Nie umiem korzystać z toalety w domu chłopaka!
BASIA KOSIK • dawno temuTa sprawa zazwyczaj śmieszy lub wprawia w konsternację, ja natomiast traktuję ją zawsze śmiertelnie poważnie. Mam problem z załatwianiem się w miejscach publicznych i w bliskim otoczeniu osób trzecich, a zwłaszcza osób, z którymi mnie coś łączy.
Ta sprawa zazwyczaj śmieszy lub wprawia w konsternację, ja natomiast traktuję ją zawsze śmiertelnie poważnie. Mam problem z załatwianiem się w miejscach publicznych i w bliskim otoczeniu osób trzecich, a zwłaszcza osób, z którymi mnie coś łączy.
Chodziłam do psychologa i wiem skąd ten problem się wziął. Jestem wrażliwa, delikatna i nieśmiała. Wychowywałam się w małym mieszkaniu wraz z chorym dziadkiem. Mieszkanie liczyło 38 metrów i składało się z wykrojonych trzech mini pokoi. W jednym mieszkał dziadek, w jednym ja z bratem i w dużym połączonym z kuchnią i przedpokojem rodzice. Dziadek chorował, robił pod siebie, trzeba było mu zmieniać pieluchy. Siłą rzeczy nie udało się nam – dzieciom w tym nie uczestniczyć, często widziałam i czułam. Smród straszliwy roznosił się po całym mieszkaniu. To nie był naturalny zapach, chyba z powodu tej choroby. Czułam go wszędzie na moich zeszytach i ubraniach, na pościeli, mimo że otwieraliśmy okna, ciągle wietrzyliśmy dom. Często było mi z tego powodu niedobrze i nie mogłam jeść.
Dodatkową zmorą malutkiego mieszkania była łazienka połączona z toaletą i ulokowana akurat koło naszego pokoju. Słychać było wszystkie odgłosy. Z zamkniętymi oczami potrafiłam odgadnąć, kto akurat korzysta z toalety, nawet jeśli w odwiedziny przyszła do nas sąsiadka, którą przyszpiliło i musiała pójść do naszej. Korzystanie z naszej „dźwiękonośnej toalety” było dla mnie tak krępujące, że opracowałam techniki bezszelestnego załatwiania potrzeby, o których wolałabym tutaj nie wspominać. W każdym razie, byłam jak mysz, cicho i po sprawie.
Dopełnieniem mojej traumy był mój młodszy brat, który dość długo załatwiał się w nocnik, aż do trzeciego roku życia. A nocnik ten stawiał sobie na środku pokoju, uwielbiał jak ktoś patrzy, a potem podziwia jego dzieło i bije brawa. To było dla mnie paskudne. Byłam jednak za mała, żeby mój protest coś dał.
Wiedziałam, że ratunkiem dla mnie będzie wyprowadzka z domu, więc uczyłam się dużo, żeby iść na studia, a potem dużo pracowałam, żeby nie mieszkać w akademiku, publiczne korzystanie z toalety było dla mnie odrażające. Gdy rodzice posyłali mnie na kolonie, potrafiłam nie załatwiać się dwa tygodnie. Nawet mi się nie chciało, mój organizm sam się buntował przeciw nieznanym toaletom i nie wysyłał żadnych sygnałów. Pod koniec turnusu organizm sam podpowiadał mi, żeby już nie jeść. Jadłam coraz mniej, żeby nie iść do toalety. Za to gdy wracałam do domu, już w windzie nie mogłam wytrzymać. Odchorowywałam to, bolała mnie o głowa, brzuch, ale wstręt do publicznych toalet był silniejszy.
Na studiach wynajęłam mieszkanie, było czyste, wydezynfekowałam łazienkę, zmieniłam deskę sedesową i poczułam się szczęśliwa. Otworzyłam się bardziej na ludzi, miałam super zgraną grupę, poznałam też chłopaka. I mój problem powrócił. Gdy on korzystał u mnie z toalety, podgłaśniałam radio, nie chciałam słyszeć, żeby mi nie zbrzydł. Sama nigdy nie korzystałam z toalety przy nim ani u siebie, ani u niego w domu, mimo że nocujemy u siebie na zmianę.
Teraz zamartwiam się, bo on chce, żebyśmy razem zamieszkali, na próbę, mówi też o ślubie i wspólnym życiu. Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić, chcę z nim zamieszkać, ale boję się konfrontacji z rzeczywistością, nie powiem mu o problemie, bo weźmie mnie za wariatkę, nie skorzystam z toalety przy nim, po prostu nie umiem (próbowała i nic, mam blokadę), a tak przecież nie da się wspólnie żyć.
Na psychologa mnie w tej chwili nie stać, a poprzedni mi nie pomógł, więc nie widzę sensu w terapii. Czy ktoś miał podobny problem i wyszedł z tego? Czy mam szansę funkcjonować normalnie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze