Dwoje na huśtawce
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: miejsce karuzeli jest na Bielanach. W każdym możliwym sensie. I nie każdy z taką samą ochotą korzysta z przejażdżki. A Ty swojemu narzeczonemu fundujesz ją, wyraźnie wbrew jego woli, nader często. Dobrze, że sama jesteś świadoma problemu, bo to pierwszy krok w stronę jego rozwiązania. Dostrzegłaś go zatem i cóż dalej? I patrzysz na niego, jakby nie od Ciebie zależało rozwiązanie.
Witaj Margolu,
Tylu osobom radzisz, pomagasz, wspierasz… Poradź i mnie, bo nie daję sobie rady… Mam 25 lat, jestem w związku od roku i dziewięciu miesięcy, od pięciu miesięcy zaręczona, ślub zaplanowany, wszelkie przygotowania w toku. Poznaliśmy się dzięki Internetowi i od początku wiedziałam, że to wspaniały człowiek, opiekuńczy, rozsądny, dojrzały. Tak jest do teraz. Byłoby jak w cukierkowym serialu, gdyby nie jeden fakt, przeszkoda, która niszczy (a przynajmniej w perspektywie zniszczy – jak sądzę) nasz związek. JA. Ja i moje niepoukładane emocje.
Jeśli kocham – kocham całą sobą, jeśli płaczę – rozpaczam do granic możliwości, a jeśli się wściekam – rzucam czym popadnie. Można by to przerzucić na karb mojej żywiołowości, co nawet nie byłoby takie złe. Ale to popadanie ze skrajności w skrajność jest męczące nie tylko dla mnie. Zdaję sobie sprawę, że mój narzeczony też to przeżywa, choć nie okazuje swych emocji w sposób tak widoczny, jak ja. Jak już mówiłam, nie byłoby to aż tak męczące, gdyby nie fakt, że jakikolwiek kryzys, a nawet nie – jakakolwiek sprzeczka, różnica zdań czy choćby jego zniecierpliwienie względem mnie powodują, że wydaje mi się, iż on chce zrywać, zostawić mnie itd. Co więc robię? Rzucam pierścionkiem, mówię, krzyczę, że odchodzę, że ślub odwołany, że dopiero teraz spostrzegłam, jaki jest naprawdę itp. Towarzyszą temu ogromne emocje, płacz, histeria wręcz. Czasem nawet myśli samobójcze. Kiedy przeanalizuję tę sytuację później, na chłodno, dochodzę do wniosku, że to kompletna bzdura, że nie powinnam mówić takich rzeczy, bo nie miałam do tego najmniejszego powodu. Ale jest już za późno… on milczy, nie chce rozmawiać, a jeśli już – mówi mi, że to kompletna niedojrzałość. Takie chwile jego milczenia to dla mnie potworna tortura – chciałabym rozmawiać, wyjaśnić wszystko i, mimo najszczerszych chęci, z moich ust padają tylko napastliwe słowa.
Czasem nasuwa mi się takie porównanie – kiedy cały czas świeci słońce i czuję się wspaniale, to najmniejsza chmura burzowa, która przychodzi bardzo rzadko, budzi mój ogromny lęk, a w efekcie histerię.
Nie mogę sobie z tym poradzić. Teraz, kiedy jestem spokojna. wiem, że nie powinnam tak się zachowywać, ale jestem pewna, że już następna sytuacja konfliktowa – choćby to było małe spięcie, spowoduje eskalację moich emocji i wykrzyczenie tych paskudnych słów "nie kochasz mnie", "czy mam wyjść?", "jeśli tego sobie życzysz, wyjdę i nigdy nie wrócę"…
Boję się, że on tego nie wytrzyma, że… najukochańsza w moim życiu osoba, mój przyszły mąż, dla którego chce mi się góry przenosić, po prostu zostawi mnie samą i wszystkie wspaniałe wspomnienia z nim związane będą już tylko pustą przeszłością, kolejną torturą…
Czy ja powinnam iść do psychologa? Co mam ze sobą zrobić???
Gosia
***
Droga Gosiu,
Piszesz o obawie, że w wyniku spięcia z Twoich ust padną niesprawiedliwe, straszne słowa. W tym rzecz, Gosiu, że nikt inny, jak Ty, ich nie wypowiada. Nie padają one z ust samoczynnie, wbrew Twojej woli. Możesz je wypowiadać niesiona jakąś falą i tę falę należy rozpoznać. Co kieruje Twoje myśli ku rozstaniu, co budzi w Tobie ten lęk? Co sprawia, że musisz „testować” narzeczonego, ile jeszcze z Tobą wytrzyma?
Mało oryginalna będę, jeśli zaproponuję Ci przyjrzenie się stosunkom w Twojej rodzinie i Twojemu dzieciństwu. Wydaje Ci się idealne, sielskie i bezproblemowe? Prawie na pewno tak nie jest. Od razu powiem, że nie obwiniam tym samym wszystkich rodziców za wszystkie błędy tego świata. Tym niemniej, bywa i tak, że nie potrafią rozpoznać potrzeb swojego dziecka, które może być nadwrażliwe, albo w wyniku jakiegoś nieprzyjemnego zdarzenia ma większe potrzeby emocjonalne, które dorośli zwykli bagatelizować. Może musiałaś walczyć o ich uwagę? Może zwracałaś ją na siebie złym zachowaniem? Krzykiem, tupaniem? Może bałaś się, że cię rodzice zostawią, może zajmował się Tobą ktoś inny…. Wiele jest prawdopodobnych powodów, dla których możesz bać się odrzucenia. Rozpoznawszy je, łatwiej zwalczysz. Czy nawet nie zwalczysz, a rozwiążesz. Sama i z pomocą bliskich.
A może w Twoim domu panuje taki model, że szantażem wymusza się pewne zachowania, działania? Rodzice na sobie nawzajem, na dzieciach, dzieci na rodzicach? Spójrz na to z całym obiektywizmem, na jaki Cię stać. Przyjrzyj się błędom, których nie chciałabyś powielać. A nade wszystko ucz się, kroczek po kroczku, opanowywać chwiejność swoich nastrojów. Naucz się rozpoznawać ich symptomy i ucz się je zwalczać. Domowymi metodami. Jak się wściekasz, śpiewaj coś na cały głos. Naucz się wierszyka z wielością przekleństw i recytuj go, wrzeszcząc. Rzuć czymś, ale bacz, by nie celować w żadnego człowieka. Zrób wojnę na poduszki. Rozładujesz emocje, ale i wprowadzisz miły nastrój, co może się bardzo przyjemnie rozwinąć na resztę wieczoru… Jeśli płaczesz, jest Ci smutno, wróć do ulubionych pogodnych książek z dzieciństwa. Obejrzyj komedię romantyczną dodawaną do kolorowych pisemek. Posłuchaj wesołych piosenek, smutne odrzucając precz (mimo, że bardzo chętnie podbiłabyś sobie nastrój na jeszcze gorszy). Ucz się panować nad złymi, raniącymi słowami. Nagradzaj się za to, że ich nie wypowiedziałaś. Wciągnij do pomocy narzeczonego. Niech Cię punktuje za opanowanie i dyskontuje za pofolgowanie skłonności do tragizowania. Jeśli wciąż to wytrzymuje, to zapewne kocha, jeśli kocha, to – gdy zadbasz o to – nie odejdzie.
Spisz sobie na kartce, czego nigdy nie chciałabyś już powiedzieć w kłótni. Jeśli Cię najdzie chęć, a zwłaszcza jeśli nie daj Boże jednak powiesz, za karę zrób sobie lodowaty prysznic. Dla ostudzenia emocji. Poprawi Ci to krążenie skóry, dotleni mózg i będziesz jaśniej myślała. I niestety jaśniej widziała, ile tracisz takimi zachowaniami. Ucz się łagodności. Ucz się opanowania. Na tym polega dojrzewanie emocji. Podciągnij ten proces, bo wyraźnie zostałaś z tyłu, w czasach buntu nastolatki. Może i nie od rzeczy byłoby sięgnięcie do pomocy psychologa, który naprowadzi Cię na pewne tropy, które możesz przeoczyć, a które mogą wskazywać drogę do rozsądnego wyjścia z sytuacji.
Czas wysiadać z tej huśtawki, Gosiu. Czas przygotowywać się na życie w małżeństwie, na budowanie wspólnoty, na realizację wielkich celów. Nie sabotuj ich małymi nastrojami. Szkoda Waszego wspólnego życia. Cieszcie się nim – bez miary. Do upadłego. Na taki nastrój daję Ci zielone światło. Dozgonnie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze