Filozofia chorobowa
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuJa w tym mieście dla pieniędzy nie żyję. Zarabiam, bo lubię, rachunków i tak w terminie nie płacę i ciągle mi się marzy domek na wsi i stadnina. Tymczasem nie mam nawet balkonu, a do piwnicy wejście przywaliła pani Wandzia, bo ma obok sklepik i daje mi papierochy na krechę, nawet jak mam zapalenie oskrzeli i nie powinna mi dawać ani na krechę, ani w ogóle. Może chce mnie wykończyć.
Na plac przed moje okna jeszcze po zimie nie wróciły jeszcze wszystkie straganiarki i jak na razie są tylko hodowcy gołębi we wtorki i w piątki, gołębie są zmiennocieplne w przeciwieństwie do ziemniaczków oraz cebulki.
Generalnie od jakichś trzech tygodni z małymi przerwami oglądam sobie świat zza szybki, w bamboszkach, piżamce oraz z termometrem pod pachą very sexy. Od miesięcy marzyłam o kilku dniach wolnego świętego spokoju, to mam. W spokoju patrzę przez okno, po drugiej stronie placu galeria, to sobie popatrzę na wernisaż, zapuszczę żurawia, czy ktoś znajomy nie wchodzi do Alchemii, czy ktoś znajomy gdzieś na placu nie zaparkował. Święty spokój przez szybkę.
Problem w tym, że mnie ten święty spokój mierzi potwornie i jak już go mam razem z tym zapaleniem oskrzeli, to go wcale mieć nie chcę. W nagrodę – jak wstrętny mały aptekarz – odliczam sobie dni, podczas których nie wydałam ani grosza, bo leżę. Nie pojadę do Madonna di Campiglio na narty, bo mnie z pracy z powodu tego chorowania w tym miesiącu nigdzie już nie puszczą, to może sobie zrobię depilację laserową (to zajmie najwyżej dwie godziny) nie tylko miejsc strategicznych, ale dodatkowo może chociaż jednej nogi. Będę potem wieczorami w pościeli przez piętnaście minut kusząco wystawiać jedną wydepilowaną nogę, na drugą niech poczeka, jak kocha, to poczeka.
Gdybym chciała żyć dla pieniędzy, to bym się wyniosła do Warszawy, kawalercia, tramwaik do pracy, dzyń, dzyń, lanczyk, biegu, biegu, byłabym dżezi, nawet bym malowała rzęsy, a wieczorem taksóweczka i jakiś klabing raz na dwa tygodnie. Widać, że nie żyję w Warszawie, bo zdaje się klabing już niemodny. U nas to się nazywa po bożemu “wyjść do miasta”. Uczestniczyłabym w życiu kulturalnym stolycy, bo u nas jest tylko towarzyskie (aferek wysłuchuję przez telefon, nawet jak jestem w dobrym zdrowiu, a wówczas nawet tym bardziej, bo chorą czasem ktoś wpadnie nawiedzić, jak znajdzie czas), patrzyłabym z bliska na afery polityczne, bo u nas też poza towarzyskimi żadnych nie ma. Zarobiło by się na pozycję, wyszło przyzwoicie za mąż, kredyt na mieszkanko, mieszkanko na kredyt, etacik, macierzyński urlopik, kieracik, terefere, kafelki w łazience.
Jasne, że nie dla pieniędzy. Ja mam tu knajpy na wyciągnięcie ręki, milion znajomych mam, wychodzi się do miasta, szukać nie trzeba, tyle – że ostatnio nawet nie szukać nie mam czasu. Z iluś tam nieprzeczytanych książek po parę kartek zdążę przejrzeć, trwaj ty moje zapalenie oskrzeli, skończyło się jedno, zacznę sobie drugie, a gdzieś pod spodem stres: nie ma cię – nie zarobisz.
Pamiętam święte oburzenie autora w jakimś artykule w poczytnym tygodniku, święte oburzenie na uczestnika Big Brothera albo innego reality show, że ówże mianowicie na pytanie, co chciałby robić w życiu, odrzekł: dobrze się bawić. No szczery chłopak był. Rzuciły się na niego harpie, na “tę dzisiejszą młodzież” rzuciły się, że ona taka bez celu, że jej zabawa w głowie, a nie przyzwoite zarabianie pieniędzy i równie przyzwoite dostosowanie się do społecznych wymogów.
Zarabiając pieniądze i się przystosowując, powiedziała moja pani doktor, pani nie dożyje czterdziestki.
Więc wczoraj, po przyzwoitym zarabianiu pieniędzy po raz pierwszy od paru tygodni, kiedy już przeszło pierwsze i drugie zapalenie oskrzeli, a trzecie mi się jakoś jeszcze nie wykluło, więc wczoraj – ze strachu, że się znowu za bardzo przyzwyczaję do pracy, uciekłam z niej wcześniej na pierwszy, zimny, wiosenny dzień, słoneczko popylało po niebie, ptaszki się darły, Celsjusz nie był uprzejmy skoczyć wyżej niż do pięciu stopni.
Siadłyśmy z koleżanką w kawiarnianym ogródku, na tym mrozie słonecznym, krupnik z wrzątkiem i cytryną, przez godzinę pracowicie marzłam na kolejne przeziębienie i czułam się cudownie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze