Fantastyczne buciki
WERONIKA BULICZ • dawno temuZainteresowały mnie wypowiedzi językoznawców na temat zdrobnień i wyrazów o silnym nacechowaniu emocjonalnym. Skala problemu przybrała monstrualne rozmiary. Zdrabniamy wszystko co się da. Czy wy także używacie wszechobecnych zdrobnień, spieszczeń, wszelkich skróceń i słodko-brzmiących przekształceń?
Skłonność do przesady to moje drugie ja. Przesadnie narzekam, przesadnie się boję, przesadnie cieszę. W każde uczucie angażuję o wiele za duże pokłady energii, w każdym zdaniu wyrażającym emocje używam zbyt nacechowanego słownictwa. Do tej pory uważałam, że po prostu taka jestem. Ale zwróciłam uwagę na tę cechę z innego względu – paradoksalnie takie zachowania u innych drażnią mnie niewymownie (drażnią aż do przesady)
Zainteresowały mnie wypowiedzi językoznawców na temat zdrobnień i wyrazów o silnym nacechowaniu emocjonalnym. Czyli, najprościej mówiąc, przejawy egzaltacji. Wydaje mi się, że zaczęto o tym mówić, bo skala problemu przybrała monstrualne rozmiary. Zacznę może od wszechobecnych zdrobnień, spieszczeń, wszelkich skróceń i słodko-brzmiących przekształceń, jakimi uwielbiamy operować.
Co zdrabniamy? Odpowiedź jest prosta: wszystko, co się da, a nawet to, czego się nie da. W ten sposób w sklepie płacę pieniążkami. Płacę za śliczne spódniczki i spodenki, bluzeczki, majteczki oraz staniczki. Asystentka w sklepie pyta, czy rozmiar bucików się zgadza. Zgadza się (szkoda, że nie rozmiarek). W tym momencie przemiła osoba przekonuje mnie, że „tak fantastycznie wyglądają na nóżce”. Dobrze, że noszę 37 i faktycznie, powiedzmy, jest to nóżka. Ale to samo mówi pani mierzącej naprawdę spore 41…
Tendencja opanowała też internetowe portale aukcyjne – wszystkie oferty sprzedaży obejmują śliczne: torebeczki, wspomniane już buciki i wszelkie części garderoby, ludzie wystawiają nawet autka i samochodziki. Wreszcie koronne, moje ulubione zdrobnienie – dzieci mojej koleżanki piją kakałko.
Gdzie znaleźć w tym wszystkim sens? Z czego wynika ta nadzwyczajna atrakcyjność zdrobnień? Bo, sądząc po tym, jak zawładnęły naszym językiem, już nie tylko prywatnym i nie tylko kierowanym do dzieci, zdrabnianie słów stało się narodowym hobby wszystkich Polaków.
Zdaniem socjologów i psychologów powyższe sytuacje mogą wynikać z tego, że taka forma wydaje nam się bliższa: to, co małe i słodkie jest bardziej oswojone. Można więc zrozumieć, dlaczego dzieci, wbrew wszelkim regułom gramatycznym, piją kakałko. Do pociech, które są przecież małe i milusie, rzadko mówimy poważnie, jak do dorosłych. Hmm… Tyle, że do dorosłych też przestaliśmy mówić poważnie. Trzeba pielęgnować dziecko w sobie. Ale czyżby świat stanął na głowie, a dziecięce gaworzenie wkradło się do naszych dojrzałych rozmów?
Ten nasz językowy „świat oswojony” zaczął się mieszać z życiem publicznym i oficjalnymi sytuacjami. Podam przykład. Mój pracodawca jest niewiele starszy ode mnie, mówimy sobie po imieniu, ale przyjaciółmi nie jesteśmy. Chciał jasno i nieskomplikowanie wytłumaczyć mi, dlaczego nie dostałam jeszcze wynagrodzenia. — Będziesz musiała jeszcze poczekać dzionek lub dwa – zaczął. – Nie miałem jeszcze czasu, żeby przelać te pieniążki. Gdyby powiedział o dniach i pieniądzach, mogłoby się to wydać zbyt skomplikowane? A może po prostu chciał tę zwłokę zlekceważyć… Jaki by nie był jego cel, zabrzmiał groteskowo.
Podobny efekt daje nadużywanie pewnych określeń, które da się zauważyć często w sąsiedztwie autek, pieniążków i innych. To słowa: fantastyczny, cudowny, wspaniały, nadzwyczajny, śliczny oraz wszelkie wyrażające ogrom emocji. Fantastyczne bywają widowiska, wielkie przeżycia, czasem coś bardzo prostego – natura, otaczająca przyroda, której na co dzień nie mamy czasu kontemplować czy nawet zauważyć. Ale co… jeżeli wspaniałe są lody, które jemy codziennie, obiadek jest cudowny, śliczna jest moja stara bluzeczka, nadzwyczajnie jest wyskoczyć do kina lub obejrzeć wieczorem serial, jak co tydzień. W nadmorskich kurortach da się słyszeć wczasowiczów, którzy, najwyraźniej tak spragnieni urlopu, twierdzą, że fantastycznie jest siedzieć sobie w knajpie na rybce z frytkami (mimo że siedzą ubrani po szyję i pod parasolem, bo leje deszcz).
Zgadzam się, że dobrą terapią bywa zaklinanie rzeczywistości. Nawet jeśli jest szaro lub pięknie, ale musimy siedzieć w pracy, można siłą sugestii przekonać się, że będzie lepiej, że już nawet zaczyna być. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jeśli ktoś wciąż widzi wszystko jako wielką hecę, cudną, super i ekstra, po prostu nie żyje w tym świecie. Jakby nie mógł trzeźwo ocenić rzeczywistości.
Zachwycać się dniem codziennym można nawet w prostych słowach. A skłonność do przesady prędzej czy później sprawi, że w razie prawdziwie wielkiego wydarzenia poczujemy niedosyt i zabraknie specjalnego określenia naszego stanu.
Nie chcę popadać w czarnowidztwo. Ale słowa mają wielką wagę i powinniśmy traktować je serio.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze