Czarodziejska góra (mebli)
LAURA BAKALARSKA • dawno temuCzłowiek podobno mebluje się całe życie. Taki to ma dobrze. Dawka silnych wrażeń rozkłada mu się równomiernie po całym życiorysie. Niektórzy jednak są zmuszeni zapełnić zupełnie puste mieszkanie w jednym-dwóch rzutach. Tym by się należał darmowy pobyt w jakimś dobrym sanatorium dla bardzo nerwowo chorych. Ja właśnie jestem w takiej sytuacji. To znaczy: sanatorium nie dostałam, meblowałam się dziesięć lat temu w wielkim pośpiechu.
Człowiek podobno mebluje się całe życie. Taki to ma dobrze. Dawka silnych wrażeń rozkłada mu się równomiernie po całym życiorysie. Niektórzy jednak są zmuszeni zapełnić zupełnie puste mieszkanie w jednym-dwóch rzutach. Tym by się należał darmowy pobyt w jakimś dobrym sanatorium dla bardzo nerwowo chorych.
Ja właśnie jestem w takiej sytuacji. To znaczy: sanatorium nie dostałam, meblowałam się dziesięć lat temu w wielkim pośpiechu po wprowadzeniu się z dzieckiem do zupełnie pustego mieszkania. Patrzę na otaczające mnie sprzęty i stwierdzam: ruina. Ruina zresztą była od samego początku. A każda kupiona rzecz to była prawdziwa przygoda. Na przykład kupowanie mebli w Ikei wygląda tak: człowiek sobie wybiera, co mu odpowiada, zamawia to u obsługanta i dopiero wtedy dowiaduje się, że dana szafka wyeksponowana – owszem – jest, ale w magazynach nie ma, czyli kupić się jej nie da. Takich blatów, jakie nam się podobają, nie ma również. A kiedy będą? Za dwa tygodnie. (Za dwa tygodnie blatów nie ma i nie wiadomo, kiedy się pojawią.)
Następnie obsługant wypisuje kwit i trzeba przejść do magazynu samoobsługowego, zorganizować sobie wózek, ściągnąć z półek złożone i zapakowane w pudła meble, dźwignąć je na wózek i dopchać do kasy. Pięć szafek, stół i dwie ławy za nic nie chcą się zmieścić na jednym wózku. Nawiasem mówiąc, jest to świetna forma aktywności fizycznej dla kogoś, komu po operacji zalecono unikanie wysiłku i chronienie się przed urazami.Potem należy zapłacić, a następnie dotaszczyć wózek z meblami do działu transportu. Tam pracownicy sklepu odbierają meble, żeby je dowieźć klientowi do domu. Terminu dostawy wybrać nie można. Ikea przechowuje zakupiony towar tylko przez jeden dzień. Przy wyjściu żegna nas wielkie tableau: „Meble z Ikea najtaniej przewieziesz do domu własnym samochodem”. Jest to rewelacja na miarę E=mc2.
Sprzęty z Ikei są pioruńsko drogie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ich jakość. Ale mają jedną zaletę nie do przecenienia: można nimi leczyć kompleksy. Drzwi od szafki ze zlewozmywakiem są krzywe i proste nigdy nie będą, bo otwory na zawiasy wywiercono zbyt wysoko. Schematy montażu to odbitka powielaczowa – tycie rysuneczki dla liliputa o sokolim wzroku. Któraś szafka nie ma nawet tej tandetnej instrukcji. Jeden schemat zaleca przykręcić deskę tak, drugi całkiem odwrotnie. Szuflada za cholerę nie chce wjechać w prowadnice – i nic dziwnego, bo instrukcja błędnie podaje poziom ich wkręcenia. Można się z niej za to dowiedzieć, że produkt ten charakteryzuje szwedzka jakość.
No cóż, obowiązku kupowania w Ikei nie ma. Dobry Bóg oraz kapitalizm otworzył przed nami i inne możliwości. W ten to sposób w Galerii Wzornictwa postanowiłam kupić dwa regały na książki, łóżko z materacem, biurko z blatem o regulowanej wysokości, przeszkloną szafkę wiszącą i regał dla dziecka. Jak widać, nie były to zakupy zamykające się sumą o równowartości pudełka zapałek.
– A czy nie wzięłaby pani innego regału?
Chodziło rzecz jasna o to, że wybrany przeze mnie model to była ostatnia sztuka. Stał na wystawie i trzeba by go było rozkręcać. Biurko nieobecne, trzeba się o nie dowiadywać. Materaca, zdaje się, nie dowieźli z fabryki. Nie wiadomo, czy do szafki są wsporniki. Ale pieniądze ode mnie przyjęto i umówiono się na poniedziałek. Na wszelki wypadek podałam swój numer telefonu. W poniedziałek siedziałam w domu – i nic. Mebli nie dowieziono.
Natchniona proroczym przeczuciem zadzwoniłam do sklepu.
– Dziś mebelków nie wozimy – zakląskała paniusia, która przyjęła telefon – bo raniutko popsuł nam się samochodzik. Ale my pamiętamy o pani, bo przecież przyjęliśmy pieniążki.
Minęło kilka dni, wreszcie przyjechali panowie z meblami.
– Pani oczywiście wie, że nie ma materaca? – zapytał jeden.
– Nie wiem i nie przyjmuję do wiadomości!
Po czym napisałam na kwicie: brak materaca.
– Chciałam jeszcze u państwa kupić biurko, więc proszę mi je przywieźć razem z materacem.
– Świetnie! – ucieszył się pan. – To transport biurka będzie pani miała za darmo!
– Za darmo to ja siedziałam w poniedziałek, kiedy popsuł się wam samochód i nie zawiadomiliście mnie o tym!
Następne dni były ubarwione oczekiwaniem na wiadomość, jakże też się miewa mój materac. Panie z Galerii zapewniały: „Świetnie panią rozumiem, ale gdyby stała pani po drugiej stronie lady…”. Za realnego socjalizmu w modzie była odzywka: „Jak pani taka mądra, to niech pani przyjdzie do nas pracować”. Otóż: każdy stoi po swojej stronie lady. Ja nie oczekuję od nikogo, że będzie za mnie pisał teksty. A z mojej strony lady widać było łóżko bez materaca i bez instrukcji montażu.Wreszcie dowieźli mi materac i biurko, ale już „ostatnie, z ekspozycji”. No proszę. Poprzedniego dnia wieczorem nie było żadnego, a dziś już ostatnie. Ja to mam fart! Powinnam chyba zobaczyć to biurko i umrzeć.
Anglicy powiadają, że arystokrata to człowiek, który nie musi kupować mebli. Nas tutaj to na ogół nie dotyczy. Powinnam niedługo zrobić remont, a po nim wymienić przynajmniej część mebli. Ale na myśl o tym robi mi się słabo. Dziwi to kogoś?
***
Słowniczek trudniejszych wyrazów:
Sklep meblowy – miejsce, gdzie stoi mnóstwo rzeczy, których nie ma w magazynie.
Najatrakcyjniejszy mebel w sklepie – prywatny pani kierowniczki, przywiozła z domu, żeby było ładnie.
„1001 krzeseł” – nazwa przesadzona o co najmniej 997.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze