Wstydzisz się, że jesteś Polakiem?
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuOd paru dni nic nie można załatwić, co jest nieomylnym znakiem, że oto mamy majowy długi weekend. Większość Polaków korzysta z uroków corocznego nicnierobienia. Grillujemy i siedzimy na działkach. Ewentualnie frustrujemy się, że nie mamy działki i grilla. Gdyby jednak spytać Polaków, jaka jest przyczyna tego zbiorowego nieróbstwa, byłby kłopot z odpowiedzią. Bo co my właściwie teraz świętujemy?
Na przykład moi sąsiedzi z bloku nie świętują chyba niczego. Na balkon wystawili psa, który wyje już drugi dzień, ale o czymkolwiek w kolorach biało-czerwonych zapomnieli. Może i słusznie, bo sfrustrowany czworonóg mógłby niecnie zbezcześcić barwy narodowe. Jednak w zeszłym roku też flagi nie widziałam, więc raczej się nie spodziewam, żeby teraz doznali jakiejś patriotycznej przemiany.
Pozostali sąsiedzi też są chyba przedstawicielami mniejszości etnicznych, a polskiego nauczyli się na kursach dla agentów obcego wywiadu. A może jeszcze wywieszą? Nie chcą być ostentacyjni? Uczynią to w nocy, by nikt nie dojrzał, jak wstydliwe mocują się ze sznurkiem? Obudzę się trzeciego dnia maja, a tam las biało-czerwony?
A może nie chcą, żeby ktoś skojarzył ich flagę z obrzydliwym komunistycznym Świętem Pracy? Robiła tak moja babcia – gdy miejscowy pierwszy sekretarz jeździł sprawdzać, czy na całej ulicy są flagi, okna domu babci były ostentacyjnie puste. Gdy zaś kontrolował, czy ludzie pochowali flagi i nie świętują rocznicy uchwalenia burżuazyjnej konstytucji, babcia flagę wywieszała. Z fantazyjnym dodatkiem flagi biało-niebieskiej (maryjna) i żółto-białej (papieska), żeby już całkiem było wiadomo, jaką opcję ideologiczną prezentuje posiadaczka tych okien. I babcia oczywiście nie była jedyna, wiele osób robiło tak samo. Część oczywiście, zgodnie z dyrektywami przewodniej siły narodu, chowało flagę zaraz po pierwszym dniu maja. Część z kolei wielce ekumenicznie wywieszała barwy narodowe przez wszystkie trzy dni (w tym niektórzy flagi maryjną i papieską też z okazji Święta Pracy eksponowali, w ramach hasła Panu Bogu świeczkę, a PZPR ogarek).
Osobną kwestią był oczywiście pochód pierwszomajowy. Dziś prawie wszyscy w wieku czterdzieści plus wmawiają nam, że oni to nigdy w czymś takim nie uczestniczyli, bo od pieluch byli w opozycji. Skądś jednak te uśmiechnięte gęby, które możemy oglądać na kronikach filmowych, się brały. I naprawdę większość maszerujących wygląda na szczerze zadowolonych.
Choć można z tego kpić, ci ludzie przynajmniej wiedzieli, że coś świętują. Albo, że czegoś ostentacyjnie nie świętują. Obie te postawy były świadectwem jakichś przekonań, które dzisiaj możemy różnie oceniać. A my współcześnie? Co właściwie świętujemy? Możliwość zjedzenia kiełbasy z grilla? Albo przeciw czemu protestujemy? Że węgiel drzewny podrożał? Dlaczego nie chce nam się wywiesić flagi? Czy nie zasługuje na to ani Święto Pracy, ani Święto Flagi (tak! Jest coś takiego i wypada drugiego maja!), ani rocznica uchwalenia Konstytucji Trzeciego Maja?
Zapytana o to moja rówieśniczka stwierdziła, że jest bezrobotna choć perfekcyjnie wykształcona, więc pierwsze święto nie jest jej. Konstytucja też jej nie obchodzi, bo już nie pamięta, co to dokładnie było (rzeczywiście, znamionuje to świetne wykształcenie), a to święto w środku to jakiś wymysł jest. A w ogóle, to ona się wstydzi, że jest Polką, więc nie będzie z jakąś flagą się ośmieszać. Jestem chyba z wyjątkowo głupiego pokolenia, bo w podobny sposób mówi wielu znajomych urodzonych w latach osiemdziesiątych. Że tacy Szwedzi, Anglicy, Niemcy itd. to mają z czego być dumni, a my wcale. Taki zacofany kraj, małe zarobki, a jeszcze wiek emerytalny podwyższają. Wszędzie jest lepiej, a u nas najgorzej. No, ewentualnie w jakimś Zimbabwe może jest gorzej, ale i tu nie ma pewności. I wstydzą się za Jarosława/Donalda/Bronisława/Waldemara/Janusza (niepotrzebne skreślić), że są takimi beznadziejnymi politykami i doprowadzili nas na skraj przepaści. Dlatego w ramach protestu żadnych flag nie będzie.
No i rzeczywiście, jeśli ktoś w ogóle nie zna historii, to może sobie tak niemądre refleksje snuć. A ja będę się upierać, że mamy z czego być dumni. Jesteśmy w świetnym miejscu, mimo długu publicznego i nieciekawej demografii. Mamy się znacznie lepiej niż przez dziewięćdziesiąt procent naszych dziejów. Nie musimy powstawać, konspirować i wydawać podziemnych gazetek. Obcych wojsk, które sobie maszerują po Mazowszu czy Podkarpaciu, też jakoś nie widzę.
I dlatego zmieniły się nasze aspiracje oraz marzenia. Dwadzieścia lat temu nikt przy zdrowych zmysłach nie porównywał Polski z Anglią. Dzisiaj młodzi ludzie uważają, że im się należą zarobki i pomoc państwa taka jak nad Tamizą. Pewnie, nadal z tego porównania wynika, że czas się pakować. Ale zapytajcie dziadków, czy w latach czterdziestych albo pięćdziesiątych porównywali się z Anglikami? Wyśmieją was. Z Rumunią, co najwyżej. A teraz proszę: młode pokolenie ogarnia wstyd, że w Polsce nie ma takich niskich podatków jak w Stanach, pogody jak w Hiszpanii i opieki socjalnej jak w Szwecji. Może jeszcze powstydzimy się, że nie mamy norweskiej ropy? I własnej głupoty?
Biorąc pod uwagę warszawskie ulice, tych wstydzących się Polski jest chyba z roku na rok więcej. Dlatego uważam, że jeśli komuś nie chce się wywiesić flagi, to niech nie świętuje. Niech wyrabia PKB i walczy z deficytem budżetowym. Przecież i tak nie ma czego świętować, hm?
A ja z szacunkiem myślę o ludziach, którzy uchwalili nam mądrą konstytucję, oddawali życie za flagę i ciężko pracowali na to, żebyśmy sobie dzisiaj mogli w spokoju ducha grillować. To przecież dzięki nim większość z nas ma teraz nie tylko wolną ojczyznę, ale i dziewięć dni wolnego. Podczas których żaden pierwszy sekretarz nie sprawdza, jak tam wasze okna.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze