Krnąbrna księżniczka
CEGŁA • dawno temuMoja córka (15) pierwszy "romans" miała 3 lata temu, a spotyka się z coraz starszymi chłopcami. Weszła w wiek "pyskowania" i moje rady nie są dla niej autorytetem. Sama urodziłam młodo, ominęły mnie studia, wakacyjne szaleństwa, nie zdążyłam ukształtować sobie wyobrażeń o domu, miłości, "tym idealnym mężczyźnie", bo Ewelinka pojawiła się na świecie, zanim na dobre spróbowałam życia. Kocham córkę i nie żałuję, że przyszła na świat, ale swojego losu jej nie życzę. Co robić?
Droga Cegło!
Moja córka Ewelina (15) pierwszy "romans" miała 3 lata temu, a spotyka się z coraz starszymi chłopcami. Na co dzień, w mało ważnych sprawach układa mi się z nią nieźle jak na samotną matkę, jednak weszła już w wiek "pyskowania" i moje rady w kwestiach istotniejszych w najmniejszym stopniu nie są dla niej autorytetem, jakbym mówiła do ściany.
Wiem, że nudzę ją i zrzędzę, ale… sama urodziłam młodo, ominęły mnie studia, wakacyjne szaleństwa, właściwie nie zdążyłam ukształtować sobie gustu, marzeń, wyobrażeń o domu, miłości, "tym idealnym mężczyźnie", bo ciach! Już Ewelinka pojawiła się na świecie, zanim na dobre spróbowałam życia, zanim porównałam sobie chociaż ze 2–3 opcje. A potem – już tylko robota, żeby się utrzymać na powierzchni i dać cokolwiek dziecku.
Kocham córkę i nie żałuję, że przyszła na świat, ale swojego losu jej nie życzę, a widzę (i boje się), w którą stronę to zmierza: tylko strojenie się, malowanie, kokietowanie, nawet alkohol i papierosy czasami, późne powroty do domu… Nie jesteś facetem, nie dasz rady mnie utrzymać w domu – powiedziała mi kiedyś złośliwie, w aluzji do braku ojca w domu. Tymczasem idzie sama w podobnym kierunku.
Ewelina uczy się niechętnie, stopnie ma słabe, orłem już nie będzie. Ale nie jest głupia, nieinteligentna, i nie chciałabym, by podzieliła los spalonych na solarium blachar, a widzę, że tylko wygląd jej w głowie, jedyny kapitał, jaki w sobie dostrzega… Szkoda, że nie umiem z nią rozmawiać…
Aktualny narzeczony jest po dwudziestce, szasta kasą, Ewelina świata poza nim nie widzi, a może tylko udaje, szpanuje… Nie znam własnego dziecka. Nie mam pojęcia, czy rozpoczęła współżycie, wzdraga się i piszczy teatralnie, gdy próbuję wspomnieć ten temat. Moje przyjaciółki-rówieśnice wybałuszają oczy na moje problemy, jeszcze nie myślą o małżeństwie, a o dzieciach to w ogóle, bo kryzys… Ja mimo swoich 32 lat czuję się przy nich jak stara zaharowana baba, ale córka już mnie "pociesza" przy byle utarczce, że niedługo będę ją miała z głowy… Nie wiem, co się roi w tej młodocianej głowinie, może w naszej rodzinie lekkomyślność jest dziedziczna po kądzieli?
Patrycja
***
Droga Patrycjo!
Wyrzucasz sobie liczne błędy wychowawcze i nie tylko. Niektóre z nich zapewne rzeczywiście popełniłaś. Nie wydaje mi się jednak, by rozdrapywanie przeszłości coś na tym etapie dało. Musisz chwycić za rogi teraźniejszość! Ewelina jest w fazie buntu, a właściwie – biorąc pod uwagę współczesne standardy i realia – jest osobą niemal dorosłą i trudno się dziwić, że wymyka Ci się. Prawdopodobnie przegapiłaś pewne rzeczy w nurcie codziennego życia i przede wszystkim trudnego, bo samotnego macierzyństwa. W jakimś sensie jest to sytuacja modelowa, choć oczywiście nie we wszystkich relacjach mama-córka interesy aż tak się "rozjeżdżają".
Będę zgadywać: Ewelina jest w dużej mierze typem księżniczki, co zawdzięcza Tobie, i piszę to bez ironii. Usilnie pracując na to, by było jej lepiej niż Tobie, zaklinając świat, by nie powtarzała Twoich błędów, próbując zrekompensować fizyczny brak ojca, uzyskałaś efekt niepożądany. Dziewczynka jest rozpieszczona, ma ogromną swobodę, a pod buńczucznymi wyskokami skrywa dużo niezdefiniowanego żalu i niepewności. Za swoje problemy obwinia Ciebie, bo jesteś najbliżej. To Ty "skazałaś" ją na szukanie zastępczego taty w kolejnych chłopakach, bo swojego nie umiałaś utrzymać. To Ty nie znasz życia i nie potrafisz nim dobrze pokierować, jakim więc prawem masz jej udzielać rad? To Ty chcesz ją zmienić, sama nie świecąc dobrym przykładem.
Ewelina ocenia rzeczywistość, w tym Ciebie bardzo dziecinnie, powierzchownie, i na tym obszarze trzeba się skupić. Dziewczyna potrzebuje przemodelowania systemu wartości – tak, by nauczyła się cenić Ciebie i Twoje wybory – choć trzeba by nazwać je poświęceniem czy podporządkowaniem – zamiast postrzegać je jako "frajerstwo", zacząć rozumieć, że są manifestacją Twojej miłości i oddania.
Ewelina musi dojrzeć, by zrozumieć, że "zrzędzenie" to opieka, troska, oparcie, a nie wrogość z Twojej strony, czy wręcz złość za zmarnowane życie. (Dzieci małoletnich matek bardzo często wpadają w pułapkę takiego myślenia, wbijają sobie do głowy, że zawadzają, stoją na drodze do szczęścia matce – stąd pomysły o wyrwaniu się na wolność, lub raczej ulżeniu mamie w tej udręce…). Niestety, zbyt często są to ucieczki donikąd i z byle kim.
Wiem, że trudno doradzać bez końca, iż w relacjach najistotniejszy jest wspólny czas – fizyczny i psychiczny. Musisz oderwać się od kieratu i ten czas dla siebie i Eweliny znaleźć, skończyć z terrorem zarabiania na jej kolejne fatałaszki, rozrywki i kaprysy. Nie jesteś córce winna więcej ponad to, co ogólnie przyjęte i co jest… na Twoje siły – a pobłażaniem i psuciem i tak nie nadrobisz tego, co Cię nęka. Radziłabym raczej skoncentrować się odrobinę na sobie, na swoim własnym wizerunku. Pokazać córce, że jesteś jeszcze młodą, atrakcyjną kobietą, ciekawą życia i dobrą dla niej, bliską mentalnie partnerką do plotek, poważnych rozmów czy snucia planów. Zasadniczo obie jesteście w pewnym sensie w tym samym punkcie: na początku drogi. Spróbuj nienatrętnie naprowadzić Ewelinę na ten oczywisty fakt, skoro jest bystra. To tak na początek.
Twoim celem jest, by córka zaczęła szanować Twoje uczucia, potrzeby, wiedzę i wysiłki. Nie ze wszystkim musi się zgadzać, ale na tym to właśnie polega: byście wreszcie zaczęły się poznawać, uczyć siebie i od siebie nawzajem.
Nie będzie to proste i nie zaczynaj z grubej rury – rozmowę o dziewictwie odłóż na trzecią randkę. Daj Ewelinie kredyt zaufania – może jest mniej trzpiotowata, niż sądzisz? Dryfuj w kierunku zdobycia jej uwagi i zaufania – wtedy bez oporów przyprowadzi Ci kolejnego "zięcia" na herbatę, byś mogła oszacować "zagrożenie" lub mile się zdziwić. Następnym razem posłucha być może Twoich racjonalnych argumentów o szkodliwości opalania czy palenia, lub spojrzy w lustro i przyzna Ci ze zdumieniem rację, że w pewnym typie oświetlenia wygląda lepiej bez makijażu…
Małe kroczki, pamiętaj… A jeśli jest już na noże – zalecam jednak wizytę (najpierw samotną) u dobrego specjalisty.
Noworoczne uściski dla mamy i córki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze