Bielizna - powrót kokietki
WERONIKA STAŃCZYK • dawno temuZazwyczaj nosimy klasyczną bieliznę, nie doceniając różnorodności asortymentu, jaki oferują wyspecjalizowane butiki. Czasami jednak warto zrobić coś wbrew naszym nawykom i przyjrzeć się tym elementom desu, których zazwyczaj nie zauważamy: paskom do pończoch, podwiązkom, gorsetom... To atrybuty kobiecości, które kiedyś były podstawą damskiej garderoby.
Uwięzione prababki
Większość z nas uważa, że bielizna powinna być przede wszystkim wygodna. Nie przywiązujemy do niej takiej wagi, jak do dziennego stroju. Szkoda, przecież przyjemnie jest nosić przy ciele wyrafinowane rzeczy. By zmienić nieco nasze przyzwyczajenia, powinnyśmy cofnąć się do dawnych epok. Co prawda nie chciałybyśmy być na miejscu naszych prababek, warto jednak przypomnieć sobie, jaką rolę odgrywało w ich życiu desu. Ponieważ kiedyś kobiety miały ograniczone prawa, żyły ze świadomością, że ich głównym zadaniem jest zabieganie o względy silniejszej płci. Musiały kokietować mężczyzn strojami, sposobem poruszania się, zachowaniem. O tym, że dawny styl ubierania się sprzyjał ich zabiegom, możemy przekonać się same, zakładając choćby długą suknię z dekoltem czy buty na obcasie.
Mężczyzna patrząc na swoją potencjalną przyszłą żonę nie tylko delektował się jej wizerunkiem, ale także wyobrażał sobie sekretny ogród, jaki kryła pod wykwintnym ubiorem. Pragnął rozsznurować gorset, wydobyć szelest z damskich koronek i zanurzyć się w ich warstwach. Poświećmy więcej uwagi gorsetowi, który towarzyszył kobiecie przez kilka wieków i z estetycznego punktu widzenia był najdoskonalszym elementem damskiej bielizny. Jego konstrukcję stanowiły fiszbiny, elastyczne pręty produkowane z płytek pochodzących z wieloryba (dzisiejsze fiszbiny robione są ze sztucznych materiałów). Nie tylko podtrzymywał biust i modelował sylwetkę, ale także nadawał kobiecie bardziej dystyngowany wygląd. Niestety ofiary mody czy też błędnej strategii uwodzenia ściskały się gorsetem, by zmniejszyć o kilka centymetrów talię. Choć takie praktyki przynosiły spodziewany efekt, bo ciało kobiety zmieniało się pod wpływem napierającej na nie formy, miały też skutki uboczne; kobiety skrępowane gorsetami częściej mdlały, narażały też swoje narządy wewnętrzne na niebezpieczne przemieszczenia, a tym, które były w ciąży, groziła deformacja płodu.
Styl dla pasjonatek
Dziś zakup gorsetu i innych bieliźnianych akcesoriów łączony jest z wyjątkowymi okazjami, takimi jak randka czy ślub. Ich noszenie w innych sytuacjach wydaje się zazwyczaj nie na miejscu. Kiedy te typowo damskie ozdoby występują w połączeniu ze strojem służbowym, na przykład wystają spod kostiumu, automatycznie kojarzą się ze zdolnością do niebezpiecznego flirtu i manipulacji. Nie stanowią też przynęty dla potencjalnego partnera; większość współczesnych kobiet i mężczyzn nie jest zainteresowana prowadzeniem wzajemnej gry. Dziś wolimy raczej wzbudzić zaufanie drugiej strony, by nawiązać relację opartą na prostszych zasadach. Zainteresowanie wyrafinowanym desu nie musi jednak oznaczać nieczystych zamiarów i gotowości do intryg. Kupując wyrafinowaną bieliznę, kierujemy się innymi pobudkami. Zazwyczaj planujemy sprawić sobie (a może i partnerowi) przyjemność. Wykorzystać znany sposób na poprawę samopoczucia i podniesienie samooceny. Posiadanie paska do pończoch nie oznacza, że jesteśmy femme fatale, zdolną uwieść każdego mężczyznę. Nie chcemy przy pomocy podwiązki zburzyć równowagi panującej w naszym miejscu pracy. Jeżeli sprawimy sobie gorset, to nie dlatego, że chcemy wyglądać jak call girl. Może, podobnie jak osoby związane ze światem rozrywki, jesteśmy entuzjastkami buduarowego stylu i estetkami?
Czas na desu
Bielizna w staroświeckim stylu jest obowiązkiem sezonu. Choć moda ma to do siebie, że ciągle zaskakuje, to jednak w nowych kolekcjach nie widać radykalnej zmiany trendów. Inaczej wygląda sytuacja w działach z bielizną. Znajdziemy tam dużo mniej klasycznych modeli ze względu na renesans mody na wyrafinowany styl. W asortymencie większości marek królują barwy jak ze starych kolorowanych filmów amerykańskich. Większość projektantów postawiło na finezję lat czterdziestych, inspirując się splendorem dawnego Hollywoodu, stylem diw i zapomnianych gwiazdeczek. Powrót retro nie jest przypadkiem. Kreatorzy nie zainteresowaliby się modą sprzed półwiecza, gdyby nie zainspirował ich współczesny ideał kobiecości — Dita von Teese. To jedyna w swoim rodzaju artystka, utalentowana striptizerka, tancerka i modelka. Dzięki tej fetyszystce, uznawanej za ikonę stylu, bielizna znów jest w centrum uwagi fashion victims.
Dita von Teese naśladuje wyglądem pin-up girls, seksowne aktoreczki występujące w starych amerykańskich reklamach i filmach. Inspiruje ją też burleska, rodzaj popularnego za Oceanem kabaretu ze striptizem. Dzięki tym fascynacjom artystka tworzy pełne fantazji spektakle erotyczne. Występy Dity są kojarzone z perfekcją i dobrym smakiem. Jej efektowne performanse są ozdobą największych światowych eventów, takich jak pokazy mody czy promocje ekskluzywnych trunków.
Von Teese bawi się konwencją, zgodnie z którą zadaniem kobiety jest bycie uległą wobec mężczyzny i sprawianie mu przyjemności. To pasjonatka o wyjątkowej estetycznej wrażliwości, która udowodniła, że sztuka może wkroczyć do każdej sfery życia. Skoro świat mody padł Dicie do stóp, to może warto przyjrzeć się jej fenomenowi: udać się do dobrze zaopatrzonego sklepu z bielizną i poznać styl współczesnej kokietki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze