Muzułmańska chusta to symbol wolności?
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuO islamie dyskutujemy od dawna – z różnym efektem. Niestety ostatnie lata zdominowały przede wszystkim wiadomości medialne, w których islam pojawia się wyłącznie w kontekście terroryzmu i fundamentalizmu. Jaki jest tego efekt? Na wskroś błędne, bo stereotypowe utożsamianie muzułmanina z terrorystą. A ile z rzeczywistością mają stereotypy, świadczy chociażby to, jak reagujemy na dowcipy o Polakach, którzy albo noszą moherowe berety albo specjalizują się w kradzieży aut.
Dziś, po zamachach terrorystycznych w Tunezji i Francji, powinniśmy z wielkim zaangażowaniem rozmawiać o wpływie fundamentalizmu na życie muzułmanów, mieszkających i w Europie, i w krajach Bliskiego Wschodu. Bo dialog, połączony z refleksjami społeczno-ekonomicznymi, pozwoli nam lepiej zrozumieć nie tylko zagrożenie ze strony islamskich fundamentalistów, ale i nawiązać porozumienie z ludźmi, którzy nigdy nie popierali i popierać nie będą przemocy i nienawiści. Aby dialog był możliwy, trzeba jednak przełamywać stereotypy. Jeden z nich związany jest z tym, jak interpretujemy zwyczaj noszenia przez muzułmanki tzw. hijabu, czyli chusty szczelnie okrywającej włosy i uszy. Dla nas jest to symbol opresji, której źródłem są mężczyźni. Ale nasza opinia – co ciekawe — nie musi zgadzać się z tym, co kobiety myślą o swoich tradycyjnych strojach.
Na stronie internetowej brytyjskiego dziennika „The Guardian” znaleźć można film, w którym młoda muzułmanka Hanna Yusuf jednoznacznie stwierdza: hijab nie ma nic wspólnego z opresjami wobec kobiet. Jest natomiast przejawem ich wyzwolenia i sprzeciwem wobec tego, co współczesna, materialistyczna kultura uczyniła z kobiecą seksualnością, czyniąc z niej produkt marketingowy.
Muszę przyznać, że film mnie zaintrygował. Chociaż bazuje na uproszczeniach i skrótach myślowych (a te nijak mają się do skomplikowanej rzeczywistości), prezentuje ważny dla współczesnej kultury punkt widzenia. Bo trudno nie zgodzić się (przeglądając chociażby okładki pism dla kobiet i mężczyzn), że piękno ciała (przede wszystkim kobiecego) stało się dziś wyznacznikiem sukcesu, popularności i zadowolenia z siebie. I jest – to chyba najistotniejsze – elementem świata reklamy, gdzie np. wygląd modelek przekłada się na ilość ubrań sprzedawanych przez projektantów. Zanim kobieta wyjdzie do pracy, musi (mam nadzieję, że chce!) poświęcić kilkadziesiąt minut na zrobienie makijażu, ułożenie fryzury itp. Dopiero wtedy może pokazać się na ulicy. Hannie Yusuf wystarczy prosty makijaż i chusta na głowę!
Nie znaczy to oczywiście, że kobiety nie powinny o siebie dbać. Warto jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kobiece samozadowolenie, wynikające z atrakcyjnego wyglądu, to immanentna potrzeba, a może odpowiedź na to, czego świat od kobiety wymaga. Cóż, i panie, i panowie od zamierzchłych czasów starali się dobrze wypaść w oczach płci przeciwnej, ale to, jak dziś interpretujemy wygląd człowieka (i jakie wymiary uznajemy za wzorcowe), dawno nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.
Z drugiej strony nagranie z Hanną Yusuf to doskonały pretekst, by przewartościować nasze poglądy na islam. Media chcą, byśmy na każdym kroku oglądali się za siebie, węsząc terrorystę w każdy ciemnoskórym mężczyźnie albo kobiecie noszącej hijab. Pamiętajmy więc, że nie wszyscy muzułmanie to zamachowcy. I nie wszystkie kobiety z tradycyjnymi chustami muszą być nieszczęśliwe.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze