Ja chcę do państwówki!
ANETA RZYSKO • dawno temuW dobie tak wysokiego bezrobocia, praca jest na wagę złota. Pożądane jest każde zajęcie, które przyniesie dochód. Jest jednak pewien rodzaj wykonywanej pracy, który przechodzi swój renesans. To praca w państwówce!
To, co jeszcze parę lat temu wiele osób wyśmiewało, dziś śni im się po nocach. Bynajmniej nie jako koszmar. Z pozoru nudny stołek w państwowej firmie, czasem daje znacznie więcej niż praca nawet w najbardziej prestiżowej firmie. Państwówki są coraz bardziej doceniane, ponieważ gwarantują stabilizację i dobre warunki zatrudnienia. A to jest niezwykle ważne w dobie tak wysokiego bezrobocia.
Do państwowych firm przyciąga przede wszystkim zatrudnienie w wymiarze etatu na podstawie umowy o pracę. Taka forma wiąże się przede wszystkim z pełnym zakresem ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego i odkładanymi składkami na emeryturę. Ponadto pracownik ma zagwarantowany płatny urlop lub ekwiwalent finansowy za niewykorzystane dni wolne. Zatrudnieni w państwówce mogą też swobodnie chorować i nie martwić się o stan konta. Wypłata za okres choroby zostanie jedynie pomniejszona o stosowny procent. Warto też wspomnieć o dodatkowych korzyściach takich jak: „trzynastki”, „wakacje pod gruszą”, często wolne weekendy, respektowanie dni wolnych ustawowo od pracy i brak bezpłatnej pracy po godzinach.
Magda od czterech lat pracuje w jednym z oddziałów Urzędu Miasta w podpoznańskiej miejscowości i pomimo niskiej pensji, nie narzeka. Przyznaje, że czasem jest trudno pogodzić koniec z końcem, ale warto się natrudzić za cenę świętego spokoju i stabilizacji w życiu.
— Jestem bardzo zadowolona z mojej pracy. Wszystkie zasady zostały z góry określone i rzadko są zmieniane. Mój szef nie zmienia co pięć minut zdania. Mam pewność pracy, zatrudnienia, zakresu obowiązków. To nie jest prawda, że cały czas piejmy kawę i nic nie robimy. Mamy naprawdę dużo pracy i często zostajemy na nadgodzinach. To dlatego, że jest zbyt mało osób zatrudnionych a zbyt wiele rzeczy do zrobienia. Łatwo to znieść, kiedy wiesz, że zaraz wyjedziesz na wakacje albo na długi weekend i nikt cie nie zaskoczy jakimś dyżurem. Właśnie taki system miałam wcześniej, jak pracowałam w prywatnej firmie. Choć zarabiałam znacznie więcej, nie miałam nawet czasu, żeby te pieniądze wydać. Może pensja nie jest zbyt duża, ale mamy wiele zniżek z racji pracy w państwówce, więc w sumie na jedno wychodzi. Szkoda tylko, że moi znajomi nie mają takiej pracy i nie mogą ze mną korzystać z tych atrakcji.
Tego nie uraczy się w prywatnej firmie. Nawet w najbardziej prestiżowych korporacjach coraz częściej pracownikowi oferowana jest jedynie umowa zlecenie lub umowa o dzieło. Z jednej strony nie ma co się dziwić pracodawcy. Koszty utrzymania pracownika i opłacania obowiązkowych składek są tak duże, że budżet nie pozwala na takie straty. Z drugiej strony powoduje to ogromną rotacje ludzi w przedsiębiorstwie. Najbardziej cierpi pracownik — nie ma opłacanych wielu świadczeń, nie ma urlopu rekompensowanego finansowo, każdy wolny dzień to dla niego strata finansowa, gdyż liczony jest zadaniowy czas pracy, nie ma urlopu chorobowego, a w przyszłości musi się liczyć z mniejszą emeryturą. Najgorszy jest jednak fakt, że pracownik zatrudniony na umowę zlecenie czy pracujący na podstawie umowy o dzieło nie ma stabilności zatrudnienia. Może zostać zwolniony z dnia na dzień, rzadko bowiem przysługuje mu okres wypowiedzenia, a jeśli już, to jest on zazwyczaj dwutygodniowy.
Karol ma 28 lat i od trzech lat pracuje na podstawie umowy zlecenie w jednej z największych korporacji w swoim mieście. Pomimo tak długiego stażu pracy i bardzo dobrych wyników nie ma co liczyć na stałą umowę. W jego firmie bowiem nie praktykuje się takiej formy. Większość pracowników jest zatrudnionych na umowę zlecenie, kontrakt lub zakłada własną działalność gospodarczą i fakturuje pracodawcę. Taki pomysł otwarcie jest przedstawiany podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Kiedy Karol próbował porozmawiać ze swoim pracodawcą, że chciałby się na dłużej i stabilniej związać z firmą, usłyszał, że pracodawca to nie żona, z którą musi się zaobrączkować.
— Nigdy nie wiem, co mnie czeka. Pracuję na umowę zlecenie bez okresu wypowiedzenia. W sumie każdego dnia mogę zostać zwolniony. Nigdy nie wiem, ile zarobię. Nie mam podstawy, a moja pensja jest uzależniona od liczby przepracowanych godzin i efektów pracy. Każdy dzień wolny, święto, niedziela to dla mnie strata pieniędzy. Wkurza mnie, kiedy ustalają kolejne ustawowe dni wolne od pracy. Dlaczego nie pomyślą o tych, którzy muszą zarobić na chleb? Pracuję po 12 godzin, żeby moc opłacić wszystkie rachunki i w wieku 28 lat nie mieszkać już z rodzicami. Mój szef co tydzień przewraca firmę do góry nogami a my, jak takie mrówki, poddajemy się, bo co mamy zrobić? Co mi z tego, że pracuję w jednej z najbardziej prestiżowych firm w kraju?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze