My, dinozaury
LAURA BAKALARSKA • dawno temuPrzyznaję, że poczułam się w tamtym momencie trochę bezradna. Tak jak wtedy, kiedy trzeba komuś, kto nie pamięta tamtych czasów, tłumaczyć jakieś grepsy z filmów Barei. Uświadomiłam sobie, że należę do pokolenia dinozaurów. My, dinozaury, pamiętamy mleczarza, który o piątej rano stawiał mleko pod naszymi drzwiami w litrowej, szklanej butelce zamkniętej kapslem ze sreberka...
Cała historia zaczęła się niewinnie. Jechałyśmy z Dzieciem na drugi koniec miasta. Od przystanku musiałyśmy jeszcze pokonać pieszo kawał drogi. Na tej drodze napotkałyśmy dwie całkiem porządne kamienice bez domofonu. Wyraziłam zdumienie, no bo taka rzecz w dobrej dzielnicy to naprawdę egzotyczna sprawa. Od słowa do słowa zgadało się, że kiedyś w ogóle nie było domofonów.
— I każdy mógł wejść? – zdumiał się Dzieć.
— Każdy.
— I ludzie nie czuli się zagrożeni?
— Nie.
— I pijacy nie pili na klatkach schodowych?
— Nie.
— To gdzie pili?
— Obawiam się, że w pracy.
— To nie było bezrobotnych?
— Teoretycznie nie było.
Przyznaję, że poczułam się w tamtym momencie trochę bezradna. Tak jak wtedy, kiedy trzeba komuś, kto nie pamięta tamtych czasów, tłumaczyć jakieś grepsy z filmów Barei. Uświadomiłam sobie, że należę do pokolenia dinozaurów. My, dinozaury, pamiętamy mleczarza, który o piątej rano stawiał mleko pod naszymi drzwiami w litrowej, szklanej butelce zamkniętej kapslem ze sreberka. I faceta, który czasem pojawiał się na podwórku z przenośną maszyną i krzyczał: „Noooożice ostrzi, paryzole naprawia! Skupuje stare wanny, stare panny!”.
Pamiętamy oranżadę w proszku w torebkach takich, w jakich obecnie sprzedaje się proszek do pieczenia, i gumę balonową Donald. Te gumy kryły w swoim wnętrzu historyjkę obrazkową, rodzaj komiksu, i wiele dzieci je zbierało. Przedmiotem pożądania były też naklejki na samochody. Dlatego ten, kto dysponował adresem jakiejś firmy samochodowej, wlókł za sobą ogon żebrzących o taki adres rówieśników. To my jeździliśmy rowerem kolegi po osiedlu i nikomu nie przyszło do głowy, że konieczny jest do tego kask. A rower przeważnie miał albo hamulec ręczny, albo nożny. Dwa hamulce to doprawdy byłby burżuazyjny wymysł.
My, dinozaury, pamiętamy szkolne fartuszki ze stilonu z dopinanym białym kołnierzykiem, kapcie wywrotki i juniorki. Pamiętamy przysięgę składaną przez całą klasę przed każdym dniem w szkole: „Ojczyzno nasza, Polsko Ludowa, tyś owocem walki i pracy pokoleń najlepszych twych córek i synów. Przyrzekamy ci: stać wiernie na straży ustroju socjalistycznego…”.
Pamiętamy osiedlowe kina. Małe, ale nam się wydawały wielkie, a nazywały się przeważnie Elektronik, Energetyk albo Rialto. Pamiętamy komputery Atari i obowiązkowe prace społeczne. Tak, bawiliśmy się loteryjkami obrazkowymi, bierkami, fińskim nożem wbijanym w piach (i to były prawdziwe „państwa – miasta”) oraz radiem skonstruowanym z pudełka od zapałek i zamkniętego w nim chrabąszcza.
Wspominamy repasację pończoch, adaptery Bambino i pocztówki dźwiękowe. Pamiętamy tekst „Tu Rozgłośnia Harcerska Polskiego Radia” (czy jeszcze ktoś dzisiaj używa słowa „rozgłośnia”?!). My, dinozaury, nie pamiętamy, co jedliśmy wczoraj na obiad, ale pamiętamy wyprawy z krzesłami na dobranockę do sąsiadów, którzy mieli telewizor. My uczyliśmy się obcowania z prasą od „Misia”, przez „Świerszczyk”, „Świat Młodych”, po „Na przełaj” i „Filipinkę”.
Pamiętamy ubrania z Hofflandu i polowania na nie w gigantycznych kolejkach, i wyprawy na ciuchy do Rembertowa. Dumne komunikaty, że statek z bakaliami na święta już czeka na rozładunek w Gdyni. W tamtym świecie cytrusy wydawały owoce tylko dwa razy w roku: na Boże Narodzenie i na Wielkanoc.
Nie mówcie nam, że tęsknimy za Peerelem. My tęsknimy za dzieciństwem, bo może ono wam się wydaje szare i byle jakie, ale było NASZE. A w ogóle: i tak w końcu wyginiemy. Jak to dinozaury.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze