Panowie w negliżu
CASTORP • dawno temuW rzeczy samej panowie w negliżu. Bowiem tu o męskie, wulgarnie obnażone interesy chodzi. Figury są płci męskiej, a kobietom życie przypisało w tym dramacie role pionów, statystytów, którzy zaraz po zejściu z desek teatru nikną, szczęśliwie nie szczuje się za nimi psami, nie nęka. Nie zawdzięczają kobiety tego oszczędzenia manierom i dobroduszności graczy, bo - nie dajcie się zmylić zwodniczej grandilokwencji głównych postaci - przy stole zasiedli ludzie zdolni do rozmaitych świństewek; zwyczajnie reguły tej gry w rolach prominentnych stawiają mężczyzn, wykluczając kobiety.
Kończąc z dwuznacznościami — o politykę tu chodzi w dużymformacie.
W dobie telewizji pastewnej (posługując się zasłyszanym gdzieś terminem) ze świecą szukać programów przy dłuższej konsumpcji nie nużących.A tu trafia się nielada gratka, niebanalny teatr i słuchowisko "rywinowskie".I to wszystko jeszcze nabiera z czasem mocy, staje się coraz bardziej trucicielskiedla naszych umysłów.
Mamy tu Rywina, Złego o aparycji rosyjskiego magnata gazowego, alter egoniesławnego Rema Wiachiriewa z Gazpromu. Mamy niepokornego i zahartowanegoredaktora dziennika, kryształowego i nie idącego na układy. Szefa telewizji publicznej,którego wypowiedzi rodzą podejrzenie, że ma on ludzi za osłów, którzy wszystko przełkną(choć czy nie można już nabrać takich podejrzeń, ogladając programy telewizjipublicznej z nim za sterem?). Sejmową komisję śledczą, dla której niemałym wyzwaniemjest nie rozpaść się i nie pokłócić się. Jest i System, co do którego żaden zdrowyna umyśle polski obywatel nie jest pewien, po której ten stoi stronie. Sąi wielcy nieobecni, ważne persony wzmiankowane tu i tam, jak i protektorzy naszegoZłego, którzy — jak można domniemywać — są od niego samego dziesięciokroćmroczniejsi. Wyraziste postacie i wysoka stawka rozgrywki — społeczne poczucie bezpieczeństwai nastroje na wiele lat. Czy będzie przyzwolenie na podstolikowe interesy, naciski i łapówki,bezkarnosć, czy też nie będzie.
Prawdziwą jednak wartością, jakiej dostarcza to przedstawienie, są oratorskie popisygłównych aktorów — niespolegliwy i (w dobrym sensie) pyszałkowaty Michnik,Nałęcz jak dąb i mądrość, inteligentny Rokita, rzeczowy Ziobro. I Urban, reanimowanyupiór i pierwszy cynik PRL-u w roli obrońcy praworządności. Skrzący się erudycyjnymi ozdobamijęzyk i subtelności, których na próżno na co dzień szukać w języku mediów. Polemiki,ataki i repliki. Sztuka zaowalowanej ironii, balansowanie na granicy bezczelności i śmiałościw wykonaniu redaktora Michnika, który zwraca się do interlokutora "pan poseł łaskawie mnie pyta",kiedy chce dać do zrozumienia, że ma go za półgłówka.
Wracając jeszcze na chwilę do reprezentacji kobiet, to rzec można, że element kobiecyw komisji dobrano niefortunnie. Roztargniona posłanka SLD-owska, która w towarzystwiewyrobionych jastrzębi robi za wyszydzanego ptaka-nielota, wiecznie opóźnionegoz programem sumiennego ucznia, którego umysłowość i natręctwo nieznośnieuwierają wszystkich na sali (i przed telewizorami). Co do posłanki Beger, to nieodparcienarzuca się myśl, że pełni ona funkcję plakatu wyborczego "Kobiety też kochają Samoobronę".
Tkwi we mnie nostalgia za polemikami radiowymi, przemowami, debatami — jakto bywało w zamierzchłych czasach, a co dziś trwa jedynie w formie cząstkowej.Wiecznie żywy sentyment dla mężów stanu i niezrównanych oratorów, którzy swoimisłowami potrafili poderwać słuchaczy, biczować, dostarczać wzruszeń i odwoływać siędo sumienie. Dlatego nie mogę już doczekać się kolejnego aktu dramatu.Choćby nawet w trakcie tego przedstawienia miały mnie przeszywać i dręczyć najgorszeprzeczucia. En garde, Panowie!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze