Na wszystko mam czas
DORA ROSŁOŃSKA • dawno temuDorota Szeląg jest przykładem kobiety, dla której praca jest sposobem na życie i darem losu. Dla której kuchnia nie kojarzy się z „domową kurą”, ale rozwojem i poszerzaniem horyzontów. Dla której tradycja nie jest zbiorem zasad do przestrzegania, ale silną bazą, by iść dalej.
Dorota Szeląg jest przykładem kobiety, dla której praca jest sposobem na życie i darem losu. Dla której kuchnia nie kojarzy się z „domową kurą”, ale rozwojem i poszerzaniem horyzontów. Dla której tradycja nie jest zbiorem zasad do przestrzegania, ale silną bazą, by iść dalej.
Do białej czekolady dodaje pieprz i tartą skórkę z limonki. Powstaje fenomenalny w smaku krem. Niczym alchemik wie jak połączyć składniki, by przy jedzeniu jej potraw goście dostawali kulinarnego uniesienia. Nic więc dziwnego, że Dorota Szeląg jest mistrzem kuchni, którego kalendarz wypełniony jest eventami na parę miesięcy do przodu. Jej wesela, rauty i przyjęcia w ogrodzie nie są klasycznymi biesiadami. Często zapraszana jest do kuchni znanych ludzi, by ugotować coś ciekawego dla ich znajomych.
— Jadę do klienta, układam menu z głowy, czasem wyłącznie z tego co znajdę w jego lodówce – mówi Dorota.
Na słowa o modzie na slow food na jej twarzy pojawia się uśmieszek. Od kilkunastu lat stosuje tę metodę w swojej kuchni i dziwi się, że dopiero teraz stało się to modne. Potrafi o świcie pojechać na Mazury, by w zaprzyjaźnionych gospodarstwach rwać osobiście kwiaty cukinii, fiołki, biały bez, świeże warzywa i zioła.
— Mamy fantastyczne produkty w Polsce i nie wszyscy wiedzą jak przepysznie można je wykorzystać – mówi Dorota.
Ta kobieta potrafi podać na stół kwiaty. Nie tylko w wazonie, ale i na talerzu. Liście mlecza, rzodkiewki czy ogórka smakują wyśmienicie. Podobnie chaber, który doskonale pasuje do ziół prowansalskich. Według Doroty jest nawet lepszy od lawendy.
Choć lubi standardową polską kuchnię, to tradycję traktuje jedynie jako bazę, wyjście do bardziej wyszukanych smaków. Dlatego piecze jarmuż, sandacza podaje z białą rzodkwią a do łososia dodaje nasiona maku lub siemienia. Z tegoż łososia robi wytrawne lody z salsą truskawkową.
Swoich horyzontów kulinarnych nie ogranicza jedynie do Polski. Uczyła się bowiem gotować w Meksyku a kuchnię włoską poznała dzięki kucharzom z Neapolu. Przyprawy przywozi między innymi z Egiptu. Zna kuchnię arabską, kiedyś była szefem kuchni w orientalnej restauracji.
Wszystkie smaki i składniki, które poznała, teraz łączy w autorskiej kuchni. Dorota jest Twórcą. Kulinarną artystką.
Przepisy po babci
Co ciekawe, karierę zaczynała od szkoły plastycznej, gdzie pięknie malowała. Ale dla Doroty estetyka jest w ścisłej symbiozie z jedzeniem i sposobem jego podawania. Dlatego na jej stołach znajduje się mnóstwo kwiatów, których zapach i kolory sprawiają, że apetyt rośnie. Również tkaniny nadają wytwornego lub przytulnego charakteru.
Zamiłowanie do gotowania przekazała jej babcia.
— Miałam genialną babcię – wspomina Szeląg. — Odziedziczyłam po niej notatnik z przepisami. Była świetną organizatorką bali i imprez na kilkadziesiąt a nawet kilkaset osób. Stół uginał się wówczas od jej różnorodnych potraw. Dziadek z kolei przygotowywał wspaniałe torty orzechowe i makowe nasączane nalewką domowej roboty. Wiele godzin spędzałam z nimi w kuchni. Miałam nawet swoją drewnianą małą stolnicę i wałek, które zrobił mi dziadek.
Dorota od lat jeździ w to samo miejsce na Mazury, gdzie składniki do potraw brał wcześniej jej pradziadek i dziadek. Wie, jak wykonać prawdziwą mazurską zapiekankę, by smakowała tak, jak robiła ją jej babcia.
— Zapiekanka była przygotowywana z młodej kapusty, ziemniaków, boczku, golonki, majeranku i świeżego rozmarynu w specjalnym żeliwnym garnku umieszczonym na ognisku – wspomina z rozrzewnieniem Dorota.
Miłość do gotowania przekazuje dalej. Jej dwudziestoparoletni syn nie stroni od kuchni. Pasjonuje go kuchnia wegetariańska, którą często podejmuje swoich gości.
Połów węgorzy i pilates
Dorota Szeląg, właścicielka Tortillas Service w Milanówku, pracuje siedem dni w tygodniu, a mimo to stara się znajdować czas na wszystko. Jej przydomowy ogród unosi się aromatem własnoręcznie sadzonych ziół i kwiatów. Dużą radość sprawia jej pilates ale również… połów węgorzy na Mazurach. Chce wrócić do malowania. Przyznaje, że jest stuprocentowym pracoholikiem. Ale co z tego, skoro daje to jej tak dużo energii, dzięki której na wszystko znajduje czas.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze