Guerrilla gardening. Ogród bez granic
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuW moim mieście jacyś dobrzy ludzie obsadzili wszystkie pasy zieleni przy drogach i ulicach krokusami. Dziękuję im za to w myślach za każdym razem, kiedy stoję w korku. Genialna idea guerrilla gardening - upiększania miasta, zakładania nielegalnych ogrodów, rozprzestrzeniła się na całym świecie. A gdyby tak w Polsce obsiać kwiatami wszystkie kawałki wolnej ziemi?
W moim mieście jacyś dobrzy ludzie obsadzili wszystkie pasy zieleni przy drogach i ulicach krokusami; dziękuję im za to w myślach za każdym razem, kiedy stoję w korku. A gdyby tak samemu obsiać kwiatami wszystkie kawałki wolnej ziemi?
Wolność jednostki przeciwstawiamy wszechwładzy urzędników i państwa!
Historia idei guerrilla gardening (ogrodniczej partyzantki) sięga roku 1973. Pewnego dnia w Nowym Jorku malarka Liz Christy wyjrzała za okno swojego mieszkania i pomyślała sobie, że bardzo chciałaby mieć pod domem piękny ogród. Cóż zrobić, kiedy zza jej okna rozciągał się widok na opuszczony skwer, na którym smętnie rdzewiały porzucone samochody?
Właśnie wtedy wpadła na pomysł, że sama przekształci złomowisko w ogród. Nie pytając nikogo o zdanie czy pozwolenie, Liz z pomocą przyjaciół zrealizowała swój pomysł. Ogród istnieje do dziś, można go zwiedzać. Genialna idea, by wziąć upiększanie najbliższej okolicy w swoje ręce, rozprzestrzeniła się na cały świat. W Hondurasie samozwańcze ogrodnictwo służy nie tylko upiększaniu rzeczywistości – ludzie zakładają tam nielegalne ogrody po to, by jeść, czyli żyć.
W Europie Zachodniej, USA i Australii oddziały ogrodniczej partyzantki skupiają się głównie na zwalczaniu powszechnej brzydoty, wojując przyjazną bronią biologiczną – roślinami. Samozwańcze grupy powstańcze uprawiają ziemię niczyją. Spękane grudy porzuconej ziemi znów dają życie, pustynny beton miast zakwita nielegalnymi oazami. Wokół nich gromadzą się ludzie i oto jesteśmy świadkami narodzin nowej społeczności sąsiadów: zjednoczonych przeciwko zblazowanym urzędom, chciwym developerom, niewyżytym administratorom i nieużytym nieużytkom. Do broni!
Ziemia wspólnym dobrem wszystkich ludzi!
W Waszyngtonie oddziały partyzanckie rozwiesiły na jednej z zadrzewionych ulic kilkanaście klatek ze śpiewającymi ptakami. Ludzie dostali instrukcję obsługi, jak dbać o małych śpiewaków. Ptaki słychać tam do dziś. Po ostatnich świętach Bożego Narodzenia w Warszawie oddziały uratowały trzydzieści sześć choinek, za życia wyrzuconych na śmietniki przez obywateli. Drzewka dostały nowe życie w parkach i na skwerach. W Internecie pełno jest adresów wspólnych, rodzących drzewek owocowych, przy których można się posilić za darmo. Coraz więcej ludzi rozumie, że spękana, zaniedbana, zakurzona ziemia w środku miast to najdotkliwszy symptom choroby społecznej.
Zdawać by się mogło, że u nas idea mało popularna, ale jak się dookoła uważnie rozejrzeć, wszędzie pełno ogródków, ogródeczków, klombów i klombików. To nasi najlepsi żołnierze – emeryci: najdzielniejsi z dzielnych, Clintowie Eastwoodowie ogrodnictwa, Che Guevarrowie sadownictwa. Chapeau bas!
Hej szpadle w dłoń!
Richard Reynolds to partyzant doskonały: zakładał i zwiedzał dzikie ogrody w dwudziestu krajach. Napisał o tym książkę pod tytułem On guerilla gardening – a handbook for gardening without boundaries. Na swojej stronie www.guerrillagardening.org zamieścił garść porad dla nowych wojowników.
Z okazji wiosny przytaczamy je poniżej:
Znajdź w okolicy zaniedbany kawałek ziemi. Zostań jego rodzicem.Zaplanuj swoją misję. Zacznij pisać dziennik ogrodu – w ten sposób łatwiej zauważysz zmiany.Zaprzyjaźnij się z kimś, kto ma ogród, z właścicielem sklepu ogrodniczego w okolicy, z kimś, kto hoduje rośliny na sprzedaż – przedstaw swój plan i poproś o wsparcie, o dotację lub zniżkę (w krajach, gdzie idea jest popularna, hodowcy wymieniają się nasionami i sadzonkami między sobą). Pamiętaj: najlepsze rośliny są za darmo. Wybierz rośliny na linię frontu; weź pod uwagę wszystkie czynniki – aktywność pieszych, psów, nasłonecznienie, nawodnienie. W Londynie na przykład zaleca się zioła: lawendę, tymianek, a na wiosnę – tulipany.Kup sobie kalosze. (Dla niechętnych tej idei: buty przed błotem ochronią też worki foliowe, nałożone na buty).Zdobądź duże, mocne torby, najlepiej parciane (jak w sklepach z narzędziami). Będzie sporo noszenia: narzędzia, sadzonki, kompost, doniczki itp.Pomyśl o transporcie. Czasem trzeba wozić wielkie ciężary.Przemyśl kwestię podlewania, być może przydatne okażą się kanistry lub duże butle po wodzie (uważnie rozejrzyj się po swoim biurze, na pewno takie znajdziesz). Ponoć niektórzy szczęściarze w Nowym Jorku mają klucze do przydrożnych hydrantów… Zadbaj o kompost – możesz użyć czerwonych robaków (do kupienia w sklepach wędkarskich) lub zrobić kompost samemu, w domu gromadząc cenne odpady biologiczne, którymi można skutecznie nawozić ziemię.Zrób bombę z nasion! Zrób jeszcze jedną bombę z nasion! Zrzuć ją na wybrany przez siebie cel! Bombarduj do spodu!Jeśli jesteś kobietą – noś seksowne ciuchy. Jeśli jesteś mężczyzną, namów na wspólne kopanie jakąś seksowną kobietę. W odpowiednim stroju łatwiej udobruchać policjantów. Możesz zaatakować w tłumie – ubierz się wtedy w jakąś fluorescencyjną kamizelkę i udawaj pracownika Zieleni Miejskiej.Puść ideę guerrilla gardeningu w świat. Niech rozkwita. Poinformuj lokalne media, zazwyczaj są przyjaźnie nastawione. Na okolicznych przystankach naklej plakaty lub rozdawaj ulotki z informacją, kto jest autorem ogródka i dlaczego to zrobił.
I jeszcze przepis na bombę z nasion: wybrane nasiona (może być słonecznik, wilec, nasturcje – pełna dowolność) mieszamy z kompostem i sproszkowaną gliną (terakotą). Ostrożnie dolewamy wody, mieszamy. Otrzymane ciasto wałkujemy, kroimy na niewielkie kawałki i lepimy z nich kulki. Suszymy dwa dni na słońcu. Gotowe. Teraz obieramy wybrany cel i rzucamy tam naszą bombę. Czekamy na deszcz. Podziwiamy. Cieszymy się.
Pięknej wiosny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze