Jak zmusić go do płacenia na dziecko?
KASIA KOSIK • dawno temuPrzysłany do nas list od Małgorzaty daje do myślenia. Ile to razy słyszę o braku odpowiedzialności, niestety częściej z ust kobiet. Duże dziecko, niebieski ptak, Piotruś Pan, to zdaje się przydomki, które określają mężczyzn, nie zostały stworzone dla nas. O kobietach słyszę często: gospodarna, Siłaczka, poświęca się. Oczywiście nie można generalizować, bo czasem sprawy mają się odwrotnie, są i odpowiedzialni tatusiowie. Rozwiedziona Małgorzata walczy o byt dla dziecka, i jest to walka z wiatrakami. Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz. Ano nic...
Przysłany do nas list od Małgorzaty daje do myślenia. Ile to razy słyszę o braku odpowiedzialności, niestety częściej z ust kobiet. Duże dziecko, niebieski ptak, Piotruś Pan, to zdaje się przydomki, które określają mężczyzn, nie zostały stworzone dla nas. O kobietach słyszę często: gospodarna, Siłaczka, poświęca się. Oczywiście nie można generalizować, bo czasem sprawy mają się odwrotnie, są i odpowiedzialni tatusiowie. Rozwiedziona Małgorzata walczy o byt dla dziecka, i jest to walka z wiatrakami. Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz. Ano nic…
Dwa lata temu rozstałam się z mężem. Było to rozstanie pokojowe, bez orzekania o winie, choć według mnie wina leży po jego stronie, bo oszukiwał mnie z pieniędzmi, zdradzał i popijał. Na rozprawie ustaliliśmy 250 zł alimentów na naszą małoletnią córkę, to była nasza wspólna decyzja. On wtedy nie miał pracy, za to miał masę długów, a ja w miarę dobrze zarabiałam, miałam też gdzie mieszkać, bo wcześniej mieszkaliśmy w mieszkaniu rodziców, kupionych dla mnie jeszcze przed ślubem. On musiał poszukać czegoś na wynajem. Pamiętam, że sędzia była zdziwiona wysokością alimentów, o które występowałam. W Warszawie, gdzie mieszkam, to podobno kwota niespotykana, a rozwiedzione żony żądają zazwyczaj najwięcej i nic je nie obchodzi, czy były małżonek dysponuje taką kwotą. Sędzia także nie zawsze kieruje się wysokością zarobków, bo mężczyźni często je ukrywają. Do mojego męża sędzia powiedziała wtedy, że ma dwie zdrowe ręce i nogi i że ma nadzieję, że on będzie płacił więcej z własnej woli, bo 250 zł to kwota bardzo bardzo niska.
Nie wiem, co mną wtedy kierowało, gdy ustalaliśmy wysokość alimentów, chyba to, że bałam się o niego, czy da sobie radę, zdawałam sobie sprawę z ilości zobowiązań, które sam sobie poczynił, gdy wpadł w kłopoty. Byłam chyba współuzależniona, albo omamiona, a może coś czułam jeszcze do niego. Było mi go żal, mimo że tyle złego nam wyrządził.
Były mąż mimo tak niskich alimentów w ciągu tych dwóch lat zapłacił mi tylko dwa razy, a ja się nie upominałam, bo jakoś dawałam radę. Był za to wzorowym ojcem, jakiego Zosia nigdy wcześniej nie miała. Odbierał ją ze szkoły, czasem podwoził do koleżanki, zabierał na pizzę, na spacery, razem odwiedzali ściankę wspinaczkową, byli nawet dwa razy na wakacjach nad jeziorem.
Jednak od tamtego czasu moja sytuacja diametralnie się zmieniła. Straciłam dodatkowe zajęcie i została mi goła pensja, samochód się popsuł, a córka przygotowywała do ważnego egzaminu i wspomagałam ją korepetycjami.
Poprosiłam go o pieniądze pierwszy raz, dzwoniłam kilka razy i rozmawiałam. Okazało się, że ma kogoś z dwójką małych dzieci. Niby coś obiecywał, ale nigdy się nie wywiązał. Do Zosi też przychodził coraz rzadziej.
Nie z zemsty ale ze zwykłego dbania o własne interesy zaczęłam się zastanawiać nad komornikiem. Liczyłam na to, że skoro on mi nie płaci, to może wspomoże mnie państwo. Gdy powiedziałam mu o tym, przeraził się chyba, bo przysłał za jeden miesiąc, a potem znów była cisza.
Zaczęłam szperać w sieci, w ustawach i szybko przeliczyłam, że pójcie do komornika nic mi nie da, bo moje zarobki choć niskie, przekraczają jednak kwotę przypadającą na jedną osobę w gospodarstwie i państwo i tak nie wspomogłoby mnie. Pójście do sądu po podwyżkę alimentów też nie ma sensu, bo przecież on i tak nie będzie płacił. Nie wiem co robić i jak go zmusić do łożenia na córkę.
Nie rozumiem tej postawy. Gdybym to ja była w jego sytuacji (ma sporo długów), nawet gdybym wiedziała, że mi nie starczy na wszystko, pieniądze na dziecko byłyby dla mnie priorytetem. Sądzę, że tak myśli większość matek. Czy faceci sadzą, że utrzymanie dziecka nic nie kosztuje, sama kurtka na zimę i buty to prawie kwota zasądzonych alimentów, za 250 zł nie wyposażę dziecka nawet do szkoły, prawie tyle kosztują korepetycje z angielskiego albo leki, gdy zachoruje. Czy mężczyźni nie zdają sobie z tego sprawy, czy nie chcą sobie zdać. Gdybym była nim, rzuciłabym palenie, jego uzależnienie kosztuje pewnie tyle co te pożal się boże alimenty. A na pewno nie pchałabym się do założenia kolejnej rodziny. Przecież tamtym dzieciom też się od niego coś należy, skoro z nimi mieszka.
Czy któraś z was była w podobnej sytuacji i potrafi mi pomóc radą? Komentarze, że jestem idiotką, nie są potrzebne. Właśnie tak się czuję, gdy przejrzałam na oczy. Walczę tylko o dostateczny byt dla mojej córki.
Małgorzata z Warszawy
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze