Mężczyzna. Moje trofeum
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuCzasy się zmieniają. Do niedawna mężczyźni zmieniali żony na nowsze modele, wymieniali kochanki, chwaląc się między sobą najnowszymi zdobyczami. Dziś, kiedy role się zrównały, kobiety nie czekają już, aż ktoś je upoluje. Same sięgają po mężczyzn, by potem móc się pochwalić swoimi trofeami.
Anna (28 lat, menadżerka z Warszawy):
— Domyślam się, że to, co powiem, nie spodoba się – zwłaszcza panom. Mam to jednak gdzieś. Dawno się już nauczyłam mieć gdzieś, to co mówią i myślą sobie inni. Teraz będę szczera do bólu tym bardziej, że wiem, że nikt nie rozpozna mojej tożsamości. Do rzeczy.
Kolekcjonuję mężczyzn. Nie chodzi mi o ich pieniądze, bo swoich mam dość, albo nawet więcej, niż dość. Jestem bogata, mam swoje piękne, duże mieszkanie na strzeżonym osiedlu, luksusowy samochód, a na wakacje jeżdżę tam, gdzie chcę. Jestem też wykształcona, mam świetną, doskonale płatną pracę, która nie zajmuje mi całego życia, całego wolnego czasu. Podsumowując: mam wszystko, o czym marzy większość ludzi.
O czym ja marzę? I tu jest problem. Wiem, że zabrzmi to śmiesznie, bo nie mam jeszcze trzydziestki, ale ja już spełniłam swoje wszystkie marzenia. No, może oprócz jednego. Być może najważniejszego. Nie spotkałam jeszcze miłości mojego życia.
Tu zaczynają się schody. Żyjemy w kraju, w którym – tu zapewne faceci się zagotują – wojny i liczne powstania bardzo przetrzebiły męską populację. Cała najlepsza pula genowa poszła… Kwiat inteligencji, najsilniejsi, najmądrzejsi – wszyscy polegli: albo z kulą z tyłu głowy w dole w Katyniu albo okolicach, albo w komorach gazowych, albo na frontach. Kto został? Wystarczy popatrzeć na ulicy. Co się stało z mężczyznami w tym kraju? Mamy setki, tysiące pięknych, wspaniałych, zadbanych, mądrych kobiet, które coś robią ze swoim życiem, ale nie mamy mężczyzn! Nasi mężczyźni są w większości zaniedbani, grubi, źle ubrani, palą, piją, brakuje im dobrych manier, nie wspomnę o braku potrzeby dalszego rozwijania siebie i swoich zainteresowań albo sposobie, w jaki traktują innych ludzi. Naprawdę – nie ma w kim wybierać. Oczywiście nie jestem pewna, czy moja teoria trzyma się kupy, ale cały czas próbuję znaleźć wyjaśnienie, jak to możliwe, żeby w jednym kraju była tak ogromna różnica między kobietami a mężczyznami?
Jeśli już trafi się jakiś przystojny, to – z braku konkurencji – w głowie mu się przewraca. Kobiety do takiego lgną, więc facet przysiada na laurach i nic więcej ze sobą nie robi, bo po co, skoro koło niego kręci się tyle babek? Patrzysz na takiego i myślisz sobie coś miłego, a tu nagle on otwiera usta, wypowiada jedno zdanie i już wiesz, że nie poszłabyś z nim do kina, ani nigdzie indziej.
Oczywiście ciągle naiwnie wierzę, że któregoś dnia uda mi się spotkać tego jednego jedynego, wspaniałego, cudownego, przystojnego, mądrego, czułego, dobrego i takie tam.. Tymczasem się bawię, bo co innego mam robić? Czekać, aż się zestarzeję?
Na czym polega moja zabawa?
Kolekcjonuję mężczyzn, przebieram w nich, uwodzę, porzucam. Im facet trudniej dostępny, tym lepiej. Uwiedzenie takiego smakuje lepiej. Mam kilka koleżanek, które bawią się w taki sam sposób. Chwalimy się potem między sobą naszymi zdobyczami. Myślę, że choć wszystko odbywa się w formie zabawy, jest między nami coś na kształt rywalizacji. Nasi mężczyźni są jak trofea myśliwskie przypięte do paska spodni. Miałam aktora, polityka, dziennikarza, biznesmena – wszystkich z pierwszych stron gazet. Z przyczyn oczywistych nie podam ich nazwisk, tym bardziej, że niektórzy z nich mają żony i dzieci.
Kiedy pojawiam się z takim czy innym na przyjęciu, wiem, że moje notowania rosną, moje poczucie własnej wartości też. Koleżanki zazdroszczą.
Wiem, że to głupie i płytkie. Szybko się nudzę takimi… właściwie to nie wiem, jak to nazwać. To nie są przecież żadne związki, żadne relacje. Powiedzmy, że to znajomości: szybko nudzą mnie te znajomości. Są powierzchowne jak wymiana handlowa, nie zostaje po nich nic. Ale biorę w tym udział, bo przecież żyję w świecie, w którym żyję. Skoro inne kobiety kolekcjonują mężczyzn, nie mogę i nie chcę być gorsza. Gdybym się co jakiś czas nie pokazała z jakimś w klubie, zaraz by było gadanie, że coś ze mną nie tak. Wiem o tym, bo była wśród nas taka jedna. Po jakimś czasie zresztą okazało się, że to lesbijka.
Kiedyś to mężczyźni kolekcjonowali kobiety. Im piękniejsza, im młodsza, tym lepsza. To się zresztą dzieje cały czas. Ale coś się zmieniło i teraz my też stanęłyśmy w szranki. Polujemy i przypinamy sobie ich skalpy do pasków, żeby pokazać naszą siłę. Myślę, że to sprawiedliwe.
Karolina (34 lata, lekarka z Poznania):
— Z moim mężem rozwiodłam się, kiedy moja kariera zawodowa zaczęła się rozwijać. Wszyscy, albo może większość ludzi, którzy mnie znają, uważają, że jestem wyrachowana. Ale nie ma w tym nic z wyrachowania. Przemawiał przeze mnie zdrowy rozsądek, nic więcej.
Z Jackiem poznaliśmy się, kiedy oboje byliśmy na studiach. On studiował akustykę, a ja medycynę. Po studiach wzięliśmy ślub, urodziły się nasze dzieci – mamy dwójkę. Jacek znalazł pracę w państwowej firmie. Nie miał tam najmniejszej szansy na awans, ale mówił, że mu tam dobrze, bezpiecznie, że ma stały dochód i praca nie zajmuje mu całego wolnego czasu. W wolnym czasie wcale nie zajmował się ani domem, ani dziećmi, tylko ptakami. Z zamiłowania małżonek był ornitologiem. Całe dnie spędzał w lasach, na polach i łąkach z lornetką…
Wszystkie obowiązki domowe spadły na mnie. Nie wiem, skąd jeszcze miałam siły, by się dokształcać zawodowo, jeździć na różne sympozja i szkolenia, ale robiłam to. Nocami, kiedy mój mąż smacznie chrapał, gotowałam obiady na następny dzień i czytałam zawodowe czasopisma i książki. Ciągle parłam do przodu.
Któregoś dnia zauważyłam, że mąż przytył, wyłysiał, że przestał o siebie dbać. Że wieczory spędza przed telewizorem z przysłowiową puszką piwa w ręku, ogłupiając się czym popadnie. Próbowałam z nim rozmawiać, przekonywałam go do mojej wizji świata. Zachęcałam do jakiejś aktywności, ale z czasem przestał nawet jeździć na swoje ukochane ptaki. Podejrzewałam, że ma może depresję albo jakąś inną dolegliwość natury psychologicznej, ale on nawet nie chciał słyszeć o kontakcie z terapeutą.
Po dwóch latach poddałam się. Pomyślałam sobie, że rozwinęliśmy się w tak różnych kierunkach i mamy tak różne oczekiwania wobec życia, że nie widzę możliwości dalszego bycia razem. Że nie chcę być z mężczyzną, z którym wstydzę się pokazać na ulicy, na przyjęciu, gdziekolwiek. Wiem, że to może okrutne, że powinnam ciągnąć do końca życia wózek z moim apatycznym mężem, ale nie, nie leży w mojej naturze poświęcanie się. Mam tylko jedno życie. Poza tym nie mogłabym pozwolić, żeby moje dzieci patrzyły, jak ich tatuś gnije przed telewizorem z puszką piwa w dłoni. Jaki dawałby im przykład?
Rozwód dostałam bez najmniejszego problemu, choć reakcja otoczenia była dla mnie bardzo trudna do zniesienia. Wszyscy się dziwili: facet nie pije, nie bije, pracuje, czego ja chcę? Część znajomych odwróciła się ode mnie, traktując mnie jak wyrachowaną, zimną sukę (tak mnie nazwała teściowa). Bardzo to przeżyłam, ale pozbierałam się i wróciłam do realizowania swoich planów życiowych.
Mój nowy mężczyzna jest szefem dużej kliniki. Ma szereg zainteresowań, ciągle go nosi, wszystkiego chciałby spróbować, wszystko przeżyć, tryska energią. To człowiek, z którego jestem dumna. Cudownie jest być kobietą kogoś takiego. Już się nie wstydzę. Nareszcie mam mężczyznę, na jakiego zasłużyłam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze