Tymczasem u mnie w Warszawie
REDAKCJA • dawno temuTrzynasty grudnia w stolycy... Nie jestem ironiczna, bo tu się urodziłam, podobnie jak moi starzy i jeszcze starsi. Powinnam poważać, szanować, a gonić obcych. Nie potrafię. Swoi mnie przerażają dostatecznie.
Nie jestem ironiczna, bo tu się urodziłam, podobnie jak moi starzy i jeszcze starsi. Powinnam poważać, szanować, a gonić obcych. Nie potrafię. Swoi mnie przerażają dostatecznie.
Kto mieszka w wawce, ten wie: stacja metra Centrum jest w takiej specyficznej niecce obok Pałacu Kultury (czyjej kultury ???). Dostać się można tylko przejściem podziemnym, lub schodami z poziomu zero. I właśnie tam, w tym niedostępnym, niewygodnym miejscu, paliły się dziś koksowniki przed dwoma gigantycznymi transporterami opancerzonymi. A mięśniaki robiły sobie zdjęcia z „aktorami” w moro, że niby są pałowani. Taka pamiątka.
Musiałam akurat przejść się 500 metrów na ulicę Nowogrodzką, gdzie jest śródmiejski urząd meldunkowy. Pod urzędem – mała przyczepa kempingowa z czasów zapiekanek, z transparentem TAK MIESZKAM OD 4 LAT. W oknach zasłonki w kwiatki…
Pytanie brzmi: ile kosztowało umieszczenie pancerników pod metrem? Jak to zrobiono i za czyje? Helikopterem w nocy? Czy nasza kochana władza wie, że można iść po puszki żywieniowe z Unii Europejskiej, o ile nie zarabia się więcej niż 380 zł miesięcznie? A może wie, bo sama to ustaliła?
W Internecie dziś bulwersacja: król Korei potępił i zamordował w majestacie prawa własnego wujka. Telewizja też o tym trąbi. Straszne, jak oni mogą, czemu nikt nie reaguje?
Zadaję sobie te same pytania, chodząc codziennie po ulicach mojego miasta. Śmierć głodowa jest powolniejsza niż egzekucja – to może wprowadźmy koreańskie klauzule dla najbiedniejszych, niech nie cierpią. Ostatecznie transportery opancerzone to nawiązanie do historii. Nieważne, ile to kosztowało, żeby umieścić je przy metrze Centrum. Świętujemy przecież bunt przeciw niesprawiedliwej władzy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze