Między młotem a kowadłem
DOROTA CHRZĄSTOWSKA • dawno temuZastanawiam się też, jak w tym świetle wyglądają inni moi przyjaciele i ja sama. Przecież też rozmawiamy, i to raczej nie o pogodzie. O wszystkim, o wspólnych znajomych także. W takim razie rozmawiamy czy plotkujemy, i od czego to zależy? Może od intencji i od tego, czy są to dobre, czy złe informacje, czy neutralne, czy ściśle prywatne.
Mam pewną koleżankę, niezbyt bliską, z czasem coraz mniej mi bliską. Lubię ją, znam od lat, ale jednocześnie ma ona co najmniej kilka cech, które mocno mnie denerwują. Za każdym razem, gdy się z nią widzę – a z przyczyn niezależnych ode mnie zdarza się to rzadko – czuję się jak na przesłuchaniu. Rozmowa z nią nie wygląda jak wymiana myśli i spostrzeżeń, tylko maglowanie niczym w szkole przy tablicy. Nie zniechęca jej nawet to, że odpowiadam półsłówkami, ociągając się albo naokoło. Powinno to dać jej do myślenia, że może niekoniecznie chcę o czymś opowiadać, ale niestety nie daje. Uparcie ponawia szczegółowe, dociekliwe pytania o życie prywatne.
Druga nieco irytująca cecha tej samej osoby to coś, co nazywam wietrzeniem i rozgłaszaniem sensacji. Koleżanka jest kopalnią informacji o wszystkich naszych wspólnych znajomych. Zawsze zachodzę w głowę, skąd ona to w ogóle wie… Widać inni udzielają bardziej konkretnych odpowiedzi, gdy przyciśnie do muru. Przy każdym spotkaniu, niepytana, zasypuje mnie wieściami z serii „co u kogoś słychać” i prawie zawsze są to informacje złe lub wręcz bulwersujące. Słuchając tych sensacji, czuję się jak podglądacz, intruz, bo może do moich uszu wcale nie miały one dotrzeć. To dość krępujące, bo wychodzę z założenia, że gdyby ktoś chciał, żebym o czymś wiedziała, to sam by mi powiedział.
Co gorsza, kiedy czasem próbuję zweryfikować informacje u osób zainteresowanych, okazuje się, że sprawy wcale nie mają się aż tak źle, te wszystkie doniesienia są przejaskrawione, a problemy już dawno rozwiązali. I wtedy dopiero robi mi się głupio. I w końcu, patrząc na to, jak zostały przez koleżankę przedstawione problemy innych osób, zaczynam się zastanawiać, co też ona naopowiada innym o mnie. Dlatego dla bezpieczeństwa kluczę, zmieniam temat, wykrętnie odpowiadam lub milczę w myśl zasady, że wszystko, co powiem, może zostać wykorzystane przeciwko mnie.
Niesłuszna byłaby jednak konkluzja, że to wyjątkowo niemiła i uciążliwa osoba. Nic podobnego – koleżanka jest duszą towarzystwa, osobą bardzo życzliwą i szczerze przejętą (przynajmniej takie sprawia wrażenie) losem innych, zaangażowaną w wiele przedsięwzięć. I dlatego, za jej sprawą, zaczynam mieć wątpliwości: gdzie jest granica między naturalną ciekawością a niezdrową, do jakiego momentu ktoś jest po prostu zainteresowany sytuacją drugiego człowieka, a od kiedy już wścibski… Czy wypytuje, bo chce zrozumieć i pomóc, czy wiedzieć wszystko o wszystkich i puszczać w świat wyolbrzymione plotki? I czemu, niepytana, sypie jak z rękawa informacjami o innych – czy dlatego, że nie chce mówić o sobie?
Zastanawiam się też, jak w tym świetle wyglądają inni moi przyjaciele i ja sama. Przecież też rozmawiamy, i to raczej nie o pogodzie. O wszystkim, o wspólnych znajomych także. W takim razie rozmawiamy, czy plotkujemy, i od czego to zależy? Może od intencji i od tego, czy są to dobre, czy złe informacje, czy neutralne, czy ściśle prywatne. Granica między tym, o czym wypada rozmawiać osobom trzecim, a co intymne i należy uszanować, jest płynna. Wiele razy zdarzało mi się w imię dyskrecji udawać, że o czymś nie słyszałam, a potem dowiadywać się, że sprawa jest powszechnie znana, a moje konspiracyjne, wymijające odpowiedzi były kompletnie niepotrzebne. Kilkakrotnie wynikły z tego nawet drobne nieporozumienia, bo ktoś zinterpretował sobie półsłówka niezgodnie z moimi intencjami.
Sprawa polega chyba na tym, że skoro są ludzie, którzy lubią plotki rozpowszechniać, to zawsze znajdzie się ktoś, kto chętnie nadstawi ucha.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze