A gdyby tak nie jeść?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNie ma rzeczy straszniejszej niż jedzenie. Ta przykra czynność potrafi zatruć życie bardziej niż cokolwiek. Osoby lubiące jeść, zwane też smakoszami, reagują na moją niechęć z wyraźnym zdziwieniem. Inni, którym jedzenie nawet najpyszniejszych potraw sprawia niewysłowioną przykrość, zgadzają się ze mną. A gdyby tak wyobrazić sobie nasz świat bez konieczności jedzenia?
Nie ma rzeczy straszniejszej niż jedzenie; ta przykra czynność potrafi zatruć życie bardziej niż cokolwiek.
Osoby lubiące jeść, zwane też smakoszami, (w tej przedziwnej grupie ujawnia się zdecydowana przewaga kobiet) reagują na moją niechęć z wyraźnym zdziwieniem. Zaznaczam więc z całą mocą: jedzenie nawet najpyszniejszych potraw sprawia mi niewysłowioną przykrość, co nie znaczy, że nie posiadam smaku. Zwyczajnie, wyrafinowane danie jest dla mnie mniej bolesne niż kanapka z fast foodu. Nigdy, odkąd sięgam pamięcią, nie zjadłem niczego tylko dlatego, że było dobre, nie kupuję na przykład lodów ani ciastek, a sposób by wprawić mnie w furię (no dobrze, jeden z wielu sposobów) wygląda następująco – oto jem sobie, wyraźnie niezadowolony z tego stanu rzeczy, tymczasem ktoś w pobliżu, najczęściej kobieta, domaga się bym dał jej kawałek. Bo chce spróbować. Wówczas zaczynam toczyć pianę, jak dzik użarty przez wściekłego nietoperza. Jak to, próbować! Grzebać w talerzu i tym grzebaniem pogorszyć moją i tak nie wesołą kulinarną sytuację? Chcesz dowiedzieć się czegoś o smaku? Proszę, chętnie zamówię dla ciebie moje danie raz jeszcze, tylko proszę, no… zabierz te palce. Nie muszę dodawać, że towarzystwo ma ze mnie sto pociech.
Już sam fakt żucia jest dla mnie nieznośny, oto w moich ustach potrawy wyglądające nawet ładnie zmieniają się w bezbarwną papkę, której, gdybym ją widział, w życiu bym nie dotknął. Przykrości znajduję więcej. Aby zjeść, muszę coś upitrasić, brudząc sobie ręce po łokcie mięsem i przyprawą, jeśli już, przeklinając los człowieka śmiertelnego, pochłonę ten obiad, straszy mnie góra naczyń do zmywania. Jedzenie budzi mój wstręt równie z przyczyn wyższych: konieczność przyjmowania pokarmu ogranicza mnie w sposób straszliwy, przypominając zarazem kim jestem: stworzeniem zdolnym zabijać z wielkim okrucieństwem, tylko dlatego, że nie otrzymałem pokarmu przez kilka dni pod rząd. Wszelkie zabiegi dokonywane przez tzw. smakoszy, jak eksperymentowanie w kuchni, próbowanie nowych przypraw, czy robienie znanych potraw w nowy sposób jeszcze zwiększa moje przerażenie. Próbujemy bowiem nadać walor temu, co jest naszym największym przekleństwem.
A gdyby tak wyobrazić sobie nasz świat bez konieczności jedzenia?
Napisałem w życiu kilka książek fantastycznych, więc wolno mi śnić o przyszłych światach bardziej niż komuś innemu, wydaje mi się nawet, że jestem profesjonalistą w zakresie śnienia. Wyobrażam sobie więc rzeczywistość, w której człowiek, na przykład, ja i ty, uwalnia się od konieczności szamania za sprawą cudownej pigułki. Człowiek, który taką by wymyślił, winien dostać Nobla nie raz, lecz każdego dnia.
Oto, zamiast śniadanka zjadamy dwie pastylki, w miejsce obiadu są trzy, na kolację zaś jedna – fakt, że nie należy obżerać się przed snem jest powszechnie znany. Trzy posiłki, zajmujące teraz około dwóch godzin zabierają trzydzieści sekund czyli nasz dzień ulega wydłużeniu o jedną dwunastą. Zyskujemy skarb, czas w dobie globalizacji wydaje się cenniejszy niż pokarm. Uwolnieni od konieczności pracochłonnego przygotowywania lub wściekania się na leniwego kelnera, zyskujemy szansę na oddanie się dowolnemu hobby: miłości wzajemnej lub wsobnej, zabawą z dziećmi, powstałymi w wyniku poprzedniej czynności, spacerom, oglądaniu filmów, wreszcie, pilnemu czytaniu tekstów na Kafeterii, a nawet zostawianiu pikantnych komentarzy pod spodem.
Zwiększenie czasu wolnego należy do grupy największych korzyści wynikłych z zastąpienia jedzenia tabletką – z tej prawdy wynika jednak, że nie jest korzyścią jedyną. Większość ludzi, których spotkałem narzeka na przestrzeń miejsc w których żyją; ta wydaje im się zbyt mała, choćby zamieszkiwali pałace wielkości multipleksu. Usuwając tradycyjny pokarm na rzecz pastylki likwidujemy zarazem całą kuchnię. Bo i po co nam lodówka, skoro posiłek na cały tydzień mieści się w kieszeni? Na diabła zlew i zmywarka, skoro całe sprzątanie po jedzeniu kończy się na wywaleniu papierka? Jaki znajdziemy sens w posiadaniu stołu, skoro śniadanie jem w windzie, a obiad na spacerze? Kawalerka staje się nagle mieszkaniem dwupokojowym, dwupokojowe trzy i tak dalej – tylko lokatorzy garsonier niewiele zyskują. Dodatkowe pomieszczenie możemy ofiarować dzieciom, urządzić w nim salkę kinową albo wstawić stół bilardowy, wreszcie, wynająć je komuś wspomagając nasz portfel.
W ogóle, ceny nieruchomości lecą na łeb, na szyję, a wszędzie pojawia się masa wolnych lokali. Aby sprzedać tabletkę, wystarczy budka lub automat i w efekcie – o szczęśliwy dniu! – wszelkie sklepy spożywcze tracą rację bytu, jeśli nie liczyć nielicznych lokali, pozostawionych dziwakom, którzy, z niepojętych przyczyn znajdują przyjemność w jedzeniu. W miejscach po spożywczakach wykwita natychmiast kolorowy świat kręgielni, kin, wypożyczalni wideo, domów uciech i tuneli strachu, gdzie będziemy korzystać z życia, zamiast sprawdzać datę ważności sera i gapić się w puste oczy kasjerki.
Przerzucenie się na pastylki rozwiąże też największy problem współczesnego świata, czyli głód. Obecnie, wyżywienie ubogiej Afryki nastręcza poważne trudności, związane z przechowywaniem i transportem żywności. Ta zajmuje wiele miejsca, swoje też waży i psuje się prędko, rozgrzewana słońcem. Nasze pastylki – miejmy nadzieję, nazwane kiedyś moim imieniem – można by zrzucać z helikoptera wprost w rozradowane dłonie głodujących nawet bez specjalnej instrukcji, koniecznej niestety do przyrządzenia hamburgera.
Proszę więc pokornie amerykańskich naukowców, by porzucili wszelkie zbędne wysiłki, koncentrując się na rzeczonej pigułce. Klękam też przed miłosiernym Stwórcą, błagając o przemianę naszych żołądków, by ten nie skurczył się do rozmiarów rodzynka, kiedy przestanie przyjmować pokarm i nie zabił mnie w ten sposób. Nie muszę również dodawać, że cała koncepcja nie dotyczy pokarmów płynnych, chmielowych, których żadną pastylką nie można zastąpić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze