Wierzysz w duchy?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuŚmiejesz się z śmieje się z wiary w duchy, cuda, medaliki, sny? Potrzeba „wiary w duchy”, rozumiana umownie jako poszukiwanie niesamowitości w życiu, jest silniejsza, niż mogłoby nam się wydawać. Wiara w duchy nadaje naszemu życiu smak, którego nie dodadzą mu wczasy all inclusive czy oglądanie telewizji.
Każdy ma swoich ulubionych bohaterów życia codziennego. Czasem jest to sprzedawczyni ze sklepu na dole, czasem fryzjer przyjmujący na rogu, czasem nasze lub cudze dziecko, nauczyciel, ktoś z dalszej rodziny. Do moich ulubionych bohaterek życia codziennego należy (pojawiająca się dość często w moich felietonach) babcia Zinajda. Jak samo imię wskazuje babcia wywodzi się z naszych byłych Kresów, a jako osoba tradycyjnie zatopiona w kulturze Wschodu wierzy w wiele rzeczy, które powszechnie uznawane są za śmieszne?
Do dziś pamiętam, jak usiłowałem posprzątać po jednej z rodzinnych wigilii, kiedy to babcia z wdziękiem osoby, dla której na tym świecie nie ma nic dziwnego, stwierdziła: Zostaw Jarek, zostaw. Przyjdą duchy to się najedzą. Cóż, wiara w przychodzenie duchów, coraz mniej popularna w społeczeństwie (szczególnie wśród jego młodszej części), kiedyś przecież kwitła, o czym może świadczyć choćby lektura Dziadów Mickiewicza, lub relacje o międzywojennych seansach okultystycznych, w których uczestniczyła cala intelektualna elita tamtych czasów. Jeśli tylko ktoś sobie życzy, babcia Zina zarzuci go szeregiem niezwykle interesujących (piszę to bez śladu ironii!) historii o duchach, znakach związanych ze zgonami w rodzinie i tym podobnych historiach, a już prawdziwą zapamiętałość wykazuje w temacie snów proroczych.
O podejściu mojej babci do snów proroczych doskonale świadczy jedna z ostatnich historyjek z tym związanych. Otóż śniła się jej moja córeczka. Trzeba zaznaczyć, że córeczki jeszcze nie mam, a babcia wydaje się z niecierpliwością czekać na ten moment, w którym zamienię ją w prababcię. Opowiedziała mi sen z niejaką nadzieją w głosie. Ja zająłem postawę obojętną i chyba właśnie za to mnie „pokarało”. Rozchorowałem się na coś, co można by określić jako „szybką grypę”, w związku z czym moja babcia natychmiast zmieniła interpretację snu: otóż córeczka oznaczała chorobę, a że córeczka była moja, to i choroba też mnie się trafiła. Wszystko się zgadzało. Babcia w swej egzegezie snu podparła się Sennikiem chaldejsko-egipskim, czyli niskobudżetową książeczką zawierająca „starożytną sztukę tłumaczenia snów”. Trzeba powiedzieć, że ów sennik jest nie tylko niezwykle skuteczny w tłumaczeniu snów (przynajmniej tak twierdzi babcia), ale również zawiera szereg proroczych sformułowań. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, iż w senniku „chaldejsko-egipskim” znajdują się takie hasła jak motorower czy telewizor?
Ktoś mógłby pomyśleć, że śmieję się ze starszej w końcu kobiety. Otóż nie. Za moją babcią stoi cała tradycja biednie wydanych senników, cudownych medalików, wiary w duchy i cuda. Czyli czegoś, co nadaje naszemu życiu smak, którego nie dodadzą mu wczasy all inclusive czy oglądanie telewizji. Potrzeba „wiary w duchy”, rozumiana umownie jako poszukiwanie niesamowitości w życiu, jest przecież silniejsza, niż mogłoby nam się wydawać. Mogę coś o tym powiedzieć, jako autor opowiadań i powieści fantastycznych, a przede wszystkim stały czytelnik prasy kobiecej.
Jeśli ktoś śmieje się z wiary w duchy, cuda, medaliki, sny i co tam jeszcze, powinien sięgnąć do wspomnianej prasy. Czegóż tam nie ma! A to horoskopy: finansowe, seksualne, rodzinne, osobiste i co się komu zamarzy. A to kolejne metody medytacji, jogi, otwierania czakr, czakramów, kanałów energetycznych, a to energetyczne masaże, które nie tylko pozbawią nas bólu pleców, ale również ułatwią osiąganie orgazmu, erekcji czy czego kto potrzebuje. W ostateczności można przeczytać o (nieco już przebrzmiałym – aczkolwiek swego czasu wprost zabójczo popularnym) feng shui, które obiecuje nam, że poprzesuwanie mebli i sprzętów domowych całkowicie i zdecydowanie pozytywnie odmieni nasze życie w związku z udrożnieniem przepływu niewidzialnych i niemożliwych do zidentyfikowania sił i energii.
Już widzę wściekłość szeregu czytelników, dla których wszelaka medycyna niekonwencjonalna i poradnictwo gazetowe jest wyznacznikiem życiowego postępowania, a horoskop z codziennej gazety stanowi swoiste „być albo nie być” danego dnia. Nie, nie wyzłośliwiam się. Chodzi po prostu o to, że większość osób, które wierzą w wielkie systemy filozoficzne Wschodu (czy raczej ich gazetowe odpryski), odczuwa dziwną wyższość nad osobami takimi jak moja babcia i w życiu nie uwierzy, że wiara w gazetowe cuda stawia je w tym samym szeregu jak osoby wierzące w opiekę świętych, medaliki, sny, duchy, cuda itp. A dokładnie tak jest. Z tym tylko zastrzeżeniem, że moja droga babcia ma w swych wierzeniach więcej wdzięku, luzu i co najciekawsze – nie uznaje się za osobę światłą i nowoczesną. Ja w każdym razie ją popieram. W końcu sam w cuda i duchy wierzę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze