było słów zaproszenia, wystarczało spojrzenie i już wiedzieliśmy, że chcemy się kochać. Czułam jego bliskość. Zasypialiśmy w objęciach, nadzy, spoceni, szczęśliwi. Miło mi na samo wspomnienie tamtych dni.
Nie byłam jego pierwszą partnerką, więc powoli, ale zmysłowo wprowadzał mnie w tajniki miłosnej sztuki. Sama też nabierałam wprawy i zaczynałam rozróżniać, co sprawia mi większą przyjemność. Dopasowywaliśmy się do siebie i w łóżku było coraz lepiej. Wtedy myślałam, że tak będzie zawsze. Niestety wszystko się zmieniło.
Wzięliśmy ślub. Przez dwa lata małżeństwa było dobrze. Nie kochaliśmy się już z taką częstotliwością, bo były inne sprawy na głowie i zdarzało się, że mieliśmy ochotę tylko na sen, a nie na nocne igraszki. Zresztą oboje wcześnie wstawaliśmy do pracy, nie mogliśmy zarywać nocy. Konrad głowę miał zajętą remontem naszego mieszkania, a ja meblowaniem i dekorowaniem go. Wybieraliśmy płytki, kupowaliśmy sofę, cieszyliśmy się z naszego gniazdka, ale martwiliśmy też o pieniądze. Te weselne już się kończyły. Konrad zaczął więc dodatkową pracę. Całe szczęście, bo wtedy właśnie zaszłam w ciążę.
Wspominam ją ciężko. Pierwsze cztery miesiące kojarzą mi się tylko z nudnościami i kompletnym brakiem energii. Nic mi się nie chciało, pokładałam się i ciągle zasypiałam. Na nic nie miałam ochoty, także na seks. Konrad to widział i nie nalegał. Mijały jednak miesiące, a ja po prostu w ogóle nie dopuszczałam go do siebie. Źle się z tym czułam. Konrad próbował się do mnie zbliżyć, przytulał, pieścił, a mi było to obojętne, czasem jego dotyk wręcz mnie drażnił.
Po czterech miesiącach nudności ustąpiły, ale okazało się, że mam kiepskie wyniki badań krwi i cukrzycę. Musiałam się oszczędzać. Konrad wziął to do siebie. Jadł obiad poza domem, żebym nie musiała gotować. Ja na obiady nie mogłam nawet patrzyć. Wracał późno, żeby mnie nie drażnić. W weekendy pomagał mi sprzątać, prać i prasować. Ponieważ było mi go żal i czułam się fatalnie, zmuszałam się do seksu oralnego, bo o klasycznym stosunku mowy nie było, po prostu nie mogłam i nie umiem tego wytłumaczyć.
Pod koniec ciąży, gdy nabrałam ochoty na seks, lekarz absolutnie nakazał mi zaprzestać stosunków płciowych. Dziecko było nisko ułożone i miałam większe rozwarcie. Groził mi przedwczesny poród. Pieściliśmy się więc tylko rękami. Tak minął okres ciąży, który wspominam bardzo źle – był to okres złego samopoczucia i totalnej abstynencji płciowej. Urodziłam wcześniaka. Na szczęście zdrowego. Myślałam, że teraz wszystko się ułoży i wróci do normy.
Niestety było fatalnie. Karmienie, kupki, zupki, pieluszki, pranka, prasowanka, spacerki, gadanie z innymi mamami o kupkach, pupkach i wózeczkach. Po tym wszystkim naprawdę nikt chyba nie umie myśleć o seksie. Nie miałam żadnej ochoty. Niestety tym razem nie mogłam już liczyć na wyrozumiałość męża. Wpadał w szał. Przez prawie rok odsuwałam go od siebie. Myślał, że kiedy urodzę, wszystko się zmieni i wróci do normy, był tym zmęczony, groził mi, że nigdy nie zgodzi się na kolejne dziecko. Wtedy zostawał w pracy do 23. Miał więcej pracy, bo musiał utrzymać naszą trójkę, więc wracał skonany, gdy ja już spałam. Prawie się do mnie nie odzywał. Nie mogłam nic na to poradzić, nie miałam siły ani ochoty. Nasz syn dał mi nieźle popalić. Wrzeszczał całymi dniami. Byłam zmęczona i zaniedbana. Chodziłam w szlafroku, nie dawałam rady z porządkiem w domu. Czułam się nieatrakcyjna.
Minęły dwa lata. Dziecko nie potrzebuje już bez przerwy mojej opieki. Przesypia w łóżeczku całą noc, grzecznie się bawi w kojcu, gdy muszę coś ugotować, biega po dywanie. Wróciłam do pracy, schudłam, zaczęłam bardziej o siebie dbać. Niania wyręcza mnie w prasowaniu i opiece nad małym. Jest lepiej, jednak nie w łóżku. Czasy gdy rzucaliśmy się na siebie jak zwierzęta, chyba minęły bezpowrotnie. Kochamy się sporadycznie, ale nie tak na luzie i nie z takim pożądaniem. Odsunęliśmy się od siebie, a mówią, że dziecko spaja związek. W naszym przypadku jest zupełnie inaczej. W duchu obwiniam o to siebie i trudną ciążę. A może to wina nas obojga? Nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd. Wiem tylko, że chciałabym, żeby nasz seks wyglądał chociaż w połowie tak jak przed małżeństwem.
Gdy zwierzyłam się mamie z mojego problemu, ta uśmiechnęła się dobrotliwie i powiedziała, że „po dziecku wszystko się zmienia i że im człowiek starszy, tym ma mniejszą ochotę na seks, bo są inne sprawy na głowie i seks nie jest już taki ważny”. Dla mnie jest wciąż ważny, myślę, że dla mojego męża też. Tylko jakoś nie umiemy siebie odnaleźć w naszej sypialni, brakuje nam tamtego ciepła i tamtego ognia. Mam nadzieję, że to minie, tylko nie wiem, jak to zmienić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze