Matka kulturalno-oświatowa
ANNA ŻYWICKA • dawno temuIza ma troje dzieci i zero wolnego czasu. W poniedziałek Hela idzie na naukę pływania a Aleksander ma taniec nowoczesny. W tym czasie mąż jedzie z najstarszym synem na karate. Do domu wracają na kolację. I tak codziennie. Iza nie pracuje, ale grafik rozpisany ma od wczesnych godzin porannych. W ten napięty harmonogram wciska jeszcze raz w miesiącu teatrzyk, weekendowy wypad do sali zabaw lub do aquaparku. Iza wcale nie jest wyjątkiem...
Iza (34) ma troje dzieci i zero wolnego czasu. W poniedziałek Hela idzie na naukę pływania a Aleksander ma taniec nowoczesny. W tym czasie Jacek, jej mąż jedzie z najstarszym synem Maksem na karate. Do domu wracają na kolację. We wtorek dwoje dzieci ma angielski a trzecie zajęcia małego architekta. W domu znowu na kolację. W środę kolejne zajęcia z tańca i basen. W czwartek i piątek podobnie. Iza nie pracuje, ale grafik rozpisany ma od wczesnych godzin porannych do wieczora. W ten napięty harmonogram wciska jeszcze raz w miesiącu teatrzyk, weekendowy wypad do sali zabaw lub do aquaparku, do kina, na kulig lub rodzinny wypad na narty na Kaszubach. Moje dzieciaki mają tyle energii, że muszę ją jakoś spożytkować — opowiada, kiedy uda jej się na chwilę usiąść, bo na przykład najmłodsza córka bawi się w basenie z kulkami. — Czy Ty w ogóle masz czas dla siebie? – pytam. — Skąd! Odkąd urodziły się dzieci, cały czas poświęcam tylko im – odpowiada z lekkim westchnięciem.
Iza wcale nie jest wyjątkiem. Krótki rekonesans wśród znajomych i znajduję kolejne przykłady matek, dla których zapewnianie atrakcji kulturalnych i rozwojowych potomstwu stało się sposobem na życie.
Ewa (37) samotnie wychowuje ośmioletniego Sebastiana i ma wolny zawód. Spędza z nim czas od środy do niedzieli. Potem mały jedzie do jej byłego partnera. W dni szkolne syn chodzi na liczne zajęcia dodatkowe takie jak kółko dziennikarskie, turystyczne, językowe. W sobotę rano ma dodatkowe zajęcia sportowe. Jednak to nie wszystko. Ewa stara się zapewnić Sebastianowi rozrywki na najwyższym poziomie. Zabiera go na premiery teatralne dla dzieci, na weekendy w fajnych hotelach i konne przejażdżki. Ma satysfakcję, kiedy słyszy od syna, że z nią jest ciekawiej. Tata Sebastiana, który stworzył nową rodzinę, nie ma czasu na wyszukane rozrywki.
Dorota (32), żona oficera, nie pracuje zawodowo, zresztą nie miałaby na to czasu, jej kalendarz zapełniony jest od rana do wieczora. Dwie córki w wieku wczesnoszkolnym chodzą na basen, balet, angielski oraz zajęcia plastyczne. To w tygodniu, a w weekendy mają dodatkowo tenis. Niedziela to pora odpoczynku. Wtedy jest czas na kino i obiad w restauracji. Na spotkanie z koleżankami z klasy dziewczynkom nie starcza czasu. Zresztą nie miałyby jak się z nimi spotkać, bo mieszkają poza miastem i na wszystkie zajęcia i spotkania dowozi je mama.
W szkole mojego syna powstało coś na kształt stowarzyszenia ambitnych mam. Kila matek, tak się dziwnie składa, że wszystkie niepracujące i dobrze usytuowane, walczą o lepszą oświatę dla swoich dzieci. Ich działania sprowadzają się do składania postulatów u nauczycieli i wychowawców. A to chcą podzielić dzieci na basenie na te lepiej i gorzej pływające, a to zależy im, żeby na dodatkowych zajęciach z angielskiego były tylko zdolniejsze dzieciaki. Proszą też o więcej prac domowych. Chyba nie muszę wspominać, w której grupie znajdują się ich dzieci? Na moją skromną uwagę o tym, że dzieciom należy się odpoczynek i może choć na weekend można by nie zadawać siedmiolatkom prac domowych, jedna z matek ze stowarzyszenia z ciężkim westchnieniem odpowiada – Trudno, jeżeli ma być bez prac domowych, to sama będę robiła córce w niedzielę dyktanda. Ostatnio z powodu działań kilku mam, z klasy został usunięty chłopiec sprawiający problemy wychowawcze. Przeszkadzał zdolnym dzieciom realizować się w szkole.
Przeglądam propozycję zajęć dla dzieci w mieście średniej wielkości w północnej Polsce. Ambitna mama może zapisać swoje 3-miesięczne niemowlę na lekcje angielskiego, starszakowi zaproponować zajęcia rozwojowe w grupie dwulatków. Dziecko może uczęszczać na zajęcia małego chemika, architekta, uczyć się pływać, grać na instrumentach. Starsza pociecha ma do wyboru wszelkiego rodzaju sporty od karate, po tenis, w weekendy może słuchać bajek czytanych przez aktorów.
Pytam mojego siedmioletniego synka, jaki sport odpowiada mu najbardziej. — Chciałbym pojeździć na sankach z kolegami – odpowiada. Czyżbym nieodpowiednio stymulowała jego ambicję tuż po urodzeniu? Muszę nad sobą popracować. Chyba zapiszę się na odpowiedni kurs dla rodziców. Chociaż wolałabym czas, który syn spędzi na sankach wykorzystać na czytanie książki. Dla dorosłych i nie o rozwoju dzieci. Widocznie mnie też mało stymulowano w dzieciństwie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze