Horoskop na każdą okazję
EWA PAROL • dawno temuNiedawno jeden z największych polskich portali internetowych obwieścił nadejście Roku Koguta. Roku wdów, niepokojów, nieszczęśliwych małżeństw itd., jak wytłumaczono w krótkiej notce. Od razu skojarzyłam to z wszystkimi właśnie rozwodzącymi się parami w moim otoczeniu. Ale – szczerze mówiąc – głównie dlatego, że niektóre z tych historii bardzo mnie zaskoczyły. Nie żebym się przejmowała jakimiś kogutami. Ta informacja nie zaintrygowała mnie nawet na tyle, by przeczytać całą notkę.
Zwłaszcza że uznałam ją za pusty chwyt marketingowy – w podobnym stylu reklamuje się ostatnio pewna marka samochodowa, obwieszczając nadejście swego roku.
Typowa styczniowa strategia, horoskopów też wszędzie pełno: zwyczajnych, chińskich, celtyckich i co kto tam jeszcze chce. W związku z tym postanowiłam przeprowadzić prywatną miniankietę. Na zupełnie niereprezentatywnej i wcale nie losowej próbie obywateli polskich, w dodatku w podobnym wieku – wśród kilku moich znajomych. I co się okazało? Oczywiście nikt nie wierzy w „te bzdury”, nawet niektórzy się oburzają na sam pomysł, żeby ich o to pytać. No bo o co mi właściwie chodzi…
Jednak gdy opadną emocje, okazuje się, że od czasu do czasu prawie każdy do horoskopu zajrzy. Sama zresztą widziałam u paru osób na monitorze otwarty horoskop internetowy. Nic zresztą dziwnego, po wpisaniu do wyszukiwarki tego hasła wyskakuje siedem milionów wyników. Zapytałam więc też „ofiary” mojej miniankiety, po co tam zaglądają. Dla zabawy, wygłupu, żeby się złośliwie ponabijać, z ciekawości, z nudów, z przekory itp., itd.
Dlatego postanowiłam – też z przekory – ulec manii odczytywania przyszłości. Wyciągnęłam ze sterty papierów jakiś kobiecy magazyn, który poniewierał mi się po mieszkaniu od pewnego czasu, a kupiłam go wyłącznie ze względu na artykuł mojej koleżanki i ewentualnie dołączony film DVD, choć to mniej przekonujący powód, bo do tej pory go nie obejrzałam. A już na pewno nie ze względu na horoskop na cały rok. Zaczęłam więc lekturę. Rubryka „Praca, kariera”: szykują się spore zmiany – no proszę, utrafili. Dopiero co zmieniłam pracę. Zmiany na lepsze, podwyżka, szanse rozwoju – to się jeszcze okaże, ale brzmi obiecująco.
Następna rubryka: „Miłość” – w tym roku podobno mogę poznać „miłość swojego życia”, a jeśli nawet nie, to „przeżyć niezapomnianą przygodę”. Sprytne – jak nie wielka miłość, to romans, i do tego asekuranckie „możesz”. A potem jeszcze zdanie o przyjaciołach, na których będę mogła liczyć, jeżeli tylko sama będę wobec nich w porządku. Bardzo zgrabne, optymistyczne i enigmatyczne. Niewątpliwie coś z tego ma szanse się sprawdzić, w końcu rok ledwo co się zaczął.
Na koniec rubryka „Zdrowie” z przestrogą, żeby unikać używek, w szczególności mocnych trunków i ogólnie o siebie dbać. Cóż za złote myśli, trudno się nie zgodzić. To by było na tyle o Strzelcach.
Z ciekawości zerknęłam na inne znaki. Schemat ten sam – ogólnikowe, okrągłe zdania, z których wynika mniej więcej tyle, że wszystko się nam uda i dobrze potoczy, jeżeli tylko będziemy ambitnie dążyć do celu, życzliwie traktować innych i dbać o zdrowie. Proste, prawda? Właśnie takie ma być – pasować do każdego; ktokolwiek przeczyta, znajdzie coś dla siebie, inaczej zinterpretuje. Chyba po to tylu ludzi czyta horoskopy, „te bzdury”. Żeby czegoś takiego optymistycznego się dowiedzieć. To taka łagodna, dyskretna autoterapia na poprawienie humoru w środku zimy. Nic nie znaczy, ale na krótszą lub dłuższą chwilę robi się przyjemniej. I po co nas tu straszyć jakimś Rokiem Koguta z chińskiego zodiaku. W końcu każdy rok jest pełen zawirowań i niepokojów… Dla kogoś. Nikt nie powiedział, że dla nas.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze