Porno społecznościowe
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuErotyczne strony w internecie coraz częściej działają jak media społecznościowe: zachęcają użytkowników, by udostępniali zdjęcia i filmiki, oceniali, lajkowali i komentowali nadsyłane treści. Powstały już porno wersje najpopularniejszych portali społecznościowych - od Fuckbooka poprzez Pornostagram, Pinsex po PornTube.
Erotyczne strony w internecie coraz częściej działają jak media społecznościowe: zachęcają użytkowników, by udostępniali zdjęcia i filmiki, oceniali, lajkowali i komentowali nadsyłane treści. Powstały już porno wersje najpopularniejszych portali społecznościowych — od Fuckbooka poprzez Pornostagram, Pinsex po PornTube.
Cztery z 10 najczęściej odwiedzanych stron na świecie to portale społecznościowe. Badania wykazują, że z ich usług korzysta 90 proc. Amerykanów w wieku 18–19 lat, 71 proc. dorosłych mieszkańców USA ma profil na Facebooku. W Polsce z Facebooka korzysta około 10,7 mln osób (dane z 2013 roku), co daje nam 23 miejsce na świecie. To ogromna rzesza użytkowników sieci. Od zawsze jednak tradycyjne portale społecznościowe miały problem z pornografią, której udostępnianie jest przez nie zakazane i cenzurowane. Nie zawsze jednak udaje im się szybko niedozowolony materiał wykryć i w porę usunąć. Gdy Twitter uruchomił aplikację Vine, wystarczyły tylko cztery dni, by filmik pornograficzny trafił na czołowe miejsce listy najpopularniejszych nagrań. Ale pobyt czyni podaż. Po co ścigać miłośników porno, skoro można na tym zbudować biznes — do takiego wniosku doszli twórcy erotycznych portali społecznościowych, które w ostatnich latach namnożyły się w sieci.
Amatorskie erotyki
Użytkowników tych portali można z grubsza podzielić na dwie kategorie. Jedni tylko oglądają materiały innych, czasami lajkują i komentują. Są tradycyjnymi konsumentami pornografii, tyle że teraz mogą dodatkowo wyrazić swoją opinię na temat zamieszczonych materiałów. Nową grupą są natomiast zwykli obywatele, którzy bardziej aktywnie uczestniczą w życiu internetowej porno społeczności, tworzą oraz publikują zdjęcia i filmiki. Przekraczają naturalną barierę wstydu przed wystawianiem na widok publiczny swojego intymnego życia.
— Wstyd w ukazywaniu swojej nagości przed obcymi jest rzeczą naturalną i w realu większość osób tego nie robi. Świat internetowy rządzi się jednak swoimi prawami. Nie ma w nim bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Nawet, jeśli na tego typu zdjęciach użytkownicy pokazują swoje twarze, czują się bardziej anonimowi, nie widzą bezpośredniej reakcji odbiorców, nie mają z nimi kontaktu face to face - mówi Magdalena Krzak - psycholog, seksuolog kliniczny, biegły sądowy z zakresu seksuologii, kierownik Poradni Seksuologicznej w Centrum Psychoterapii i Seksuologii Empatia w Krakowie.
I wbrew pozorom nie wszyscy są ekshibicjonistami. Powody, dla których udostępniają intymne zdjęcia i filimiki, są nieco podobne do tych, którymi kierują się użytkownicy zwykłych portali społecznościowych zamieszczając zdjęcia na Facebooku, czy Istagramie – autokreacja i potrzeba akceptacji.
Takie zdjęcia nie oddają prawdziwości nagiego ciała człowieka — z jego niedoskonałościami, wadami. Użytkownicy wybierają te najpiękniejsze, czasami przerobione w odpowiednich programach internetowych. W ten sposób mogą pokazać swój "wyidealizowany" wizerunek a ukryć to, czego się wstydzą — mówi Magdalena Krzak.
Nie bez konsekwencji
Problem jednak w tym, że ilość pozytywnych komentarzy pod nagim zdjęciem nie przekłada się wprost proporcjonalnie na zadowolenia z siebie i swojego życia intymnego bohaterów porno obrazków. Bo jak twierdzi Magdalena Krzak akceptacja odbiorców zdjęć, wyrażana w formie "lajków", podnosi na chwilę poczucie wartości. Ale tego typu internetowa "odwaga" nie przekłada się na życie w realu.
— W rzeczywistym świecie osoba taka może być nad wyraz skrępowana lub zawstydzona i negatywnie oceniać siebie. Nie spotyka się też tam z taką ilością pochwał i akceptacji, bo odbiorcom również łatwiej jest "kliknąć lajka", niż powiedzieć jakieś miłe słowo lub komplement. Tego typu "porażki" mogą skłonić ją do dalszej ucieczki w pozornie bezpieczny świat wirtualny. "Sukcesy" internetowe, w postaci pozytywnych opinii odbiorców zachęcają do tego, by pokazywać coraz więcej, w oczekiwaniu na dalszą akceptację, która na chwilę nakarmi spragnione ego - dodaje Magdalena Krzak.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze