Elektroniczny dziennik – ułatwienie i wspomaganie nauczania czy może utrapienie?
EWA ORACZ • dawno temuCzuję się, jakbym wróciła do szkoły - to jedna z opinii na temat skutków wprowadzenia elektronicznych dzienników do szkół. Kto jest najbardziej zadowolony z takiego systemu. Jest on potrzebny, podnosi poziom nauki, poprawia relację rodzic – nauczyciel? Czy wywiadówki odchodzą do lamusa, a w nowoczesnej szkole da się jeszcze pójść na wagary?
Czuję się, jakbym wróciła do szkoły — to jedna z opinii na temat skutków wprowadzenia elektronicznych dzienników do szkół. Kto jest najbardziej zadowolony z takiego systemu. Jest on potrzebny, podnosi poziom nauki, poprawia relację rodzic – nauczyciel? Czy wywiadówki odchodzą do lamusa, a w nowoczesnej szkole da się jeszcze pójść na wagary?
Elektroniczne dzienniki funkcjonują w polskich szkołach już parę lat, nie we wszystkich wprawdzie, ale w większości. Te kilka lat to wystarczający czas, żeby wyrobić sobie zdanie na ten temat i móc ocenić czy system jest dobry. Pytanie tylko dla kogo dobry? Dla nauczycieli, uczniów czy rodziców? Czy taka forma kontroli, bo nie ukrywajmy, ale jedną z zalet/wad takiego dziennika jest kontrolowanie ucznia, działa tak samo w przypadku dziesięciolatka i czternastolatka? Czy taki łatwy kontakt między nauczycielem a rodzicem przekłada się na poprawę edukacji?
Nie mam dziecka w wieku szkolnym, więc moje opinie mogą być co najwyżej przypuszczeniami, a życie to wszystko zweryfikuje za kilka lat. Jednak już teraz takie rozwiązanie budzie we mnie sporo wątpliwości i pojawiają się pytania o to, czy zalety przewyższają wady.
Opinie nauczycieli są w miarę spójne, o ile dziennik elektroniczny jest jedynym, to ułatwia pracę, gorzej gdy nadal muszą prowadzić także papierowy. Problem z taką formą wystawiania ocen i opinii mają nauczyciele, którzy, jak sami o sobie piszą, są „mało komputerowi”. Sporo nauczycieli zawraca uwagę na brak prawdziwego kontaktu z rodzicami, na żywą relację, która jest o wiele bogatsza od wystukanych na klawiaturze zdań, nawet tych obfitujących w wykrzykniki i wielkie litery. Nic nie zastąpi prawdziwego kontaktu i możliwości porozmawiania.
A co z rodzicami? I tu się zaczynają schody, bo poza szybko działającym systemem wystawiania ocen, jest też możliwość przekazywania rodzicom zaleceń np. Proszę dopilnować, aby dziecko przygotowało się do klasówki, odrobiło zadanie domowe, itp... Skutkuje to niestety często kilkugodzinnymi posiadówkami z dzieckiem i wspólnym odrabianiem lekcji. A to sprawia, że niektórzy czują się, jakby wrócili do szkoły, udziela im się klasówkowy stres dzieci, a codzienne odrabianie lekcji włącza się w harmonogram dnia, zabierając czas zapracowanym i tak rodzicom. Oczywiście nie widzę nic złego we wspólnym odrabianiu lekcji, jeśli dziecko tego wymaga. Zastanawiam się jednak, czy taki system uczy samodzielności, czy przypadkiem nie zabiera rodzinie tych bardzo cennych godzin, które mogłaby spędzić razem. Rodzice narzekają na bardzo dużą ilość prac domowych, na pretensje dzieci, że „ciągle tylko szkoła”. Czy dziecko, któremu we wszystkich pracach domowych pomaga rodzic, jest w stanie samodzielnie odrobić zadania, bez pilnowania? Czy nauczy się odpowiedzialności, będzie wiedziało jak zorganizować sobie czas, żeby poradzić sobie z pracą domową i mieć jednocześnie czas na przyjemności? Czy będzie w stanie zapamiętać, że na plastykę ma przynieść farby a na niemiecki referat, bez dopilnowania rodziców? Poza tym czytając wypowiedzi, odniosłam wrażenie, że tych prac domowych jest bardzo dużo. Czy większość edukacji nie powinna odbywać się w szkołach? Czy to program jest przeładowany? Z jednej strony wciąż mówi się o obniżonym poziomie w szkołach, a prac domowych i nauki jest coraz więcej, skąd taka sprzeczność?
Edukacja to nie tylko lekcje w szkole i zadania domowe do zrobienia. Edukacja jest też umiejętnością poradzenia sobie z sytuacją, gdy daliśmy plamę, a dokładnie gdy dziecko np. zawaliło klasówkę. W takiej sytuacji musi sobie poradzić z powiedzeniem o tym rodzicom w odpowiednim dla niego czasie, lub niepowiedzeniu, to też jest jakaś decyzja. System elektroniczny pozbawia go takiej możliwości, bo zanim wróci do domu, ocena już będzie do wglądu dla rodziców. Pierwsza jedynka to bardzo cenne doświadczenie i dobra lekcja. Czy to nie jest tak, że dzienniki zmniejszają zaufanie do dzieci, jak się o tym przekonać? Nie sprawdzać wiadomości od nauczycieli? Jakie macie doświadczenia w tym temacie?
Kontrowersyjną sprawą są wagary. Z jednej strony wydają się być oczywistą częścią nastoletniego życia. Z drugiej strony nie chodzi przecież o opuszczenie połowy zajęć skutkujące brakiem promocji do następnej klasy. Nie popadajmy w skrajności. Większość z nas przynajmniej raz w życiu urwała się z jakiejś lekcji. W przypadku długiej nieobecności, wiadomość o absencji i tak prędzej czy później dotrze do rodziców, nie jest do tego potrzebny dziennik elektroniczny. Zresztą uczniowie, którzy mają problemy z wagarowaniem, najczęściej mają problemy w domu i jest to brak uwagi rodziców, nie zmieni tego elektroniczna kontrola. Nawet najskuteczniejsza inwigilacja nie naprawi dysfunkcji w rodzinie.
Taki system wpływa na poprawę edukacji według was? Ułatwia kontakt ze szkołą? Czy to dobrze, że rodzice coraz więcej czasu spędzają z dziećmi przy biurku i komputerze?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze