Ile jest wart milimetr członka?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuJeśli kobieta mówi, że rozmiar nie ma znaczenia, to kłamie. Maleńki narząd stanowi powód do wstydu, konar jak łapa Arnolda jest przedmiotem dumy, oba zaś pozostają równie niefunkcjonalne, co czyni kult rozmiaru kompletnie bezsensownym, a nawet szkodliwym. Operacje powiększające penisa wiążą się z dużym ryzykiem. Niekiedy, mężczyźni decydują się na redukcję aż do zera, czyli kastrację. Dokładną wartość milimetra członka możemy już dokładnie wycenić.
W „Nic śmiesznego” Marka Koterskiego Adaś Miauczyński (grany jeszcze przez Cezarego Pazurę) staje przed trudnym zadaniem zdobycia atrapy męskiego członka, niezbędnej do filmu, przy którym pracuje. Udaje się w tym celu do faceta od efektów specjalnych i składa zamówienie. Przy okazji wywiązuje się rozmowa dotycząca rozmiaru. Panowie sondują się wzrokiem. Przecież każdy sobie mierzy. „Ile masz?” „Ty powiedz pierwszy!” „Szesnaaaa… piet… czternaście centymetrów”.
Czternaście oznacza dwanaście, czyli raczej skromnie. Jeśli kobieta mówi, że rozmiar nie ma znaczenia, to kłamie. Maleńki narząd stanowi powód do wstydu, konar jak łapa Arnolda jest przedmiotem dumy, oba zaś pozostają równie niefunkcjonalne, co czyni kult rozmiaru kompletnie bezsensownym, a nawet szkodliwym. Operacje powiększające penis wiążą się z dużym ryzykiem, pozostając jednocześnie poza zasięgiem mieszkańców uboższych rejonów świata. W zakresie domowych sposobów mistrzostwo osiągnęli Rosjanie. Mężczyzna ze Wschodu potrafi zaszyć sobie stalowe kulki na całej długości prącia. Teraz naprawdę coś ostrego: szanowanym zwyczajem w Rosji jest robienie dwóch głębokich, krzyżujących się nacięć na żołędzi. Następnie, ofiara takiej operacji nie może dopuścić do ponownego zrośnięcia się. Efektem jest pręt zwieńczony ogromną głownią, przypominający przez to wieżę ciśnień.
Nie zmyślam. Naprawdę. Tylko ten przykład skłania mnie do stwierdzenia, że z kultu rozmiaru nie może wyniknąć nic dobrego.
Niekiedy, mężczyźni decydują się na redukcję aż do zera, czyli kastrację. Kilka lat temu, polskimi tabloidami wstrząsnęła opowieść o góralu, który po kłótni z żoną urżnął się, chwycił brzeszczot i uharatał sobie niedawny przedmiot dumy. Niewiele brakowało, a zdążyliby mu przyszyć. Dotarcie helikoptera na miejsce zdarzenia opóźniły warunki atmosferyczne. Można powiedzieć, że nasz góral nie sikałby przez rurkę gdyby nie burza. Zapewne jest pośmiewiskiem całego Podhala. Niezasłużenie. Samokastracja ma bowiem długą tradycję związaną z radykalną pobożnością. Skopci, działający w carskiej Rosji utożsamiali grzech pierworodny ze stosunkiem seksualnym i proponowali aż dwa rodzaje wytrzebienia. „Mała pieczęć” polegała na ucięciu samych tyko jąder. „Duża pieczęć” to nic innego jak ciach siekierką po całości. Taki zabieg gwarantował w niebie rangę archanioła. Orygenes, jedna z ważniejszych postaci wczesnego chrześcijaństwa również się wykastrował i to we wczesnej młodości. Powodem była nie doktryna, lecz niezdolność do radzenia sobie z własną płciowością. Pozbawiony przyrodzenia, Orygenes nabrał niezwykłej łagodności, uwierzył w bezgraniczność bożego miłosierdzia i głosił, że Piekło jest puste. Czyżby brak penisa – lub choćby jego zmniejszenie – mogło zmieniać życie na lepsze?
Anonimowy mieszkaniec Montrealu udziela odpowiedzi przeczącej. Doświadczył też bardzo szczególnej straty. Trzy lata temu trafił do szpitala z członkiem poważnie uszkodzonym podczas współżycia. Chirurg ciął jednak nazbyt zamaszyście. Nieszczęśnik, wybudzony z narkozy odkrył na swym narządzie świeże blizny, ponadto, źródło jego małżeńskiej radości pozostawało w permanentnym stanie opadu. Gdy zdolność do erekcji powróciła, przerażony mężczyzna odkrył, że rozmiar uległ zmniejszeniu i to o cały cal, czyli jakieś dwa i pół centymetra. Mówimy o materii, gdzie każdy milimetr jest na wagę złota.
Dokładną wartość milimetra członka możemy już dokładnie wycenić, właśnie dzięki biednemu Kanadyjczykowi. Właśnie pozywa szpital na 155 000 dolarów kanadyjskich, czyli 84 000 euro. Tłumaczy, że zmniejszenie rozmiaru doprowadziło do rozpadu jego małżeństwa, i tak narażonego na poważne trudności. Mężczyzna od pewnego czasu ma niewładne nogi. Nic dziwnego, że uszkodzenie kolejnej części ciała wywołuje w nim grozę i wściekłość. Stanowisko szpitala pozostaje nieznane. Nie znam się na medycynie. Co jeśli ów skrót, owo bolesne cięcie przez członek było nieuniknione? Z drugiej strony dopuszczam możliwość, że ów biedaczyna sprowokuje innych pacjentów, skrzywdzonych w ten sam sposób do ujawnienia się i złożenia pozwu.
Krzywda naszego Kanadyjczyka ubogaca jednak nas wszystkich. Jak dotąd nie znaliśmy dokładnej wartości długości męskiego członka, czy może raczej określaliśmy go miarą stosowaną przez ludy prymitywne: „Mnóstwo” albo „niemożebnie wiele”. Wraz z pozwem pojawiła się konkretne wartość liczbowa i, w konsekwencji, możliwość określenia wartości co do milimetra. Przypominam, za ubytek wielkości dwóch i pół centymetra pokrzywdzony domaga się 84 000 euro. Dwa i pół centymetra to dwadzieścia pięć milimetrów. Podzielmy teraz jedno przez drugie. Milimetr długości męskiego członka jest wart – przynajmniej w Kanadzie – 3360 euro, co daje 13 944 złote według oficjalnego kursu NBP na dzień dzisiejszy. Rozmiar zasobów finansowych spoczywających w spodniach każdy mężczyzna może określić samodzielnie. Dość powiedzieć, że czternastocentymetrowy wacuś Adasia Miauczyńskiego wart jest prawie dwa miliony złotych.
Powyższa wycena ma charakter szacunkowy i dopiero czeka na potwierdzenie. Wyrok kanadyjskiego sądu może ją zmniejszyć lub zlikwidować, pozostawiając nas w znajomo przykrej niewiedzy. Są i inne pytania. Czy niepełnosprawność Kanadyjczyka wpływa na wartość wyceny, a jeśli owszem, to w jaki sposób? Co z samą kanadyjskością? Przecież wartość jednego milimetra może być różna w zależności od regionu świata. Inna w Ameryce, inna dla Chińczyków. Nie ulega wątpliwości, że dla Polaków znajdą się specjalne, niskie ceny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze