Rozdwojenie jaźni
MAGDALENA LITTERER • dawno temuTak, nie da się zaprzeczyć. W tym rozdwojeniu, schizofrenicznym przeczeniu sobie przypominamy średniowiecznego niepiśmiennego chłopa, którym miotały sprzeczne, rzekłabym nawet - perwersyjne żądze, by czcić jak bogów rycerzy i wielbić bezgranicznie ich księżniczki, a potem rozkoszować się wizją tych możnych i pięknych tego świata stojących w tej samej kolejce do kotła piekielnego, co żebrak, lichwiarz i nierządnica.
Jesteśmy schizofrenicznymi odbiorcami kultury masowej.
Włączając telewizor, idąc do kina, a nawet na koncert chcemy oglądać ładne twarze i ciała. Są może tacy, którzy są nastawieni wyłącznie na odbiór sztuki, a gdzieś mają wrażenia estetyczne płynące z oglądania zadbanego ciała prężącej się przed kamerą, tudzież na scenie, „artystki”, ale — powiedzmy sobie szczerze — oni są w mniejszości. Gwiazda, żeby była gwiazdą, musi być piękna i koniec, kropka. Oczywiście gwiazda to nie modelka, która musi być chodzącą doskonałością. Gwiazda musi być człowiekiem o jakiejś osobowości wyraźnie wypisanej między czołem a brodą, niekoniecznie wybitnej, ale bardzo konkretnej, a rzadko te dwie cechy - charakterek, a najlepiej wiele potencjalnych charakterów, i idealne piękno da się pogodzić na jednej twarzy. Zatem twarz gwiazdy musi mieć tę właściwość, by choć nie doskonała, pozwalała się łatwo przeobrazić w coś ładnego, a za duże pieniądze przekuć w coś nieziemsko cudnego. I niech nikt mi nie mówi, że z większością twarzy takich cudów można dokonywać, bo prawda jest taka, że wręcz przeciwnie — na nic innego się ich nie da przetopić. Nawet jeśli są to oblicza obiektywnie urodziwe.
No właśnie, większość z nas zdaje sobie świetnie sprawę, że — z nielicznymi wyjątkami — tylko gęby gwiazd są tak doskonale elastyczne, że właśnie z powodu tej drobnej, acz rzadkiej cechy anatomicznej one nimi są, a nie my, ale w imię równowagi wewnętrznej, w odruchu samoobrony, odrzucamy tę prawdę, zaprzeczamy jej tym goręcej, że gwiazdy zaczęły grać ze swoją publicznością nie fair. Nie trudno je zrozumieć. To przecież zupełnie ludzkie, że sławni i bogaci polubili te swoje wizerunki stworzone przez stylistów i fotografów do tego stopnia, że najchętniej by się z nimi nie rozstawali, ale — będąc osobami publicznymi, których zdjęcia epatują nas ze wszystkich stron, każdego dnia — ich piękno nam ubliża, jego nieskazitelność bije blaskiem kryształowych żyrandoli z La Scali, rzucając na nas ostre światło bezlitośnie obnażające niedoskonałości cery, nieregularność rysów, żółtość zębów, matowość oczu, lichość włosów, pokraczność, rozlazłość i włochatość naszych ciał…
Nie bylibyśmy jednak ludźmi i wszystko co ludzkie byłoby nam obce, gdybyśmy nie przywykli do tych nieziemskich piękności z okładek do tego stopnia, że nie wyobrażamy sobie, by ktoś pośledniejszej urody mógłby je zastąpić, jednocześnie wynajdując schizofreniczny w swej logice wentyl bezpieczeństwa. Są nim, tym ujściem, wszelkie formy napawania się ich potknięciami i niedoskonałościami. Ludzie uwielbiają obgadywać gwiazdy, jeśli można tak nazwać komentowanie zachowania i wyglądu kogoś, kogo nie znamy osobiście i nie mamy zielonego pojęcia, jak ta osoba wygląda „na żywo”. W dobie Internetu dyskusje tego rodzaju mogą się toczyć nie tylko między znajomymi, ale w znacznie szerszym gronie, a więc wszystkimi, którzy zajrzą na stronę, dajmy na to Gali, i poczują, że chcą się podzielić swoją opinią na temat zdjęcia zamieszczonej tam mniej lub więcej kontrowersyjnej piękności. Po każdym zdjęciem widnieje długa lista licytujących się ze sobą internautów — o fuu, bleee, ale ona ma mordę, ludzie, co w niej widzicie; baaardzo przeciętna, pierwsza lepsza na ulicy panna ma więcej klasy; spójrzcie na te grube uda, bez tej tapety mogłaby straszyć; a mnie się podoba, kocham ją, super figura, piękne nogi, cudowny uśmiech, wszystkie inne mogą się przy niej schować, człowieku, gdzie ty masz oczy, ona jest ohydna, kto tak uważa niech się wpisze (105 wpisów); tak, tandetna, chociaż ciałko ma niezłe; no, powiedziałbym trochę powyżej średniej, chociaż może wyglądać ładnie; „eeee, jest zrobiona, to tylko makijaż, a zresztą na tym zdjęciu to nie ona tylko grafika komputerowa luźno inspirowana jej wyglądem itp., itd.
Ale ludzie nie byli ludźmi, gdyby wśród nich nie znalazła się grupa ze zmysłem do interesów, która sprzedałaby nieskazitelne, nieziemskie, nasycone słodyczą, perwersją, luksusem, cudownym blaskiem bijące ikony, a potem wentyl bezpieczeństwa w oddzielnym zestawie. Mam na myśli oczywiście na pierwszym miejscu tzw. fabloidy (fable — z francuskiego bajka), czyli pisma, które w sposób „przyjazny”, pozując na autentyzm, przedstawiają jakieś znane postacie ze świata showbusinessu okraszając ich sylwetki-laurki-wywiady dopracowanymi zdjęciami z dopracowanymi obiektami. A jeśli nachodzi nas chęć na „brudy”, pod ręką są tabloidy — też pisma, tyle że wydrukowane na gorszym papierze, które żyją ze zdjęć ukazujących bogów i boginie z fabloidów odartych z blichtru, tak samo ułomnych jak zwykły człowiek z ulicy, a jednak gorszych, bo upadłych z wysoka. I nie chodzi tylko o kiepski wygląd, lecz o wszelkie potknięcia, które zachwieją piedestałem, na który lud wyniósł swego idola. Żeby nie być gołosłowną: gdy David Beckham, król futbolu i bożyszcze kobiet policzył na głos na konferencji prasowej, że 5+2=8, w jego ojczyźnie ludzi ogarnęła swego rodzaju euforia, że ten człowiek, któremu tak się powodzi w życiu, nikogo swym intelektem w kompleksy wpędzić nie może.
W XXI wieku żywimy podobne pragnienia, by sycić oczy widokiem gwiazd stawiających na czerwonym dywanie zgrabne stópki obute w delikatne pantofelki, lśniących łuną brylantowej biżuterii, okrytych futrami, odzianych w bajecznie drogie suknie haute couture, a zaraz potem z prawdziwą przyjemnością oglądamy zrobione przez paparazzich zdjęcia tych samych osób bez makijażu; blade po chorobie, wymięte po nieprzespanej nocy, otyłe po ciąży, rozczochrane i zapłakane po awanturze z kochankiem, przemykające się ukradkiem z samochodu do gabinetu psychologa, wyglądające bardzo niekorzystnie, jeśli nie po prostu brzydko.
Ale w tym szaleństwie jest metoda! Jakże inaczej my, zwykli zjadacze chleba, znaleźlibyśmy równowagę między odwieczną tęsknotą za piękniejszym życiem, a tym, co nam przynosi dzień powszedni?!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze