Nie mam pieniędzy na świąteczne prezenty
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuJedną z bożonarodzeniowych tradycji jest obdarowywanie bliskich podarkami. Niestety nie zawsze ten skądinąd sympatyczny zwyczaj nastraja pozytywnie. Bo co, jeśli z serca płynie potrzeba, ale kieszeń jest pusta?
Magda (22 lata, studentka z Olsztyna):
— Wszyscy wkoło cieszą się, że idą święta. Nie mówię tu o sprzedawcach czy producentach, ale o moich znajomych. Przeżywają nie tylko przerwę w zajęciach i spotkania z rodzinami czy przyjaciółmi z ogólniaka, ale też skupiają się na oprawie – kupują do pokoi małe choinki, szastają kasą na ozdoby, robią prezenty – przygotowania idą pełną parą. A ja… Ja jestem smutna, nie udziela mi się ten nastrój. Dlaczego? Bo jestem biedna – nie stać mnie właściwie na nic.
Pieniądze szczęścia nie dają, ale bardzo pomagają. Bez nich życie jest dość bolesne. Trudno czasem odbić się od ziemi, do której ciągną kalkulacje, czy wystarczy na chleb. Studiuję dziennie. Moi rodzice opłacają mi tylko stancję. Ja muszę zarobić na pozostałe wydatki. Niestety tu, gdzie mieszkam, rynek pracy nie rozpieszcza. Haruję, uczę się, nie dojadam i nie dosypiam, a pieniędzy wystarcza mi jedynie na jedzenie i przysłowiowe waciki.
Święta w moim domu nigdy nie były urządzane na bogato. Rodzice nie brali kredytów, żeby zastawić stoły i dać nam pod choinkę gwiazdkę z nieba. Jedliśmy skromnie, prezenty też takie były – symboliczne. I było super. W tym roku też będzie cudnie… Tylko przykro mi, że nie będę mogła obdarować bliskich prezentami. Wiem, że ani moje rodzeństwo, ani rodzice czy dziadkowie nie oczekują „od mikołaja” nie wiadomo jakich rzeczy, ale ja nie mam na nic – nawet na drobiazg. Ktoś powie, że to nie jest ważne, że liczy się bliskość, celebrowanie jej… Inny podpowie, że może powinnam zrobić coś samodzielnie. Z robienia laurek i korali z makaronu raczej wyrosłam, a nieco bardziej wyrafinowane rękodzieło jest poza moim zasięgiem. Więc lipa.
Patrzę na rozentuzjazmowane tłumy w sklepach. Na ludzi, którzy kupują drogie prezenty, ale i na tych, których stać na to, żeby dołożyć do nich na przykład ładnie opakowane czekoladki czy drobiazgi-zbytki, takie jak małe mikołaje, bombki czy inne cuda. Mnie nie stać nawet na to, żeby każdemu kupić czekoladki… I choć naprawdę lubię święta, to kiedy o nich myślę, jest mi po prostu smutno.
Anna (29 lat, nauczycielka z Białegostoku):
- Święta co roku przyprawiają mnie o ból głowy, ale tegoroczne przygotowania zmasakrowały mnie już na wstępie. Powód? Świąteczne prezenty. Mamy sporą rodzinę, w tym dwoje własnych dzieci i dwójkę chrześniaków, a to generuje koszty. O ile dorosłym można kupić jakiś drobiazg albo pobawić się w rękodzieło (niemniej zakupienie materiałów, żeby zrobić tyle rzeczy np. w decoupage, też kosztuje), o tyle dzieciakom kupić coś poniżej 50 złotych jest naprawdę trudno.
W tym roku kupiłam naszym najbliższym książki (na szczęście znalazłam w Internecie naprawdę tani dyskont książkowy), a tym, którzy nie lubią literatury — drobną galanterię. Na jakiś słodki dodatek niestety już nie wyskrobię pieniędzy. Zrobiłam więc prezenty, nic wielkiego, ale i tak wydałam na nie 700 złotych — musiałam kupić ich 14 (sobie i mężowi, jak co roku, podłożę pod choinkę zabrane z własnej półki książki. Na szczęście dzieciaki nie są jeszcze zorientowane w naszych zasobach bibliotecznych). Jest połowa grudnia, a nam zostało na koncie 300 zł do końca miesiąca. Będzie ciężko.
Postąpiłam nierozsądnie, wiem, ale naprawdę nie miałam wyjścia. Moje dzieci są hojnie obdarowywane na święta, o nas też wszyscy pamiętają – nie wyobrażam sobie, żebym miała nie dać nic nikomu. Zwłaszcza, że będziemy gośćmi u rodziców, nasz wkład w organizację świąt jest niewielki. Pomysł, żeby nie bawić się w mikołaja, tłumacząc się rodzinie z trudnej sytuacji finansowej, zdecydowanie odrzucam. Wolę zacisnąć zęby i zachować chociaż dumę.
Święta to trudny czas dla wielu rodziców. Któż nie zna takiej sytuacji… W ręce dzieci wpadają pierwsze sklepowe gazetki reklamowe z ofertą świąteczną. Maluchy cieszą się, że mikołaj ma takie super pomysły i że na pewno przyniesie im, co sobie wybiorą. Ochoczo zabierają się za wycinanie zdjęć wymarzonych zabawek… Ja się rozpłakałam. I pomyślałam, że to wszystko jest okropnie niesprawiedliwe. Bo tak ciężko pracujemy, jesteśmy wykształceni, tak bardzo się staramy… Poza tym myślę, że skromne życie, jakie prowadzimy, a także brak perspektyw robią ze mnie złego człowieka. Kiedy po wyjściu ze sklepu zorientowałam się, że ekspedientka nie wzięła ode mnie pieniędzy za skórzany pasek, nie wróciłam i nie zapłaciłam. Pomyślałam, że dzięki temu kupię dzieciom coś do buta na mikołajki. Sięgnęłam dna?
Oczywiście wiem, co w życiu jest ważne. Cieszę się, że mam rodzinę, że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi. Że mamy co jeść i stać nas chociaż na jedną zabawkę dla każdego dziecka. Jednak, kiedy widzę te piękne reklamy świąteczne z cudownie zapakowanymi prezentami, układającymi się pod telewizyjnymi choinkami w zgrabny kopczyk, nie jest mi radośnie i świątecznie, czyli tak, jak być powinno. Czuję złość i przedświąteczne przygnębienie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze