Cybergroby i diamenty z prochów
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuZa kilka lat, 1 listopada wirtualne świece zapłoną jaśniej niż te realne, a co drugi z nas nosić będzie na palcu kolorowy Diament Pamięci z prochów zmarłego, a może pojawią się jeszcze ciekawsze innowacje przemysłu funeralnego. Jest w ludziach wiecznie żywa potrzeba pamiętania o zmarłych, ale też wieczna potrzeba poszukiwań nowych form. To co najważniejsze i tak pozostanie w naszym sercu.
Dzień Wszystkich Świętych w Polsce to czas zadumy i wspomnień o tych, którzy odeszli. To zamglone jesienne pejzaże i łuna światła bijąca od palących się na grobach zniczów. To wspomnienia, nostalgia i chwila dla przeszłości. To również pospolite, samochodowe ruszenie w kierunku nekropolii i setki wypadków drogowych. To także wielkie święto handlu i marketingu, jeszcze jedno, na równych prawach z walentynkami, mikołajkami czy sylwestrem. Obdarowujemy zmarłych coraz strojniejszymi wiązankami, wymyślnymi zniczami i monumentalnymi nagrobkami, jakbyśmy chcieli wielkością udowodnić swoją pamięć. A może wielkość i ilość chryzantem zrekompensować ma rzadkie wizyty na cmentarzu?
Mało kto jest dzisiaj w stanie często odwiedzać groby bliskich. Członkowie rodzin rozsiani są po całym świecie, nie zawsze mają czas i pieniądze by wyruszyć w drogę. Ale żyjąc w XXI wieku, wcale nie trzeba wychodzić z domu, by zapalić zmarłym świeczkę. Dziś wystarczy tylko wystukać na klawiaturze odpowiedni adres www, by stanąć przed bramą wirtualnego cmentarza. Subtelna muzyka i sugestywna oprawa graficzna wprowadzą nas w wirtualny świat pamięci o zmarłych. Możemy udać się do nekropolii buddyjskiej, hinduskiej, anglikańskiej, ateistycznej. Tylko od nas zależy, czy nagrobek postawimy bliskiej osobie, komuś znanemu, ukochanemu zwierzakowi czy sobie samemu. Możemy zadowolić się wirtualnym spacerem między grobami lub zapalić świeczkę, która nie zgaśnie i złożyć kwiaty, które nie więdną. Taki cmentarz można odwiedzić o każdej porze dnia i nocy, będąc w dowolnym miejscu na świecie.
Tradycjonaliści w tym momencie zadrżą z oburzenia, że to pójście na łatwiznę, profanacja zmarłych, internetowa zabawa, lecz dla wielu będzie to często odwiedzany adres. O rosnącej popularności cmentarnych witryn świadczy liczba e-nekropoli i to nie tylko na świecie, gdzie ilość wirtualnych cmentarzy liczona jest już w tysiącach, ale również w Polsce, gdzie takich witryn jest przynajmniej kilka.
W dobie krytykowania kultury życia i częstego mówienia o ucieczce od duchowości w kierunku konsumpcji, internetowe miejsca pamięci powinny cieszyć. Pamięć o zmarłych wciąż jest żywa, ubrała tylko nowoczesną szatę. Mamy internetowe kawiarnie, prywatne fora dyskusyjne w gronie internetowych przyjaciół, czemu nie mieć w sieci miejsca zadumy? Mnie osobiście bardziej kontrowersyjne wydaje się obchodzenie w Polsce Helloween i bieganie z wydrążoną dynią na głowie. Wolę obserwować zwyczaje na rodzimym gruncie. Ustawienia ołtarzy ofiarnych dla zmarłych i pojenie ich tequilą, tak jak to się robi w Meksyku, czy palenie darów na płycie nagrobnej na wzór gwatemalski, w Polsce wydawałoby się równie sztuczne. Ale Internet jest globalny, tak samo jak potrzeba pamiętania o zmarłych.
Są obrzędy funeralne, za którymi przemawia racjonalizm i względy ekonomiczne. Jednym z nich jest coraz powszechniejsza dzisiaj kremacja, mającą przecież swe korzenie w kulturach pierwotnych. Z punktu widzenie religii chrześcijańskiej rodzaj pochówku nie jest obojętny. Mówi się, że ciało stanowi jedność z zamieszkującą je duszą. Wedle obietnicy złożonej pierwszym chrześcijanom przez Boga, ich ciała miały zmartwychwstać w przyszłości. I choć Biblii nie odczytuje się dosłownie, to jednak mowa jest w niej o grzebaniu ciał a nie o ich paleniu. Mimo sprzeciwu Kościoła kremacja szczególnie na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych praktykowana jest na szeroką skalę (w USA to blisko 30 % wszystkich pogrzebów). Z pewnością ma na to wpływ ekonomia. Spalenie ciała a potem jego przechowywanie w urnie jest mniej kosztowne niż wykupienie miejsca na cmentarzu i postawienie nagrobka. Czasami dochodzą jeszcze argumenty natury sentymentalno – obyczajowej. Niektórzy zaznaczają w testamencie, że chcą by ich spalono a ich prochy rozrzucono na polu, w górach czy przechowywano w miejscu, gdzie czuli się szczęśliwi, chociażby w salonie M3. Bardziej dosadni zwolennicy kremacji mówią, że nie chcą by ich truchło zanieczyszczało wody gruntowe. Należy jednak pamiętać, że rozrzucanie prochów zmarłych, podobnie jak ich przechowywanie poza cmentarzem jest w Polsce nielegalne.
A co, gdyby prochy zamieniły się w diament noszony w naszyjniku lub niewinnie wyglądającym pierścionku? Na pomysł zamiany prochów w diament wpadł Rusty Vanden Biesen, pewnego dnia rozmawiając z bratem i kolegami o śmierci. Tradycyjny pochówek lub alternatywny spoczynek w urnie na kominku wydały mu się mało atrakcyjne. Opracował więc metodę pozwalającą uzyskać z ciała ludzkiego (zawierającego 15 proc. węgla) nawet do 100 diamentów. Ich wytworzenie trwa około 4 miesięcy. Po takim okresie zmarły zmienia się w klejnot, który można dowolnie oprawić. Może zdobić dłoń wdowy lub szyję córki, a kiedy one odejdą z tego świata przejdzie w posiadanie kolejnego pokolenia jako rodowe kosztowności. Diamenty ze zwłok zmarłych krewnych oferuje już kilkaset zakładów pogrzebowych w USA, Kanadzie, Holandii i Japonii i wielu innych krajach a założona przez Vanden Biesena firma LifeGem produkująca Diamenty Pamięci swoje przedstawicielstwo otworzyła również w Polsce. Działalność firmy każe nam wierzyć, że choć z prochu powstaliśmy, to w niego się nie obrócimy. Hasło „na zawsze razem” też nabiera nowego znaczenie.
Nawet najbardziej kontrowersyjne pomysły z czasem powszechnieją. Za kilka lat może się okazać, że 1 listopada wirtualne świece zapłoną jaśniej niż te realne, że co drugi z nas nosić będzie na palcu kolorowy Diament Pamięci a może pojawią się jeszcze ciekawsze innowacje przemysłu funeralnego. To, że się pojawią, to pewne. Jest w ludziach wiecznie żywa potrzeba pamiętania o zmarłych, ale też wieczna potrzeba poszukiwań nowych form. Kontrowersyjne? To co najważniejsze i tak pozostanie w naszym sercu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze