Mam HIV
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuPamiętają każdą sekundę. Mówią, że była to najgorsza chwila w ich życiu; czuły niedowierzanie, wstyd, strach. Pytały siebie: Ja mam HIV? Jak to możliwe? Patrycja zadawała sobie to pytanie od chwili, w której odebrała wynik. Odpowiedź zabolała. Monika wie, że to ona zawiniła.
Patrycja (29 lat, nauczycielka z Wrocławia):
- „Jest pani nosicielką HIV”, powiedział lekarz. Jaki miał lekki ton, jakby słowa, które właśnie wypowiadał, zupełnie nic nie znaczyły… Czułam gniew, złość, wstyd, niedowierzanie. Ja? Przecież nie byłam narkomanką ani prostytutką, tylko porządną mężatką, od ośmiu lat miałam tylko jednego partnera seksualnego, byliśmy sobie wierni.
Długo wypierałam, nie dowierzałam, ale kiedy zły wynik powtórzył się w dwóch kolejnych badaniach, zaczęłam szukać źródeł zakażenia. Byłam w rozpaczy i czułam złość. Podejrzenia padły od razu na Marka. Kiedy się poznaliśmy, zapewniał mnie, że jestem jego pierwszą partnerką seksualną. Nawet jeśli było to prawdą, przez kilka kolejnych lat miał dość możliwości, by mnie zdradzić. Bardzo dużo i często podróżował po kraju w interesach.
Przyznał się od razu, kiedy powiedziałam mu, że zaraził mnie wirusem. Cztery lata temu, w jakiejś dziurze pod Łodzią, poszedł do łóżka z królową dyskoteki: opijali jakiś wielki deal z partnerami z tekstylnego zagłębia; dziewczyna była gibka, chętna i nachalna, a on pijany. Niewiele pamięta, ale obudzili się nago w jego pokoju.
Powiedział: to musiało być wtedy.
Przysięgał: to był jeden, jedyny raz.
Wiele czasu zajęło mi wybaczenie mężowi.
Dziś wiem, że z wirusem da się żyć. Możesz być nosicielem i umrzeć ze starości – medycyna ciągle robi postępy. Opowiadam swoją historię ku przestrodze: takie rzeczy zdarzają się normalnym ludziom. Do tej pory myślałam, że trzeba być prostytutką czy heroinistką, żeby zachorować. Trzeba uprawiać seks z nieznajomymi i często zmieniać partnerów. Trzeba nie mieć zasad moralnych. Takie głupie myślenie, które każe sądzić, że chorują inni, a my jesteśmy nieśmiertelni. W Polsce żyje ogromna liczba osób, które nie wiedzą, że są nosicielami. Śmieszne, słyszałam, że większość z nich to przedstawiciele handlowi i kierowcy ciężarówek, którzy cichaczem korzystają na poboczach dróg z usług prostytutek.
Ktoś przebadał ostatnio tirówki. Co trzecia okazała się być nosicielką wirusa HIV.
Pytam się – ilu jest w Polsce nosicieli, którzy nie wiedzą, że nimi są? Żony tych kierowców, co na chwilkę stają na poboczach, mają kochanków, a ci swoje narzeczone i żony, a te znów kogoś… Boję się o tym myśleć, jak wiele osób jeszcze przeżyje taką wstrząsającą niespodziankę, podobną do mojej?
Monika (27 lat, dentystka z Warszawy):
— Nigdy nikomu się nie przyznam. Nigdy nie powiem nikomu, że jestem nosicielką HIV. W pracy – pracuję w dużej prywatnej przychodni – wszyscy stawiają mnie za wzór zdrowia i urody. Z powodu nosicielstwa jestem samotna, więc mam dużo wolnego czasu – biegam, pływam, zdrowo gotuję, jeżdżę na nartach… Wyglądam zdrowo, jestem szczupła i wysportowana. Dlaczego nie chcę się z nikim wiązać? Musiałabym się przyznać, powiedzieć, że nie jestem do końca zdrowa. Nie mogę nikomu aż tak zaufać: straciłabym pracę, straciłabym wszystko, co mam.
Wiem, że to moja wina. Kiedy wyjechałam na stypendium do Berlina na dwa lata, prowadziłam lekkie i przyjemne życie. Pochodzę z małej wsi, na studiach musiałam ciężko pracować, żeby starczyło na utrzymanie w mieście – przez pierwsze trzy lata studiów pracowałam nocami w barze. Mimo to za bardzo wysoką średnią dostałam stypendium.
W Berlinie mogłam odetchnąć – po raz pierwszy w życiu. Zachłysnęłam się wielką metropolią, lekkim życiem. Sporo piłam, tańczyłam, i miałam około piętnastu partnerów seksualnych. Nie zawsze używałam prezerwatyw. Myślałam: to przecież studenci medycyny, na pewno są zdrowi, na pewno nie mają żadnej zarazy, przecież… właściwie nie wiem do dziś, jak mogłam być aż tak bardzo głupia?
Wiem, że jestem sama sobie winna. Wiem, że prezerwatywa to obowiązek. Za późno. Przegrałam swoje życie.
Wiem też, że powinnam teraz powiedzieć o wszystkim moim partnerom, powinnam ich odnaleźć i powstrzymać pochód zarazy. Ale jak mam ich znaleźć, skoro nie wiem nawet, jak niektórzy z nich mieli na imię? Z kilkoma przetańczyłam po prostu namiętnie kilka godzin, a potem wylądowaliśmy w moim pokoju w akademiku. Kilku rano nie pamiętałam, byli jak mgliste wspomnienie… Jak mam ich odnaleźć, moich przygodnych, przypadkowych mężczyzn z Berlina sprzed czterech lat?
Co wieczór przed zaśnięciem myślę o kobietach tych facetów. Jak dalej rozprzestrzeni się wirus? Kto komu go przekaże i w jaki sposób to zrobi?
Gdybym tylko mogła cofnąć czas, nie byłabym pewnie tym, kim jestem dzisiaj. Miałabym może męża, może dzieci.
A tak – mam HIV.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze