Rozwodu nie będzie!
REDAKCJA • dawno temuKochane panie! Nie wiem, jak Wy – ja nie po to wychodziłam za mąż, żeby po 10 latach oskubać z męża alimenty, a potem wynosić wory ze śmieciami w deszcz i pracować, i jeszcze obskakiwać sama troje dzieci tak sprawnie, żeby nie poczuły traumy, i rozwozić je codziennie po mieście. Nie będę przecinać mieszkania na pół ani bulić prawnikom. Jakim człowiekiem bym się stała, wyrzucając za drzwi ojca moich dzieci?
Przyjaciółka wywaliła mi ostatnio, że jestem uparta jak ta żona zesłańca na Sybir albo pijaka i boksera: Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.
Nie wychowano mnie na męczennicę ani dewotkę – wręcz na odwrót. Ojciec zawsze mi powtarzał: rób to, co mężczyzna – żeby było jak najwygodniej dla ciebie. Tak właśnie robię i do rozwodu nikt mnie nie zmusi! Nawet mąż od kilku miesięcy patrzy na mnie podejrzliwie – czy aby nie zamierzam wsypać mu arszeniku do drinka? Niech myśli, co chce. Należy mu się.
Ano, zdradził. Zdradzał przez półtora roku. A jak panienka zobaczyła viagrę i go pogoniła, to skruszał, przybiegł do domu i się przyznał. A ja powiedziałam: „Wykąp dzieci, bo padam z nóg. Wiem od dawna, pogadamy jutro”.
Kochane panie! Nie wiem, jak Wy – ja nie po to wychodziłam za mąż, żeby po 10 latach oskubać z męża alimenty, a potem wynosić wory ze śmieciami w deszcz i pracować, i jeszcze obskakiwać sama troje dzieci tak sprawnie, żeby nie poczuły traumy, i rozwozić je codziennie po mieście. Nie będę przecinać mieszkania na pół ani bulić prawnikom.
Sprawę postawiłam jasno. Komórka włączona 24 godziny na dobę. Prosta droga praca-dom. Zamiast pubów i kolegów – remont mieszkania. Obiady w stołówce, zakupy w weekend, pranie i prasowanie, bo ja nie mam czasu ani – już — serca. Zero seksu, badania lekarskie w zębach do mnie. Jak mi się kiedyś zachce, to powiem.
Mąż zdębiał, oczy jak spodki. „Ale dlaczego ty chcesz mnie po tym wszystkim?”. O to samo pytają koleżanki… Bo wiem, że mąż chce mnie. Nie potrzebuję biec do psychologa i pytać, czemu mi to zrobił, czy ja jestem taka beznadziejna. Jeśli ma jakieś wytłumaczenie, oczekuje czegoś – niech mi sam powie. Ja swoje powiedziałam otwarcie. Jeśli nie ma oczekiwań – nic nie zmienię i nic innego nie dostanie, niż miał dotąd. A nawet mniej. Za bardzo siebie szanuję, żeby być podnóżkiem i głaskać go po główce, że się potknął. Niech teraz on mnie czymś zaskoczy. Jestem tego warta.
Nie obchodzi mnie, że dla kogoś jestem wariatką, która dała się poniżyć i prosi się o więcej. Ja wiem, co mi jest potrzebne do życia, i nie szukam fałszywego wyzwolenia. Jakim człowiekiem, kobietą bym się stała, wyrzucając za drzwi ojca moich dzieci, które nie urodziły się z wpadki? Wyzwoloną z czego? Z przyjaźni, miłości, odpowiedzialności?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze