Niczego nie postanawiam
MARTYNA KAMIŃSKA • dawno temuKoniec roku to dobry czas na podsumowanie zysków i strat oraz ułożenie planu działania na nadchodzące 12 miesięcy. W kobiecych czasopismach aż roi się od złotych rad, jak wytrwać w swoich noworocznych postanowieniach. Jednocześnie te same gazety informują, że jeżeli z jakichś względów nie uda nam się osiągnąć tego, co założyłyśmy – nie powinnyśmy mieć do siebie żadnych pretensji.
Koniec roku to dobry czas na podsumowanie zysków i strat oraz ułożenie planu działania na nadchodzące 12 miesięcy. W kobiecych czasopismach aż roi się od złotych rad, jak wytrwać w swoich noworocznych postanowieniach. Do najczęściej składanych obietnic należą zrzucenie kilku zbędnych kilogramów oraz zaprzestanie palenia. Jednocześnie te same gazety informują, że jeżeli z jakichś względów nie uda nam się osiągnąć tego, co założyłyśmy – nie powinnyśmy mieć do siebie żadnych pretensji.
Bądźmy jednak szczerzy – wydasz kilkaset złotych na karnet do siłowni, strój sportowy oraz buty, które rzekomo modelują sylwetkę i pomogą ci w walce ze zbędnymi kilogramami, pochodzisz dwa tygodnie, a potem szara codzienność w postaci dzieci, pracy i obowiązków domowych skutecznie odsunie cię od regularnych ćwiczeń. Jedyne co pozostanie, to poczucie, że znowu się nie udało i chyba nawet nie warto próbować po raz kolejny…
A gdyby tak chociaż raz nic nie postanawiać? Może to właśnie jest sposób. Może powinnyśmy zostawić życie własnemu biegowi. To moje noworoczne postanowienie. Uniknę w ten sposób rozczarowania związanego z ewentualną porażką. I kiedy w grudniu znowu przyjdzie czas podsumowań, nie będę sobie zarzucać, że nie dotrzymałam noworocznej obietnicy. Czyż to nie wspaniałe? Taka zdrowa dawka egoizmu na nowy rok.
Wiele z nas potrzebuje jakiegoś planu i pewnego rodzaju organizacji. To układa i porządkuje nasze działania, jednak żyjemy w poczuciu reżimu i podporządkowywania się diecie, ćwiczeniom czy chęci zapalenia papierosa. Z czasem stan ten staje się nie do zniesienia i jedyne co nam z tego przychodzi to frustracja. A po co? Czy naprawdę musimy być dla siebie aż tak niedobre, żeby się karać?
A może tak zrobić coś dla siebie? Jeżeli już koniecznie musimy coś postanawiać, to może niech założeniem na najbliższy rok będzie to, aby stać się bardziej szczęśliwą. Sprawiajmy sobie małe przyjemności i cieszmy się sobą. Masz ochotę na czekoladę – zjedz ją. Podoba ci się czerwona bluzka – kup ją. I nie zastanawiaj się, czy powinnaś, bo masz już dwie podobne w szafie. Nie ma powodu, by umartwiać się, odmawiać sobie wszystkiego i doszyć sobie metkę cierpiętnicy. Najważniejsze, żeby czuć się dobrze ze sobą. Ostatecznie żyjemy ze sobą, a nie ze wszystkimi, którzy mijają nas na ulicy.
Początek roku jest dla mnie straszny. Kiedy wracam do pracy po świętach, zaraz wysłuchuję historii, ile każda z koleżanek przytyła w święta i że teraz to już na pewno idzie na dietę. Koniec z ciastkami do kawy i wyskakiwaniem na obiad w czasie przerwy. Teraz tylko sałatka i kawa odchudzająca. Znam jadłospisy każdej diety na nadchodzący tydzień i kiedy przychodzi moja kolej dzielenia się informacjami ze świata cudownych diet, odpowiadam, że moja dieta zakłada jedzenie wszystkiego, na co mam ochotę. Mam się czuć dobrze. Góra po miesiącu i tak któraś z koleżanek nie wytrzyma i przyniesie jakieś słodkości do biura, a ja wtedy bez wyrzutów sumienia spokojnie będę mogła się poczęstować.
1 stycznia to data jak każda inna. Równie dobrze możesz zacząć robić cokolwiek od 27 marca. Nie ma to znaczenia. Nie żyjmy w narzuconych przez kogoś innego ramach! Przypomnij sobie film Lejdis. Dziewczyny też nie obchodziły sylwestra w wyznaczonym przez ogół społeczeństwa terminie. Robiły własną imprezę latem i bawiły się równie dobrze, a może nawet lepiej. To też jest metoda.
Niech ten nowy, nadchodzący rok będzie twoim rokiem. Zainwestuj w siebie. Nie mam tu na myśli kolejnych kursów, szkoleń czy certyfikatów językowych. Zainwestuj we własne szczęście, a na pewno wróci to do ciebie ze zdwojoną siłą. To chyba jedyna inwestycja długofalowa, która nie wymaga ogromnego nakładu pieniędzy, a ryzyko niepowodzenia jest niewielkie. Mogę się założyć, że jeśli choć odrobinę staniesz się szczęśliwsza, to przy kolejnych grudniowych podsumowaniach będzie ci łatwiej i znacznie więcej będzie po stronie „udało mi się” niż „poniosłam porażkę”. Jeśli jesteśmy szczęśliwe, przyciągamy szczęście. Z optymizmem patrzymy na świat i nawet jeśli coś nam nie wychodzi, to nie rozpatrujemy tego w kategoriach tragedii czy kataklizmu. Szczęście i poczucie, że jest nam ze sobą dobrze dają nam nową energię do działania. Oby tej energii było jak najwięcej, czego sobie i wam życzę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze