Kura komputerowa
EFKA S. • dawno temuWydawało się nam do niedawna, że kura domowa jest skończonym dziełem natury i nie wespnie się już na wyższy szczebel ewolucji. A jednak stało się inaczej. Kura domowa wyewoluowała w kierunku nowej, doskonalszej postaci. Kura komputerowa, bo o niej mowa, różni się od kury domowej tym, że przejawia skłonność i zdolność do grzebania w Internecie.
Pod wieloma względami kura komputerowa niedaleko odfrunęła od kury domowej. Dalej może siedzieć w domu, zajmować się dzieckiem i gotowaniem obiadów, ale zyskała narzędzie, dzięki któremu może robić coś więcej, a nawet po części realizować swoje ambicje. Internet dla kury może być jak skrzydła pożyczone od innego ptaka. Górnolotnie: może się uczyć. Nie tylko poszerzać swoją wiedzę, znajdywać ciekawe artykuły na każdy temat. Może nawet studiować. Szkoły wyższe mają przecież w swojej ofercie studia przez Internet.
Poza tym kura komputerowa, nie porzucając własnej domowej grzędy, może pracować.Jasne, że nie wszędzie, ale telepraca jest już realna nawet w naszym kraju. Oczywiście największe szanse na telepracę mają Ci, którzy zajmują się produkcją bitów a nie atomów, czyli różnego rodzaju informacji, grafiki, programów – wszystkiego, co można wysłać za pomocą sieci komputerowych. Z pracodawcą kontaktować się można również przez Internet, chociaż z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że większość uważa przynajmniej jedno spotkanie za konieczne. Może żeby sprawdzić czy osoba rzeczywiście istnieje? Do wirtualnych znajomych nie mamy nadal zaufania. Ale (co potwierdzają badania) kura komputerowa, pracując przez sieć a pozostając w swoim „naturalnym” środowisku jest bardziej wydajna. Poza tym nienormowany czas pracy może rozwiązać odwieczny problem kobiet, przynajmniej pewnej ich części — pogodzenia macierzyństwa z pracą. Karmienie piersią zupełnie nie przeszkadza w pracy na komputerze i na odwrót (praca w karmieniu). Przetestowane, polecam.
Kura może też swojego koguta znaleźć przez sieć. Znajomości zawartych przez Internet, które zaowocowały małżeństwem jest już sporo. Oczywiście i tu się pojawia problem przełożenia wirtualnej miłości na realną. Pierwsze spotkanie może być kompletnym szokiem. Bo kogut nie jest tak przystojny jak na zdjęciach sprzed kilku lat i nie jest tak elokwentnym mówcą, jakim jest wirtuozem klawiatury… No cóż, trzeba uważać, mieć programy antywirusowe, nie ściągać z Internetu plików i narzeczonych „o niejasnym pochodzeniu”.
Wszystko to jest jasne i wszystko już było. Dlatego kur komputerowych przybywa. Trudno mi sobie wyobrazić np. brak dostępu przez Internet do konta bankowego, możliwości opłacania rachunków za telefon i innych rzeczy, które stały się tak naturalne, jakby istniały od zawsze. Można się rejestrować przez Internet na studia, opłacać składki ZUS. Dlatego moim futurystycznym marzeniem jest, żeby wszystkie urzędy były on-line. Zakładasz firmę – przez Internet, 3 formularze, 15 minut, wymiana podpisów oczywiście elektronicznych – nie chodzisz do żadnych urzędów z pieczątkami, urzędnik w razie konieczności wysyła ci e-mail. Dobrze by było, gdyby pewne czynności cywilnoprawne też można było załatwić za pośrednictwem sieci. O ile zawarcie ślubu w tradycyjny sposób może być dużą przyjemnością, to założę się, że większość osób wolałaby rozwieść się przez Internet.
Są też negatywne strony bycia kurą komputerową – duże ryzyko uzależnienia. Nie tak dawno odebrano prawa rodzicielskie matce, która z powodu uzależnienia od Internetu zaniedbała kompletnie swoje pociechy.
Poza tym my, kury komputerowe, paradoksalnie, mamy mniej wolnego czasu niż nasze poprzedniczki, kury domowe. Korzystając z narzędzi mających ułatwić i przyspieszyć komunikację, przeznaczamy więcej czasu na surfowanie po sieci, pisanie maili, czatowanie, udzielanie się na forach, co powoduje, że kontaktujemy się częściej niż w epoce analogowej. A może gadamy tyle samo co kury domowe przez płot, tylko my to robimy to po prostu inaczej? Zauważyłam też, że czasami, jako ta wzorcowa kura, grzebię bez celu. Z jednej strony czekam na coraz to nowe usprawnienia, dzięki którym nie będę musiała latać po bankach, urzędach i sklepach, wszystko to pod hasłem oszczędzania czasu, z drugiej wcale lepiej nie pożytkuję tych zyskanych godzin. Ciągle mam tak samo mało czasu, tyle że mniej się ruszam. Jak tak dalej pójdzie, to za 20 lat będę miała sprawne tylko mięśnie palców.
Pobawmy się dalej w futurologię. Wszak są jeszcze kurczaki, czyli niedojrzałe kury. Obserwując kurczaki, można śmiało snuć prognozy co do kierunku, w jakim się rozwinie gatunek kury komputerowej.
Kurczaki porzucają telewizję. Według statystyk 80% młodzieży deklaruje, że z dostępnych mediów najczęściej korzysta z Internetu, a z telewizji najmniej. Zadziwiające, prawda? Odwrotnie jest wśród osób starszych, po 50-tce.
Kurczaki aktywnie uczestniczą w forach dyskusyjnych, czatach, zakładają swoje blogi.Obserwuję ich z perspektywy webmastera. Do pomocy w projekcie internetowym, który prowadzę, zgłaszają się wolontariusze. Wiem, że kiedy usłyszę zdanie „ale nie mam tyle lat, ile myślisz” to mogę się spodziewać dużej pomocy, ponieważ osoba ta na pewno ma około 13 lat i świetnie zna wszystkie kruczki techniczne, o których ja sama jeszcze nie wiem.
Najbardziej odpowiedzialne czynności wykonują więc dwie trzynastolatki i kilka czternastek. Podobnie jak znajomość angielskiego stała się normą, tak wśród tych nieopierzonych kur umiejętności związane z tworzeniem stron są zupełnie naturalne. Czekam aż staną się dziedziczne…
Ja pamiętam zamierzchłe czasy, kiedy to słowo „programista” nie miało (według moich kolegów) żeńskiego odpowiednika. Traktowali oni swoją “wiedzę tajemną” bardzo poważnie. Dzięki temu, że byłam kobietą i nie stanowiłam konkurencji dla nich, mogłam zadawać pytania. Dzisiaj webmastering nie jest już “wiedzą tajemną”, stracił też rangę jako kategoria programowania. Ot, każdy kurczak to umie, nawet płci żeńskiej.
Komputerowa edukacja kurczaczków do tego stopnia mnie zaciekawiła, że postanowiłam zgłębić ten temat. Wyczytałam gdzieś, że można nauczyć trzylatka czytania i pisania właśnie za pomocą komputera. Jest on bowiem w stanie kliknąć poprawnie klawisz na klawiaturze komputera, natomiast manualnie nie jest jeszcze na tyle sprawny, żeby taką literę napisać długopisem lub kredką. Postanowiłam to sprawdzić na moim, wtedy 3,5-rocznym dziecku. Faktycznie – mój synek w dwa tygodnie opanował alfabet, a nauka składania liter w wyraz zajęła kolejne 2 dni. Kurczak w przedszkolu zyskał status geniusza. A wystarczyło dać mu możliwość zabawy klawiaturą.
Skutki uboczne były tylko takie, że wszyscy znajomi dostali ode mnie dziwne maile, z których musiałam się tłumaczyć oraz miałam trochę poprzestawiane ustawienia Windowsa (kurczak musiał kliknąć wszędzie, dokazywał zwłaszcza wtedy, gdy na chwilę się oddaliłam).
Dziś z niedowierzaniem obserwuję, jak mój kurczak grzebiąc w zasobach Disney.com lepiej się orientuje w tym serwisie niż ja. Intuicyjnie porusza się po stronach i dobrze sobie radzi w grach.
Dziś, bez rozgłosu i zwracania na siebie uwagi, rośnie nowa generacja kur komputerowych. Ciekawe czym nas zadziwią i jak będzie wyglądało ich życie…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze