Pocztówka z Warszawy
EWA PAROL • dawno temuNachodzi mnie myśl, że rzeczywiście w tak brzydkim miejscu muszą żyć brzydcy ludzie, nie może być inaczej. Ja w końcu pewnie też taka jestem – zdenerwowana, niecierpliwa, czarno-szara i wymięta, tylko z kolorowymi włosami (na pewno nie niedomyta, chociaż tyle), gotowa zareagować złością i agresją na każde słowo, każdy gest. To źle, w ogóle mi się nie podoba, że staję się taka sama jak wszystko, czego nie toleruję u innych.
Znowu. Już mam tego dosyć. Jeżeli ochlapie mnie dziś jeszcze jeden samochód, to chyba za nim pobiegnę i, zamiast warczeć pod nosem słowa powszechnie uważane za obelżywe, zażądam od kierowcy pokrycia kosztów czyszczenia płaszcza w pralni. Mam wrażenie, że ten ostatni zrobił to specjalnie, mógł chyba ominąć tę kałużę, zjechać bardziej na lewo… Widać nie chciał. No tak, on ma samochód, a ja muszę lecieć, żeby nie uciekł mi kolejny autobus. Musiał okazać swoją wyższość, tylko czemu w taki sposób?
Wbiegam do przejścia podziemnego. Tu co prawda żaden złośliwy kierowca mnie nie ochlapie, ale otoczenie wygląda tak okropnie, że chcę się stąd jak najszybciej wydostać. Wokół stragany: sznurowadła, rękawiczki, czapki, szaliki, „wszystko za 5 zł”, urządzenia, których przeznaczenia nie umiem sobie wyobrazić, kierpce, oscypki wątpliwej świeżości i staniki w monstrualnych rozmiarach. Prawie biegnę, żeby jak najszybciej opuścić to miejsce, nad którym unosi się smród jak w szalecie publicznym; właściwie to szalet chyba też nie powinien tak śmierdzieć. Wymijam ludzi wolniej idących, zatrzymujących się, niosących bagaże, „Patrz k…, jak chodzisz!” – słyszę za sobą. Lecę dalej, zaciskam zęby ze złości.
Udało się. Wpadam do autobusu i siadam. Teraz chwila odpoczynku po biegu na krótkim dystansie z przeszkodami. Patrzę przez okno – widać plac budowy “Złotych Tarasów” (może coś tu się wreszcie zmieni i ucywilizuje) i największy dowód przyjaźni Polsko-radzieckiej (szkoda, że zamiast Pałacu Kultury nie zbudowali nam metra). I jeszcze ten dworzec. Ohyda, gdyby można było to wszystko zburzyć, wysadzić w powietrze! – chyba myślę już jak terrorysta. Powoli zaczynam nawet rozumieć tego kierowcę, co wjechał w kałużę na poboczu i mnie oblał. We mnie też wzbiera nieukierunkowana, bezsensowna agresja. Złość na wszystkich i na wszystko. Na tych niedomytych ludzi, obdrapany, nieogrzany autobus, obrzydliwy dworzec, kikuty drzew bez liści, rozjeżdżone błoto zamiast trawy, walające się wszędzie śmieci, powiewające torebki foliowe.
Czy usprawiedliwia mnie to, że żyję w brzydkim, beznadziejnym kraju, że codziennie obserwuję pełnym masochizmu wzrokiem barometr, rodzinną pamiątkę, która wskazuje coraz to coś gorszego, niżej i niżej…
Postanawiam więc zdobyć się na heroiczny wysiłek. Poszukać piękna, nawet patrząc przez okno autobusu po drodze do pracy. Spróbować, chociaż wiem, że będzie ciężko. Nie mamy zapierających dech, starożytnych budowli jak Rzym, pięknych bulwarów jak Paryż, urokliwych zakątków jak śródziemnomorskie kurorty. Wszystko u nas jakieś takie byle jakie, drugiej kategorii, nawet Stare Miasto nie jest stare. Większość budynków na Starówce nie ma 60 lat, a są w gorszym stanie niż renesansowe i barokowe kamienice w Amsterdamie, Florencji czy Barcelonie. Jeśli coś ładnego, godnego uwagi, to są to tylko kawałki, oderwane fragmenty – pojedyncze domy, balustrada na balkonie, detal architektoniczny, parę malowniczo skupionych drzew. Trzeba nauczyć się dostrzegać te „kawałki”, kadrować wzrokiem otoczenie jak zdjęcia, skupiać się na pięknych drobiazgach, nie zwracając uwagi na szpetotę reszty, nawet przeważającej reszty. To trudne, ale przy odrobinie wysiłku możliwe. Chyba łatwiej żyć, gdy się człowiek nauczy tak patrzeć – nie wybiórczo, tylko z rozmaitą ostrością. Wiem to jako krótkowidz: świat bez okularów, bez kłujących w oczy szczegółów, jest ładniejszy, bardziej znośny.
Piękna neogotycka ceglana kamienica przy Marszałkowskiej. Odnowiona, wewnątrz sklep, na wystawie jakby letnia kolekcja w środku szarugi. Paski, intensywna, jasna zieleń, żółć, róż, aż rażą w oczy – kto by się tak ubrał? Żeby wyglądać jak pszczółka Maja albo różowa landrynka? Jam bym się na pewno nie przemogła, nie odważyła. A może tego nam potrzeba – radosnego, kolorowego kiczu, takiego, że aż zęby bolą, na przekór tej całej szarości. Ale jak nawet ktoś się na taką kolorystykę zdecyduje, to i tak wszyscy powiedzą, że wariat…
Może więc lepiej sobie pomyśleć, że te piękne, prawdziwie europejskie miasta też mają miejsca nieładne, brudne, też mają swoje dworce centralne, wcale nie lepsze od naszego – na przykład w samym sercu Rzymu obskurna Stazione Termini i jej okolica, czy wiedeński Südbahnhof. A nasz Pałac Kultury jest jedyny w swoim rodzaju… na zachód od Moskwy. W końcu mamy jedyny Pałac Kultury w Unii Europejskiej. Czy to jakaś pociecha?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze