Kochać w czasach poliamori...
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuBujne życie erotyczne, tak zwana rozwiązłość seksualna nie jest specyfiką naszych czasów, cała ta zafajdana rewolucja obyczajowa to wyważanie otwartych drzwi. Fajnie jest się pieprzyć, więc ludzie się pieprzą. I tyle. Jedyna zmiana, jaka ostatnio wystąpiła, wyraża się w większej jawności. Obrodziło nam poliamorystami. Ci pozostają mi wstrętni. Cenię jedynie cudzołożników, dziwkarzy, niewiernych mężów, skrytojebców i księdza z gosposią.
Za młodu, kiedy jeszcze czytałem książki, moją ulubioną lekturę stanowiły listy Stanisława Przybyszewskiego, przepięknie wydane w trzech opasłych tonach. Przybyszewski, zwany przez kumpli Stachem przez całe życie zajmował się chlaniem i tzw. fikołami, wykorkował jednak w nędzy, pod wężowym okiem raszpli, którą nota bene odbił przyjacielowi. Sławny w początkowym okresie życia (od biedy można by go uznać za Nergala literatury polskiej) szybko znalazł się na marginesie. Przez całe życie pisał dużo i niemal zawsze niedobrze. Więcej nawet, sadził nieludzkie, pretensjonalne knoty o pustce rozdzierającej dusze, wrzasku sumienia i tym podobnych dyrdymałach. Te listy są wyjątkiem. Lektura to piękna i pouczająca.
Na jakichś trzech tysiącach stron dużego formatu, zadrukowanych drobniusieńką czcionką nie ma nic o duszy i sumieniu. Występują jedynie dwa tematy, wyjątkowo bliskie duszy Stacha-Literata. Pierwszy to oczywiście kasa. Meteor Młodej Polski nieustannie pisze do wydawców, dyrektorów teatrów gdzie wystawiano jego sztuki, mecenasów i innych frajerów prosząc, by mogli mu zapłacić więcej niż było ustalone, najlepiej przed terminem. Zasłania się zdrowiem, biedą polskiego świata literackiego, podnosi też konieczność zakupu drewna na opał. Martwił się perspektywą srogiej zimy, ten cały nasz Stachu.
Drugi temat dotyczył kobiet. Staś wchodził tutaj na wyżyny swojego, niespecjalnego przecież talentu. W starannie dobranych, przejmujących słowach informował Mariolę, iż ta jest miłością jego życia. Nigdy nie spotkał tak wspaniałej kobiety. Przysięgał, że niedługo już będą razem i to do grobowej deski. Prosił tylko o cierpliwość – musiał jakoś wyplątać się ze związku z tą harpią i heterą, Katarzyną. To był jeden list. W następnym, zaadresowanym do jakiejś Honoraty znajdowało się mniej więcej to samo. Stachu przysięgał Honoracie miłość dozgonną, której pełna realizacja nastąpi w dniu zerwania znajomości z nikczemną i podstępną Katarzyną. Adresatką trzeciego listu była, a jakże Mariola. Albo Genowefa. Danuta. W trzech tomach listów przewijają się setki imion.
Chłop tak żył. Kluczył, kombinował, kłamał, skakał od kobiety do kobiety i miał jeszcze czas, by balować z kolegami. W samym tylko Krakowie miał trzy stałe kochanki, plus grono chętnych czytelniczek jednorazowego użytku. Nie wiedziały o sobie nawzajem. Kraków liczył sobie wówczas dwadzieścia tysięcy mieszkańców.
Co mówi nam ta historia? Bujne życie erotyczne, tak zwana rozwiązłość seksualna nie jest specyfiką naszych czasów, cała ta zafajdana rewolucja obyczajowa to wyważanie otwartych drzwi. Fajnie jest się pieprzyć, więc ludzie się pieprzą. I tyle. Jedyna zmiana, jaka ostatnio wystąpiła, wyraża się w większej jawności. Obrodziło nam poliamorystami. Ci pozostają mi wstrętni. Cenię jedynie cudzołożników, dziwkarzy, niewiernych mężów, skrytojebców i księdza z gosposią.
Jako człowiek pióra, a zatem fizycznie niezdolny do życia płciowego zadowalam się obserwacją innych. Jeden mój kolega, wykonujący ważny i potrzebny zawód przedstawiciela handlowego ma dziewczynę w każdym porcie, pardon, mieście. Dzięki temu prostemu zabiegowi zyskuje nie tylko miłe chwile, ale i zatrzymuje diety, przeznaczone przez firmę na nocleg w hotelu. Praktyczne podejście do życia łączy go z drugim, miłym mojemu sercu ancymonem. Ten też pracuje w branży handlowej, lecz stacjonarnie. Wzorem Stacha ma trzy dziewczyny. Jedna finansuje mu remont mieszkania. Z tego powodu przeprowadził się do drugiej. Aby nie wyjść na koniunkturalnego fiuta z trzecią sypia dla czystej przyjemności, nie oczekując dodatkowych przysług. Skoro jesteśmy przy trójce, to na niej zakończmy. Trzeci kolega, bankowiec, ma żonę i kochankę. Twierdzi, że panie nawet zdążyły się polubić. Jednoczy je nienawiść do małolat, które ów facet bałamuci co weekend w modnych, warszawskich klubach.
Zachodzę sobie w głowę co z nimi będzie. Takie życie, jak każde inne, może przynieść rozmaite konsekwencje i nie mam wcale na myśli chorób wenerycznych, niesłusznie bagatelizowanych w naszych wesołych czasach. Los monogamistów, seryjnych lub zwykłych jest znany: to starość we dwoje, wstrętna, nudna i piękna. Rozpustnicy, a nawet poliamoryści też dostaną za swoje. Mnogość relacji oznacza multiplikację nieprzyjemnych konsekwencji. Wystarczy, że bankowcowi zaciąży jednocześnie żona, kochanka i małolata. Będzie miał chłopak do wiwatu. Takie rzeczy naprawdę się zdarzają.
Najlepiej chyba będzie założyć, że wszystkie pomysły na życie – mój, Twój, kolegów opisanych powyżej, jak i Stacha Przybyszewskiego – kończą się niedobrze. Od tego brak wyjątków. Niech każdy żyje jak mu się podoba.
A całe to rozważanie o jurnym Stachu, rozpustnikach i poliamorystach wzięło się ze spotkania. Mianowicie, krążyłem bez sensu po mieście łamiąc sobie głowę, o czym Wam, drogie dziewczyny, napisać w tym tygodniu. I akurat napatoczył się kolega, ów rozpustny bankowiec. Maszerował raźno, z bananem pod nosem. Zobaczył mnie i natychmiast wyściskał. Oczy cały czas mu się śmiały. Zaraz zapytałem o przyczynę tej wesołości, dopowiadając swoje własne domysły. Czyżby znalazł sobie jeszcze jedną kochankę? Albo ta jedyna, ukochana i wytęskniona (każdy ma taką) zdecydowała się wrócić? Oto, co usłyszałem:
— Kochany, dziś wreszcie nie mam żadnej. Właśnie pędzę do domu. Żona wyjechała. Posłucham muzyki i posiedzę w spokoju nad książką.
Tak powiedział i popędził, głodny spokojnego szczęścia. Pomyślałem sobie to co zawsze: na drugim brzegu trawa jest bardziej zielona. Chcemy być gdzie indziej, niż jesteśmy. Ci, którzy prowadzą burzliwe życie erotyczne zazdroszczą wiernym mężom i na odwrót. A jednak, ciepłe myśli wciąż krążyły wokół kolegi-bankowca i jego spokojnego wieczoru z lekturą. Ciekawe, co będzie czytał. Może listy Stacha Przybyszewskiego?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze