Dlaczego nie reagujemy na przemoc? Dlaczego ją filmujemy?
MONIKA SZYMANOWSKA • dawno temuFilmowanie telefonem wszystkiego, co się napatoczy, jest czymś więcej niż modą, zabawą, cywilizacyjna zdobyczą. To kolejny debilny nałóg, podsycany reklamami i aż proszący się o chlust szlauchem dla otrzeźwienia. Podobnie jak alkohol czy dragi, niszczy komórki mózgowe, zwłaszcza te odpowiedzialne za wrażliwość i selekcję wartości.
Trzy dni temu od CNN po youtuba przetoczyło się szokujące amerykańskie nagranie kobiety bitej brutalnie przez inną kobietę na oczach dwulatka, który… bezradnie kopał napastniczkę po nogach, aby obronić mamusię. Sprawczyni została już wprawdzie dopadnięta, lecz rodzi się pytanie: kto to filmował, zamiast skrzyknąć natychmiastową pomoc? Nie znalazło się w pobliżu nawet dwóch dziarskich osobników, którzy odciągnęliby sprawczynię od ofiary?
Filmowanie telefonem wszystkiego, co się napatoczy, jest czymś więcej niż modą, zabawą, cywilizacyjna zdobyczą. To kolejny debilny nałóg, podsycany reklamami i aż proszący się o chlust szlauchem dla otrzeźwienia. Podobnie jak alkohol czy dragi, niszczy komórki mózgowe, zwłaszcza te odpowiedzialne za wrażliwość i selekcję wartości. Na plażach wypadałoby umieścić billboardy: Nie filmuj tonącego kolegi! Skocz mu na ratunek! Ale nie wiem, czy by pomogły.
Przedostatni dzień czerwca, leniwa niedziela, główna arteria Warszawy, wysadzana knajpianymi ogródkami wprost na chodniku. Idę sobie z psem. Jedzie w moją stronę gęsiego sympatyczna rodzina na rowerach – na końcu chłopiec. Rodzice troszkę odbijają do przodu, dziecko nieoczekiwanie ląduje na chodniku, przygniecione rowerem. Wybucha rozdzierającym płaczem.
Mój źle wychowany pies szczeka i warczy, mimo to podbiegam podnieść rower. Pomaga mi pan ze śmieciarki opróżniającej akurat flegmatycznie uliczne kosze. To wszystko ułamki sekund – otrzepujemy chłopczyka, rodzice słyszą płacz, błyskawicznie zawracają. Pokazuję całodobową aptekę tuż za rogiem – dziecku krwawi kolano. Jednocześnie słyszę mlaski i trzaski.
Wypadek zdarzył się dokładnie na poziomie rattanowego ogródka włoskiej restauracyjki. Wszystkie stoliki zajęte, polsko-wielojęzyczny tłumek wcina swoje sałaty, pasty i pizze. Jedną ręką „pstrykają” płaczącego chłopca – ma bajerancki rower, ładne ciuszki i fantastyczne kręcone włosy… Pamiątka? Przerywnik w wysysaniu krewetek?
To było w miarę niewinne, choć wydaje się, że przynajmniej jedna z jedzących osób mogłaby poderwać dupsko od stołu i podbiec do płaczącego dziecka, oddalonego dosłownie o półtora metra. Takie widoczki nie psują jednak społeczeństwu apetytu. Ale przecież bywa dużo gorzej.
Przez ponad pół wieku cały świat naśmiewał się z Japończyków, którzy, obwieszeni aparatami, przemierzali świat, fotografując namiętnie każdy napotkany detal. Nikt nie pomyślał, że przy swoim zapracowaniu być może odwiedzają każde miejsce na Ziemi tylko jeden raz i dlatego pragną uwiecznić te chwile…
Sami kręcimy dziś wszystko – powodzie, wypadki, wiatrołomy, imprezowe gwałty, pijaństwa i bójki. Podpatrujemy znajomych, żeby potem nabijać się z nich w Internecie lub wręcz ich szantażować. Świat byłby znośny, gdybyśmy poprzestali na uwiecznianiu sztuczek naszych kotów oraz bezzębnych uśmiechów pierworodnych. Ale nie. Coś fajnego dzieje się w twoim mieście? Wyślij nam to! I wysyłamy. Pożar sfilmowany z bezpiecznej odległości. Wpatrywanie się w ogień jest takie hipnotyzujące… A od gaszenia są strażacy, za nasze podatki zresztą…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze