Rozdwojenie
REDAKCJA • dawno temuLektura magazynu dla kobiet "Wysokie Obcasy" (dodatku do GW z soboty 8 marca) przeciętnie rozgarniętemu czytelnikowi dać mogła przyczynek do dłuższych przemyśleń. Wydanie to, swoją drogą nadwyraz zajmujące, traktowało w dużej mierze na temat anorektyczek.
Opublikowany artykuł, obszerny i rzeczowy,stawiał jasną diagnozę, którą skrótowo zawrzeć można w stwierdzeniu, którepada z ust psychologa: Anoreksja i bulimia to choroby niskiej samooceny.Podłoża niskiej samooceny wymienić (choć nie wyczerpać) nietrudno: brak ciepłychstosunków w rodzinie; brak oparcia, nietolerancja czy wręcz ostracyzm w bliskimotoczeniu; niepowodzenia miłosne; problemy z nadwagą; wreszcie — być możefakt o nadrzędnym znaczeniu — odrealnione wzorce urody lansowane przez media.
Czyż więc nie powinno wprawić czytelnika — i samą redakcję — w konfuzjęsąsiedztwo tego artykułu? Otóż kilka stron wcześniej, w części poświęconej modzie,widzimy minikatalog fotografii tych wyklinanych "odrealnionych wzorców urody", kobieto ażurowych sylwetkach przechadzających się po wybiegu w kreacjach szałowychi kusych. Proszę nie odbierać tego artykułu jako próby dopieczenia konkurencyjnymi niedościgłym "Wysokim Obcasom", które niezmiernie szanuję i czytuję w trakcieniedzielnych obiadków u mamy. Ponadto gdybym poprzestał na zapalczywymwyrażaniu oburzenia, udowodniłbym tylko i wyłącznie ludzką skłonność do uproszczonegopostrzegania świata, czego jestem zajadłym wrogiem. Ciekawiej jest podjąć próbęrozpoznania okoliczności, których jednoczesne działanie sprawia, że "Obcasy"Gazety Wyborczej, magazyn bądź co bądź oświecony, zajmuje ambiwalentnestanowisko względem anoreksji. "Zajmuje" to być może za mocne słowo- "reprezentuje" poprzez podejmowane działania.
Co wypływa z tych rozmyślań? Szybko dochodzi się do kluczowej, aczkolwiekwysłużonej i wtórnej konkluzji, że aby się sprzedawać (w przypadku bezpłatnych "Obcasów":aby przyciągać czytelników) trzeba stosownie produkt skomponować — nie może zabraknąćblasku i blichtru, nieżyciowej mody i porad kosmetycznych, czyli barwnej ilustracji.W ujęciu ślepo skrajnym — przez co nie do końca zbieżnym ze stanem faktycznym,można by rzec, że "Wysokie Obcasy" sprzedają się nie dzięki mądrej, szorstkieji niekobiecej Kindze Dunin, trącącej punkiem literatce i feministce, lecz pomimo niej.Podobnie funkcjonuje cała gałąź kobieca rynku wydawniczego, tyle że większość magazynówkobiecych nie ma tego fartu, jakim jest Kinga Dunin i możność czerpania z "kultury"i zasobów redakcji Gazety Wyborczej.
Nie jest mi po drodze również ze stwierdzeniem (które mogłoby się nasuwać i w swojej gładkościmi, jako umownemu oskarżycielowi, podobać), że redakcja "Obcasów" widzi w publikacjitreści poważnych pewien rodzaj dyspensy i sanizacji własnego sumienia, że szukaw nich rozgrzeszenia dla publikacji treści komercyjnych i miałkich, nie zawsze zgodnych z liniągłoszonego uświadomionego feminizmu. Widzę tych ludzi raczej w rolach zakładnikówokoliczności i reguł rynku, które wymuszają to rozdwojenie jaźni i poczynań.
Ciąg dalszy ukazał się 21 marca — kliknij tutaj
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze