Mam depresję
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuMail od Justyny był bardzo chaotyczny, ale wyraźnie krzyczał o pomoc. Dziewczyna, a może dorosła kobieta, przyznała w nim, że od dawna choruje na depresję. To bardzo groźna, ale w Polsce wciąż mało znana choroba. Według Światowej Organizacji Zdrowia depresja jest czwartą najpoważniejszą chorobą cywilizacyjną na świecie! Choruje na nią 10 procent populacji.
Mail od Justyny był bardzo chaotyczny, ale wyraźnie krzyczał o pomoc. Dziewczyna, a może dorosła kobieta, przyznała w nim, że od dawna choruje na depresję. To bardzo groźna, a w Polsce wciąż mało znana choroba. Przez społeczeństwo nazywana wahaniem nastroju. Według Światowej Organizacji Zdrowia depresja jest czwartą najpoważniejszą chorobą cywilizacyjną na świecie! Choruje na nią 10 procent populacji. Częściej zapadają na nią kobiety, zwłaszcza po 40 roku życia. Depresja bezwzględnie wymaga pomocy psychiatry. Niestety, nawet wyleczona ma skłonność do nawrotów. Obserwuje się to u 75 procent chorych. Justyna wie co robić, sama rozpoczęła już terapię, ale potrzebuje zrozumienia i wsparcia.
Justyna (chora na depresję):
— Nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałam list, ale dziś to robię, bo chcę coś zmienić! Mam nadzieje, że to co napiszę, będzie miało wydźwięk.
Jestem chora na depresję… od dawna. Dużo czasu zajęło mi dostrzeżenie tego faktu, przyznanie się do tego przed samą sobą. Dużo czasu zajęło mi także podjęcie walki z chorobą, która mnie zabija.
Myślałam, że znajdę zrozumienie u znajomego psychologa, który co prawda nie ma specjalizacji w psychologii klinicznej, ale jest psychologiem, czyli powinien mnie zrozumieć. Niestety, zamiast zrozumienia dostałam adres poradni, gdzie mieli mi pomóc. Zadzwoniłam tam, a właściwie odważyłam się zadzwonić. Najbliższy termin wizyty za półtora miesiąca. Tyle czasu oczekiwania!? To bardzo mnie zniechęciło. Już miałam zrezygnować, bo czułam, że potrzebuję natychmiastowej pomocy. Ale powiedziałam sobie, że wytrzymam, będę walczyć z natłokiem przerażających myśli, wyjdę z domu, przyczepię się do każdego, aby nie być sama i nie myśleć, zacznę się uśmiechać. Sama nie wiem skąd tyle siły we mnie. Byłam zdeterminowana.
Półtora miesiąca później poszłam na wizytę. Wystraszona recepcjonistka powiedziała mi, że lekarza nie ma i w tej chwili nie może mnie zapisać na następny termin. Nerwowo ściskała kalendarz z zapisanymi wizytami. Wyszłam z oburzeniem. Szłam wolno. Te trudności jednak mnie nie odstraszyły – sama się sobie dziwię. Na własną rękę znalazłam w internecie wykaz poradni. Wybrałam najbliższą. Termin wizyty za miesiąc. Znów musiałam czekać.
Lekarz spóźnił się 20 minut, bo musiał wyjść na ploty, zjeść śniadanie i przedzwonić. Po tym czasie łaskawie zaczął ze mną rozmawiać. Sam wyglądał jak kłębek nerwów. Mówił tak, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że nie chce brać za mnie odpowiedzialności. Po dłuższej rozmowie, miałam wrażenie, że rozkłada mnie na małe kawałeczki, że zna całą moją duszę. Jak przyznałam się do myśli samobójczych, co przy depresji jest przecież podstawą, dostałam skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Na izbę przyjęć musiałam udać się natychmiast. Za moimi plecami biegł „goryl” – chyba bali się, żebym nie uciekła lub nie zrobiła sobie czegoś. Zdziwiło mnie to, bo przecież gdybym chciała się zabić, to nie poszłabym dobrowolnie do poradni, nie zgodziłabym się na tę upokarzającą rozmowę.
Ta wizyta mnie dobiła. Potraktowano mnie jak zagrożenie dla społeczeństwa, odebrano godność, poczułam się nic nie warta, że niby nie mam władzy nad własnym życiem. Nawet nie jestem w stanie opisać dokładnie tego, co czułam… Rozmowa z lekarzem na izbie przyjęć na szczęście była inna. Co najważniejsze: wreszcie ktoś rozmawiał ze mną jak z człowiekiem. Lekarz odprawił "goryla". Wysłuchał mnie i powiedział, że nie widzi podstaw do hospitalizacji. Powtórnie skierowano mnie do poradni. Mimo to, po raz pierwszy miałam wrażenie, że ktoś mnie rozumie.
Kolejny termin wizyty mam za dwa tygodnie. Nie wiem, na co czekam i czy to rzeczywiście mi pomoże. Boję się następnego lekarza, bo nie wiem, jaki będzie, jak ze mną postąpi, czy mnie wyleczy. Coraz częściej wątpię czy to ma jakiś sens.
Czasami nie mam siły na walkę. Moje ciało odmawia posłuszeństwa, a jestem dopiero na samym początku drogi do wyleczenia. Wiem dobrze, że nie jestem jedyna w tym stanie, nie ja jedna zamykam się przed światem, płaczę codziennie, gdy nikt nie widzi, chcę zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić, bo sen przynosi ulgę. Rozglądając się dookoła szukam zrozumienia, ale słowo „depresja” jest uznawane przez społeczeństwo jako chwilowy brak humoru, który zaraz przejdzie. Brak akceptacji, osamotnienie i brak pomocy ze strony bliskich i przyjaciół powoli mnie zabija.
Depresja to poważna choroba, którą trzeba leczyć. Rozejrzyjcie się dookoła i sprawdźcie czy wasi bliscy na nią nie cierpią. Przytulcie ich i pomóżcie przetrwać, bądźcie z nimi, trzymajcie za rękę, rozmawiajcie z nimi. Sami sobie nie poradzą. I najważniejsze: nie mówcie im, żeby wzięli się w garść.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze