Czy cynizm się opłaca?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuCynizm jest bronią słabych; oznacza to, że z jego pomocą, chuchro powali Herkulesa. Oskarżanie kobiet o to, że nauczyły mnie cynizmu oraz draństwa byłoby grubym nadużyciem. Cechy te współtworzą naturalny zbiór moich zalet. Ale ich trenowanie w towarzystwie oraz na praktycznych obiektach ćwiczebnych dokonuje się, jak większość męskich działań, z myślą o kobietach. Ich zdobyciu i utrzymaniu. My myślimy, że one tego oczekują, one sądzą, że my po prostu tacy jesteśmy.
Cynizm jest bronią słabych; oznacza to, że z jego pomocą, chuchro powali Herkulesa.
Doprawdy, trudno wskazać metodę obrony przeciwko atakowi cynika, wiem to stąd, że zawsze przynależałem do atakujących i najgorszym co mnie spotkało, to wzruszenie ramion. Cynizm jest oczywistością. Cynizm jest błyskotliwy, cynizm wreszcie to atrapa samczej twardości, brutalnej inteligencji, na którą zdobędzie się nawet bęcwał z atrofią mięśni.
W gorącym, choć nie seksualnie, okresie świątecznym zasiadłem do późnej kolacji ze starym kumplem, a że zdarzyła się wódeczka, szybko uderzyliśmy w nastrój refleksyjny. Oddanie treści męskich pogawędek tutaj, na forum publicznym i to sfeminizowanym, byłoby zbrodnią, w skutek której musiałbym zatłuc się własnym laptopem, poprzestańmy więc na ogólnikach. Gaworzyliśmy sobie na konkretnych przykładach, jakie to wesołe świństwa wyrządziliśmy kobietom w minionym roku oraz życiu, w jaki sposób zabezpieczaliśmy własne interesy w relacjach damsko męskich, dbając o to, by jak najmniej włożyć, wyjmując zarazem wszystkie wilgotne skarby. Coraz bardziej rozmarzeni, rozmyci we własnym łajdactwie opowiadaliśmy z dumą o wszelkich draństwach, sprokurowanych przez nas lub kolegów. O kłamstwach i radosnych zdradach. Paskudnych flirtach, podwójnych frontach, szybkich romansach nie pozostawiających nadziei na trwanie. Byliśmy w tym radośni niby prosięta turlające się w wyjątkowo apetycznej kałuży błocka, wreszcie, kolega orzekł, że ma dosyć tej gadaniny. Zrozumiałem. Ciśnienie poświąteczne, połączone z atmosferą męskiej libacji zaciągnęło go na ciernistą drogę praworządności.A potem padło pytanie, którego się nie spodziewałem.
My, faceci, mamy rzadką zdolność chwalenia się złymi uczynkami. Nie wszystkimi, rzecz jasna. Gdybym, powiedzmy, pozbawił kalwaryjskiego dziada jego wyżebranych grosików, spotkałbym się z powszechnym potępieniem. To samo dotyczy dłubania w nosie, bicia starców i wybierania prezentów spod choinki, celem upłynnienia i przepicia. Ale, jeśli umawiam się z dwoma kobietami na raz, zyskuję laur prawdziwego chłopa, a jeśli popełnię zdradę, męski światek przyda mi jeszcze krzyż żelazny z różowymi waginami. Mogę liczyć na pomoc koleżeńską w ramach zapewnienia alibi, i wsparcie moralne, którego pozazdrościłby mi każdy lekarz, walczący z głodem i chorobą na Czarnym Lądzie. Ustawiłem swoją kobietę jak w zegarku, tak, że nie piśnie, choćby zapalenie okostnej odbierało jej zmysły? Jeszcze lepiej, brawo stary. Wychodzę z kolegami dzień w dzień, za to do świtu, a ona nie może nic powiedzieć? Super, napijmy się jeszcze. To wciąż przykłady radykalne, weźmy więc inny, oto ustawiam się przy pomocy kobiety, szczodrze wyposażonej w mieszkanie, pracę i biust sztuczny, poświęcając przy okazji szarą, wierną myszkę, sprzyjającą do tej pory mojemu szaleństwu. Nikt mnie za to nie potępi, jeszcze pogratulują.
Zarazem, bycie ciepłym misiem, kochliwym a nawet wiernym, rodzi niesłychane trudności towarzyskie. Z miejsca ujawniają się podejrzenia o naiwność i zdziecinnienie (licealne lub Marcinkiewiczowskie), w powietrzu fruwają wróżby, jak skończy się ta moja miłość i czy będą alimenty. I facet, który bez problemów, z dumą przyzna się do zdrad, potrójnych randek i życia na prawach żigolaka, wstydzi się powiedzieć: Zakochałem się. Tego zawsze było mi trzeba. Po prostu nie umie, mało tego, prędzej nauczy się tylu arii operowych co Pavarotti, niż wykrztusi te parę prostych słów. Dlaczego, zapytał mnie kolega, a ja oczywiście nie wiem. No bo czemu do złego przyznajemy się chętnie, do dobrego zaś wcale?
Oczywiście, dlatego, że w powszechnym mniemaniu, zło jest fajne, dobro – wprost przeciwnie.
Męskie spotkania i relacje zawsze niosą piętno konfrontacji. Konkretnie, przypominają pokaz siły, jaki urządzają bażanty, nim zaczną dziobać się o jakąś pierzastą nianię. Stroszą więc piórka, gulgoczą, próbując zarazem ukryć wszelkie słabości, czyli kulawą nogę, wydłubane oko albo uczucia właśnie. Nie ma siły, nikt o zdrowych zmysłach nie padnie na plecy, ukazując miękki kawał skóry skrywający serce – przynajmniej tego rodzaju myślenie obowiązuje powszechnie. A ja nie mogę pojąć, czemu tak się podziało, gdyż powinno być dokładnie na odwrót. Deklaracja uczuciowości, tkliwości i przywiązania, związana z konkretną osobą, powinna uchodzić za dowód twardości charakteru. Młodzież i Marcinkiewicza zmilczmy. Przecież, jeśli odsłaniam swoje uczucia, to proste piękno zakochania, sygnalizuję jednocześnie, że jestem gotów na dowolny atak – nawet leżąc na plecach, z odsłoniętym sercem, pozostaję śmiertelnie niebezpieczny. Jak odwinę, ugryzę, będzie po tobie. W końcu, żeby trwać w miłości, trzeba wykazywać się siłą pojazdu pancernego.
Oczywiście, kobiety także są winne. Miłość znajduje się w defensywie, cynik zyskuje na atrakcyjności, co nie jest niczym nowym. Jeszcze sto pięćdziesiąt lat temu, uczucie nie stanowiło podstawy związku, miejsce Romeo i Julii było na kartach książki lub w wariatkowie. Dziś nawet globalizacja wskrzesza małżeństwa z rozsądku, żeby tylko przywołać związki prawników, lekarzy czy szczurów korporacyjnych (co śmieszne, są to szczury bezdzietne). Tymczasem, zakochany facet to kłopot jak cholera, nie wiadomo, co z takim zrobić, gdyż on sam, ze względu na tajemniczość targających nim uczuć pozostaje nieprzewidywalny. Jeszcze będzie chciał trzymać się za łapki, całować w miejscach publicznych, a co najgorsze, skoro tak łatwo zrzekł się własnej wolności (zakochanie przypomina galery albo kierat), to za chwilę będzie oczekiwał tego samego, od drugiej strony. Na domiar złego, co powiedzą inni na takie sercowe wariactwo, na tę niedojrzałość?
Przecież do poważnych świat należy.
Nauczony przykrym doświadczeniem zdążyłem pojąć w trwodze, że wszystko zmierza ku gorszemu, zielona trawa gnije i nawet Clint Eastwood kiedyś wróci do pampersów. Cynizm, będący rodzajem maski, łajdactwo skrywające duszę szlachetną, pewnego dnia przestanie skrywać cokolwiek, stanie się skórą z własnym krwiobiegiem, co oczywiście doprowadzi do rozczarowania płci przeciwnej. Drań musi w końcu mieć dobre serce. Tyle przynajmniej o draniach można rzec pewnego. A jeśli wszyscy ze szczętem zmienimy się w potwory, ujawni się trend odwrotny: bydlęta, pozostałe po mężczyznach zaczną niezdarnie udawać czułość i zakochanie, co będzie miało urok nosorożca na łyżwach.
Oskarżanie kobiet o to, że nauczyły mnie cynizmu oraz draństwa byłoby grubym nadużyciem. Cechy te współtworzą naturalny zbiór moich zalet. Ale ich trenowanie w towarzystwie oraz na praktycznych obiektach ćwiczebnych dokonuje się, jak większość męskich działań, z myślą o kobietach. Ich zdobyciu i utrzymaniu. My myślimy, że one tego oczekują, one sądzą, że my po prostu tacy jesteśmy. Trudności zaczynają się w chwili, gdy to kobieta się zakocha, mają jednak charakter pozorny.
W końcu, dziewczyny, wy umiecie roztopić każde serce.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze