Krótka rzecz o macaniu ciążowego brzucha
EWA ORACZ • dawno temuMój brzuch to moja przestrzeń osobista, której dotkniecie może nastąpić wyłącznie z przyzwoleniem. Oczywiste? Nie dla zwolenników dotykania ciężarnych brzuchów. Dla niektórych to jak podniesienie z chodnika pięciogroszówki i chuchniecie na nią na szczęście. O ciężarna! I już łapka leży na brzuchu. Jak walczyć z tym niekoniecznie miłym zwyczajem? A może nie walczyć, bo przecież nic złego się nie dzieje, a intencje są raczej przyjazne?
Mój brzuch to moja przestrzeń osobista, której dotkniecie może nastąpić wyłącznie z przyzwoleniem. Oczywiste? Nie dla zwolenników dotykania ciężarnych brzuchów. Dla niektórych to jak podniesienie z chodnika pięciogroszówki i chuchniecie na nią na szczęście. O ciężarna! I już łapka leży na brzuchu. Jak walczyć z tym niekoniecznie miłym zwyczajem? A może nie walczyć, bo przecież nic złego się nie dzieje, a intencje są raczej przyjazne?
Macanie brzucha ciężarnej to zwyczaj stary jak występowanie ciąży. Im większy brzuch, tym bardziej staje się dobrem publicznym. Miło jak macacz wcześniej zapyta, choć to rzadkość, a poza tym odmowa najczęściej powoduje zaskoczenie i nieprzyjemną ciszę. Po raz pierwszy, drugi i trzeci może być to nawet zabawne, ale z czasem przychodzi ochota, żeby pacnąć osobnika po czuprynie. Wiem, że są kobiety, które nie mają nic przeciwko i chętnie nadstawiają brzuch, a ich nienarodzone lubią współpracować i ku radości macającego chętnie pomachają nóżkami i kopną na pokaz. Co zrobić jeśli nie mamy ochoty na macanki?
Łysego można pomacać po głowie z rozczulającym uśmiechem i komentarzem „podobno jak ciężarna pogłaszcze to odrastają”. Gorzej jak mu się spodoba. A co jak kobieta maca? Szczypać w policzki? Dać klapsa? Ta sytuacja to duże pole do popisu dla odważnych, może nie warto się hamować i zrobić dokładnie to, co nam przychodzi do głowy. Tylko lepiej werbalnie drogie panie, nie zachęcam do masakry piłą mechaniczną. Przecież ciężarnej więcej można, prawda? Ma społeczne przyzwolenie na pewną nieobliczalność, na humory, zachciewajki i ciążowe odloty. Może warto skorzystać z tej możliwości, szczególnie, gdy nie planujemy tworzyć rodziny wielodzietnej i okazja może się nie powtórzyć? Nawet jeśli znajomi się obrażą, to zapewne wybaczą i zapomną z wyżej wymienionych powodów. Same sobie też przecież więcej wybaczamy w tym stanie, prawda? Szczególnie przy stole i przy trzeciej dokładce, bo mit jedzenia za dwoje można obalać codziennie, a ciężarne i tak z niego korzystają. Podobnie jak zachciewajki ciążowe, które są wspaniałą wymówką na zjedzenie kremówki.
Nie wiem skąd ten obyczaj dotykania i co tak naprawdę spodziewa poczuć się macacz. Kopnięcie, poruszenie się dziecka? Może objawienie i namiastkę cudu we własnej dłoni? Może to jeden z zabobonów i macacze to nieszczęśliwi poszukiwacze szczęścia? Może na spacerze podchodzą do każdej napotkanej ciężarnej kobiety i zagadują, licząc na błogosławieństwo losu? Fakt, że zwyczaj ten jest tak stary, że może należałoby się do niego przyzwyczaić? Choć osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji, w której głaszczę jakąkolwiek ciężarną po brzuchu, nigdy mi to do głowy nie przyszło. A już o zrobieniu tego bez zapytania o zgodę nie wspomnę. Rozumiem jednak, że pomimo tego że taki dotyk jest dla mnie absurdalny, dla innych może być przyjemny. Nie zapominajmy jednak, że nawet mocno wystający ciążowy brzuch nadal należy do kobiety i jest jej częścią, a nie samodzielnym organem chwilowo pod jej opieką. W przeciwnym przypadku nie targałaby go ze sobą wszędzie, a raczej korzystałaby z wózka. Nikt o zdrowych zmysłach nie nosi ze sobą kilkunastu kilogramów idąc po chleb, chyba że ktoś przygotowujący się do ultra-maratonu, albo wyprawy na K2. Zresztą ciężarne często bywają poddenerwowane i jakiekolwiek inwazyjne gesty albo komentowanie ich wyglądu może być ryzykowne. Szczególnie wyświechtane teksty w stylu „to chyba bliźniaki”, albo nawet samo tajemnicze „ooo!”, które nie bardzo wiadomo jak zinterpretować.
Ooo jaki wielki brzuch?
Ooo ale utyłaś?
Ooo jaka jesteś wielka?
Ooo jak super wyglądasz?
Czasem strach się zapytać co komentujący ma na myśli. Mimo licznych protestów przeciwko macaniu nie swojego brzucha na łamach prasy czy w przestrzeni wirtualnej, macacze wciąż mają się bardzo dobrze i bezrefleksyjnie robią swoje. Chyba należy wrzucić ich do jednej szuflady ze wszystkimi ciążowymi zabobonami. Jeśli widzicie kobietę, która przypuszczalnie jest w wieku reprodukcyjnym i nie chce przejść pod sznurem z suszącą się bielizną, nie dzieli się jedzeniem, nie nosi koralików, boi się zerknąć przez dziurkę od klucza, a jak się przestraszy, to rozpaczliwie trzyma ręce z daleka od swojego ciała i robi jeszcze wiele dziwnych rzeczy to jest duże prawdopodobieństwo, że jest w ciąży. Zabobony ciążowe, pomimo swojej absurdalności, przekazywane są z pokolenia na pokolenie na wszelki wypadek i przestrzegają ich nawet racjonalnie myślące kobiety, nie wszystkie oczywiście. Podobnie ma się rzecz z czerwonymi kokardkami, które, jak zapewne wiecie, mają odczyniać złe uroki rzucane na bobasa, ich widok przy wózku to zupełnie „naturalna” rzecz. I całkiem sympatyczna swoją drogą, tylko zbędna.
Jak sobie radzić z dotykowymi natrętami? Mówić stanowcze, acz uprzejme NIE. To dopiero początek walki o ochronę sfery osobistej. W ciąży swojej i dziecka, a potem już trzeba będzie chronić maleństwo przez całuśnymi ciotkami i wujkami. Przed nieznośnym i przyznaję, znienawidzonym przeze mnie, „daj buziaczka”. Następne będą babcie spotykane w rożnych miejscach, które zawsze w kieszeni mają cukierka i chętnie obdarzą nim nasze potomstwo. Gest to bardzo miły tylko szkodliwy, a już szczególnie w przypadku alergika. Dziewczyny nie dajcie się i jak nie macie ochoty na macanie brzucha, to o tym mówcie, albo poproście partnera o pomoc.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze