Zwierzęca dola
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuCiągle słyszymy prawdę, że Polacy źle traktują zwierzęta. Z ekranów telewizorów spoglądają na nas smutne oczy psów od urodzenia przywiązanych do swoich łańcuchów, wychudzonych krów o przerażająco zapadniętych bokach i koni wiedzionych na rzeź. Schroniska dla bezdomnych zwierząt są przepełnione, a na poboczach dróg porzucone burki wciąż czekają na swoich panów, którzy nigdy nie wrócą. Gdzie leży przyczyna takiego zachowania?
A może wszystkiemu winne są nasze lektury szkolne?
Wierzę, że człowiek jest tym, co przeczytał. Książki kształtują naszą świadomość, bo pozwalają żyć życiem innych ludzi, poznawać ich myśli i uczucia. Rośniemy razem z nimi, uczymy się od bohaterów innego postrzegania świata, dzięki nim więcej widzimy i rozumiemy.
Z czytelnictwem w naszym kraju słabo, ale przecież każdy z nas do szkoły chodził i poznał treść kilku lektur obowiązkowych – nawet jeśli nie przeczytał ich samodzielnie.
I co my tu mamy?
Naszą szkapę Marii Konopnickiej. Szkapa jest wychudzona i sterana życiem. Zostaje sprzedana jak reszta nędznych sprzętów ubogiej rodziny Mostowiaków, gdzie wszyscy przymierają głodem. Co z tego, że była kochana?
Szkapę kochaliśmy niezmiernie. Jak tylko zapamiętam, na świecie zawsze był ojciec, matka i szkapa. Felka potem dopiero bociany przyniosły. Piotrusia takoż, ale szkapa należała do rzędu tych istot, które są zawsze. Są, bo są. Wyobrazić sobie po prostu nie mogłem ani jej początku, ani też jej końca. Szkapa należała do nas, a my do niej; ani my od niej, ani ona od nas nie mogła się odłączyć. Było to tak naturalnym, żem zgoła nie pojmował innego porządku rzeczy. Kogo by tam brakło w naszej gromadce, to by brakło, ale nigdy szkapy. Toć to była cała nasza uciecha.Czego może nauczyć lektura?
Zwierzę to jeszcze jeden sprzęt domowy, taki sam jak mosiężny rondel czy stara szafa.
Potem jest Łysek z pokładu Idy Gustawa Morcinka. Łysek to koń, ślepy i ślepo oddany swemu panu. Całe życie pracował pod ziemią, więc stracił wzrok. Przepisy nakazują zabić go, kiedy już nie będzie nadawał się do pracy.
Pięknie.
Jak po takich lekturach, wtłaczanych nam w dziecięctwie do głów, mamy kochać i szanować konie? Pokazano nam, że koń ma pracować, i tyle. Jak nie pracuje, to chociaż niech w kabanosa reinkarnuje po śmierci. Koń ma człowiekowi służyć do ostatniej kropli krwi. Nawet, kiedy już nie żyje.
Wiśta wio, do rzeźni!
A ptactwo? Pamiętacie Rozdziobią nas kruki, wrony Żeromskiego? Od razu przypomina mi się historia mojej przyjaciółki, którą kiedyś w centrum miasta zaatakowała wrona. Nie, to nie wymysł! Szła sobie rankiem do pracy przez plac, na którym rosło drzewo. Ptak przeleciał nad jej głową, skrzecząc ostrzegawczo, ale Zuzanna nic sobie z tego nie zrobiła, bo w końcu życie to nie Ptaki Hitchcocka. Szła dalej, niepomna zagrożenia. Wrona zawróciła i zaatakowała potylicę Zuzanny dziobem: boleśnie, do krwi. Potem na pogotowiu nikt Zuzannie nie chciał uwierzyć, że dziurę w głowie zrobił jej ptak.
Zuzanna skontaktowała się z ornitologiem, bo ciekawiło ją zachowanie ptaka. Okazało się, że wrona uwiła sobie gniazdo w jedynym drzewie na placu, a był właśnie okres lęgowy, więc czuła się bardzo zagrożona, jeśli ktoś pojawiał się w pobliżu jaj.
Zuzanna ostrzegła kolegów i koleżanki z pracy, żeby nie niepokoili wrony i omijali drzewo. Ale nie przejęli się, nie wierzyli jej; niektórzy się z niej śmiali twierdząc, że to tylko jej wymysł. Aż któregoś dnia wrona dziabnęła bardzo ważnego pana z urzędu. Natychmiast zażądał, żeby drzewo zostało ścięte. Nie będzie nam wrona pluła w twarz! W potylice nasze dziobała!
Pewnie czytał Żeromskiego i pewnie lektura sprawiła, że nie miał do wron ani krzty szacunku. Wszak to padlinożercy, najchętniej trupami powstańczymi się żywiący. Dziś o martwych powstańców trudno, więc pewnie pomyślał, że wrony postanowiły żywić się żywymi urzędnikami?
Był jeszcze pies, co jeździł koleją. Kolejna ofiara, nie tylko kolei, ale własnego, psiego losu. Roman Pisarski opisał w swej książce co prawda losy psa, co jeździł kolejami włoskimi, ale opowieść zaadresował do polskich dzieci. Kundelek Lampo zawsze wracał do swoich właścicieli, aż w końcu zginął pod kołami pociągu, ratując swoją małą panią od śmierci. Po owej lekturze moja znajoma przed laty płakała tak bardzo, że nauczycielka kazała jej iść do domu. Kasia szlochała całą drogę; dopiero wieczorem jej skołatane nerwy ukoił sen.
Jaka może płynąć stąd nauka?
Cokolwiek zrobisz psu, on zawsze będzie cię kochał. Jak go porzucisz, i tak wróci.
Z bajek Krasickiego dowiadujemy się, że lisy są chytrymi łobuzami. Zresztą – czy Szelmostwa lisa Witalisa Brzechwy nie uczą tego samego? Po lekturach spokojnie można nosić lisie futra. Mają zbolałe futrzane chamy karę za swoje szelmostwa i drobne kradzieże!
Przykłady można mnożyć, ale przecież nie trzeba się na nich wzorować. Adam Wajrak, badacz zachowań zwierząt, napisał, że kruki potrafią się bawić. Obserwował kiedyś stado młodych (młode uczą się od siebie nawzajem, jak polować i jak żyć – nie od rodziców). Była zima. W pewnej chwili młody kruczek wspiął się na śnieżną zaspę, położył na plecach (czy kruki mają plecy?) i zjechał w dół. Gdyby to zdarzyło się raz, można by uznać ów zjazd za przypadek. Ale zaraz kruczek wrócił na swą górkę i znów zjechał, i znów, i znów. Bawił się śniegiem tak samo, jak bawimy się nim my, ludzie. Dla mnie to ważny dowód na to, że zwierzęta mają emocje i czują. Należy im się szacunek.
W sprawach zwierząt lepiej słuchać naukowców, nie pisarzy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze