Nowy Rok! I z czego się tu cieszyć?
NINA WUM • dawno temuStanisław Lem, znany kąśliwiec, ongiś skomentował sylwestrowy szał następująco: "Facet wypadł z okna wieżowca. Mija kolejne piętra i wrzaskiem radości oznajmia swym bliźnim, że coraz bardziej zbliża się do ziemi."
Stanisław Lem, znany kąśliwiec, ongiś skomentował sylwestrowy szał następująco: Facet wypadł z okna wieżowca. Mija kolejne piętra i wrzaskiem radości oznajmia swym bliźnim, że coraz bardziej zbliża się do ziemi.
Każdy kolejny koniec roku znaczy ubytek w liczbie lat, która jest nam osobiście przypisana. Jako dzieci tego nie rozumiemy, cieszymy się fajerwerkami. Jako nastolatki ochoczo chwytamy jeszcze jedną okazję, by utracić przytomność pod wpływem napojów wyskokowych (niekiedy z dodatkiem frenetycznego próbowania wdzięków płci przeciwnej lub tej samej.)
Jako dorośli… no właśnie.
Dla wielu z nas sylwestrowa kanonada o północy wyznacza zamknięcie okresu pełnego smutków i porażek. Czasem większych, jak utrata pracy, z którą wiązaliśmy przyszłość zawodową. Czasem takich, spod których podnieść się trudno — jak śmierć kogoś bliskiego. Czasem niewielkich i obiektywnie błahych. Ile kobiet zarzekało się, że w tym (mijającym właśnie) roku już na pewno schudnie?
Społeczny przymus świętowania jednych uskrzydla — ach, te rozkoszne wahania przy wyborze kiecki — innych zaś przygniata do ziemi. Wyobraźmy sobie związek, który już od pewnego czasu chwieje się w posadach. Ani on, ani ona nie mają szczególnej ochoty, by wbijać się w elegancką odzież i wirować w czułym tańcu. Nie tańczyli razem od nie wiedzieć, jak długo. On ma do niej stale rosnący bukiet zastrzeżeń. Ona czasami nie może patrzeć na tę jego wszystkowiedzącą, apodyktyczną gębę.
Jednak znajomi zapraszają. Niekoniecznie na huczny bal. Może tylko na kameralną domówkę przy muzyce i winie. On i ona nie czują się na siłach, by użyć tej — tradycyjnie kojarzonej z radością — okazji do demonstracji rozdźwięku w związku/małżeństwie. Wciągną zatem na grzbiety coś odświętnego, kupią szampana i spędzą ten wieczór, uśmiechając się z przymusem. Spięci i niezbyt szczęśliwi.
Dla osoby, która boleśnie odczuwa brak życiowego partnera sylwester jest paskudnym czasem. Media i otaczający świat zachęcają, by rzucić się w wir rozrywki, a tu nie ma z kim. Wystosowane od szczęśliwie sparowanych znajomych zaproszenie jakoś nie cieszy. Pozostaje wyłączyć telewizor, zatrzasnąć okna i przespać tę krytyczną okazję.
Znam kobietę, która jest od lat sama i w ostatni dzień roku kładzie się spać wcześniej niż zwykle.
— Nie mam ochoty skończyć, jedząc lody z kubełka i płacząc nad swoim losem - oznajmia rzeczowo.
Mam propozycję. Odczarujmy sylwestra. To tylko data jak każda inna, choć obudowana społecznym bagażem. Media, które zachęcają, by z tej okazji wydawać, wydawać, wydawać (na nową, wystrzałową kreację. Na fryzjera i manikiurzystkę. Na bilet wstępu do lokalu wreszcie. Na szampana. Na nowe buty. I tak dalej) mają w tym swój bardzo przyziemny, finansowy interes. To wszystko nie ma nic wspólnego z nami.
Nie udało nam się w minionym roku zrobić kariery? Przyciągnąć miłości, na którą czekamy? To nic. Póki życia, póty nadziei. Ważne osobiste zmiany nie muszą dokonywać się na gwizdek, z grudnia na styczeń. Dajmy sobie w tym roku dyspensę na szczegółowe noworoczne postanowienia. Sami wiemy najlepiej, co z nich zwykle zostaje.
Warto sobie z tej okazji zadać dwa pytania. Pierwsze: jak spędziłabym/spędziłbym sylwestra, gdyby nie krępowały mnie oczekiwania innych? W kapciach przed telewizorem, oglądając ulubione filmy? Tłukąc w najnowsze "Call of Duty" na konsoli? W łóżku, śpiąc smacznie? A potem zróbmy to.
Drugie, niemniej ważne (a może ważniejsze?) pytanie brzmi: co mogę zrobić, by w roku 2015 uczynić moje życie bardziej satysfakcjonującym? Nie od pierwszego stycznia, ale w ogóle. Czy nasze plany i dążenia wypływają z nas samych?
Mąż lub partner życzyłby sobie, żebym schudła. Ale czy ja sama tego chcę? Być może tu trzeba szukać odpowiedzi na pytanie, czemu wskazówka wagi jakoś ani drgnie.
Straciłyśmy świetnie płatną posadę w korporacji? To może być okazja, by zadać sobie pytanie, czy my w ogóle się w takiej kulturze pracy odnajdujemy. Może poszukajmy czegoś mniej prestiżowego, za to będącego bardziej w zgodzie z melodią, co nam w duszy gra?
Każdy ma na mentalnym strychu parę gratów, domagających się przewietrzenia. Przejrzyjmy je na spokojnie.
Koniec roku jest po temu niezłą okazją. Kto wie, może coś dobrego z tego wyniknie.
Przeżyliśmy kolejny rok. Żyjemy dalej. Z tego na pewno warto się ucieszyć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze