Pechowe drugie miejsce
EWA PAROL • dawno temuTyle już powiedziano i napisano o tym, że ciągle na coś w życiu czekamy. Ta prawda ilustruje naszą ludzką egzystencję na tyle trafnie, iż wykorzystano ją, podobnie jak wiele innych tego typu głębokich mądrości, w reklamie do wciśnięcia nam kolejnego „inteligentnego” i niezastąpionego przedmiotu. W tym przypadku chodziło, zdaje się, o pralkę.
Mniejsza zresztą o to. Oprócz tego, że czekamy, przez całe życie wykonujemy też inną nieodzowną dla ludzkości czynność – liczymy. Nieustannie liczymy wszystko, co się da, i próbujemy także to niepoliczalne cyframi opisać. Liczymy więc pieniądze, lata, pierwsze, a później następne zmarszczki i siwe włosy, kolejnych partnerów, zyski, straty, chwile przyjemne i takie, o których lepiej zapomnieć, lecz i tak je pamiętamy, liczymy na innych i czasem się rozczarowujemy. Bilansujemy, sumujemy, kalkulujemy, szacujemy, oceniamy i tworzymy rankingi. Ustawiamy w kolejności rzeczy i ludzi, a oni tak samo klasyfikują nas.
Zaczyna się bardzo wcześnie, już w dzieciństwie – w końcu jedna z pierwszych rzeczy, jakich uczą w szkole, to tabliczka mnożenia. Kto źle rachuje, dostaje pałę. Warto więc dobrze liczyć i tak samo wypadać w cudzych rachunkach. Pojawiają się oceny, punkty – i już każdy wie, kto jest najlepszy, a kto trochę gorszy, kto pierwszy, a kto drugi. Ten drugi zaczyna odczuwać pewien dyskomfort, że powinien być pierwszy. Najczęściej to uczucie nazywamy ambicją. Pytanie tylko czyją – własną czy rodziców, nauczycieli, kolegów. No bo właściwie dlaczego nie można być drugim, w końcu to też dobre miejsce, w zawodach sportowych zasługujące na podium i medal.
Ale dorosłe życie to już zdecydowanie nie zawody sportowe, a miejsca w rankingach to już nie tylko oceny w dzienniku czy indeksie. Przekładają się na bardzo konkretne i wymierne korzyści. Tutaj drugie miejsce wcale już nie jest dobre, więcej – jest beznadziejne. Towarzyszy mu tak popularny komunikat: „Pani/Pana oferta jest bardzo interesująca i atrakcyjna, ale w tej chwili nie możemy z niej skorzystać, pozwolimy sobie jednak zachować ją w naszej bazie danych, aby ewentualnie móc się z Panią/Panem skontaktować później”. Cytuję niedokładnie, ale chodzi generalnie o jedno: ktoś był lepszy, co z tego więc, że jest się dobrym; tylko dobrym. W słynnym „wyścigu szczurów” liczy się tylko numer jeden. Numer dwa co najwyżej może liczyć na zachowanie w bazie danych, czy mu się to podoba, czy nie. W końcu wyraził zgodę na przetwarzanie informacji o sobie.
Drugie miejsce ma jednak jeszcze gorsze, bardziej upokarzające oblicze w życiu prywatnym. W selekcjonowaniu znajomych, nawet przyjaciół, na tych lepszej kategorii, z którymi można i fajnie jest gdzieś pójść, o czymś rozmawiać, warto z nimi utrzymywać kontakt z różnych, nie zawsze bezinteresownych powodów. I na tych nieco gorszych, drugiej kategorii. Oni są, owszem, OK., ale tego czy tamtego lepiej im nie mówić, zachować dystans itd. Wstyd się przyznać, ale chyba każdy trochę tak postępuje, nawet nieświadomie. A już ekstremalny i upokarzający przykład to selekcja w klubach: obcy, często gburowaty człowiek decyduje w arogancki sposób, że z jakiegoś powodu należysz do drugiej kategorii. Tak po prostu, nie spodobałeś się.
Najgorzej jest chyba jednak wtedy, gdy o tym, że jesteś na drugim miejscu, informuje cię osoba najbliższa, darzona uczuciem i zaufaniem: Jesteś super i bardzo mi z tobą dobrze, ale ona/on jest jeszcze bardziej super i z nią/nim będzie jeszcze lepiej. Wtedy drugie miejsce to już nie niepowodzenie, to totalna klęska. Już nie chodzi o to, że ta pierwsza/ten pierwszy ma więcej punktów, ukończonych kursów, większe poczucie humoru, lepsze ciuchy. Właściwie nie wiadomo, co takiego szczególnego ma, ale na pewno coś, czego mnie brakuje. Bycie drugim, gorszym staje się piętnem, niszczy plany i marzenia. Tu już nie da się sobie wmówić, że drugie miejsce też jest dobre.
Żeby nie było aż tak pesymistycznie, może lepiej pomyśleć o stworzeniu drugiej ligi, skoro i tak inni nas do niej spychają, takiej, która zamiast rywalizować z tą pierwszą, dobrze się czuje we własnym towarzystwie. Można też inaczej – zaczęłam od „mądrości życiowej” zawartej w reklamach i na niej skończę. Jest takie hasło: Drugi wyprzedził pierwszego. Co prawda mowa o samochodzie i nie do końca wiadomo pod jakim względem, ale kto wie, może u ludzi też by się udało. Oczywiście pod warunkiem, że ktoś uważa, iż warto próbować.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze