Znak
MAGDALENA LITTERER • dawno temuRzeczą wszystkim wiadomą jest, że na człowieka spada wiele trosk i nieszczęść, które są niezależne od jego woli. Nie ma też nic nadzwyczajnego w stwierdzeniu, że człowiek bywa beneficjantem pewnych okoliczności i zjawisk rozgrywających się poza jego świadomością, a co dopiero kontrolą.
…ça t'arrive sans crier gare, au milieu d'une heure incolore…
…To przychodzi bez ostrzeżenia, w szarej, bezbarwnej godzinie…
Celine Dion Jednak, aby mówić o pechu,jak i szczęśliwym zrządzeniu losu, czyli farcie, musimy mieć do czynieniaze zdarzeniem bądź to wysoce nieprzewidywalnym, bądź to mało prawdopodobnym.Efekt zaskoczenia, gdy owo niemożliwe — jak mawiał Hrabal — staje się prawdą,jest tak silny, że trudno się naszym umysłom opierać pokusie przypuszczeń,że przeznaczeniem ktoś ręcznie steruje i tak wybiera moment interwencji,jakby chciał, działając "tanim kontrastem", wprawić istoty ludzkie, trzciny na wietrze,w szczere osłupienie, czy to swoją szczodrością, czy to okrucieństwem.Innymi słowy cała metafizyka "uśmiechu losu", czy też odwrócenia się szczęśliwejpassy, nie wspominając o niektórych cudach (tych, które nie są boskimiobjawieniami, np. "cud nad Wisłą") płynie stąd, że się ich nikt nie spodziewałi że odbiegają one od rutyny życia.
No właśnie, czy oby jest regułą, że znamienne odmiany losu spadają na człowiekajak przysłowiowy grom z jasnego nieba? Przecież dopiero postęp techniki,powszechna edukacja i odrzucenie zabobonów sprawiło, że staliśmy się ślepii głusi na znaki na ziemi i niebie, które ostrzegały naszych przodków przedprzykrymi niespodziankami i wzmacniały podupadłe morale obietnicą sukcesów.
Swetoniusz, sekretarz kancelarii cesarza Hadriana, którego "Żywoty cezarów"są jednym z głównych źródeł wiedzy nowożytnych o pierwszych 12 cesarzachRzymu, czy to z premedytacją manipulując czytelnikiem, czy po prostu będącwierny faktom, pozostawił taki oto przekaz potomnym: Znaki na niebiei ziemi, cuda, prorocze sny i spełniające się przepowiednie towarzyszyły imperatoromod kołyski po grób, w beztroskich chwilach i na zakrętach życia, u szczytupowodzenia i w niesławie. Stary władca Tyberiusz rzekł o małym Kaliguli,iż powierzenie mu władzy nada wielu rzeczom równie katastrofalny bieg, co powierzenieFaetonowi przez ojca Heliosa słonecznego rydwanu. I w rzeczy samej, mało jest w historiiludzkości władców, którzy by mniej byli godni powierzenia im losu państwa i życia poddanych.Okrucieństwo wyroczni, która przemówiła przez starego cesarza polega na tym, że niktwystarczająco wpływowy nie wziął sobie tej przepowiedni do serca i nie powstrzymałKaliguli w sięgnięciu po władzę i tym samym ściągnięciu na Rzym tylu nieszczęść.Zgodnie z logiką mechanizmu działania wyroczni, nie przemawia ona do tych, którzyby jej posłuchali, a jeśli do nich przemawia, to tylko wtedy, kiedy nie mają oni juższansy z niej skorzystać, bo jej nie dosłyszeli.
To właśnie przydarzyło się mnie. Ten dzień obozu narciarskiego zapowiadał się takwspaniale; słoneczna i bezwietrzna pogoda, po kryzysie dnia 3-go i 4-go ustąpiłozniechęcenie ciała, na nowo — a nawet lepiej niż dotychczas — zaczęły mi wychodzićskręty carvingowe, koledzy mnie komplementowali, przystojny włoski instruktor obejrzał sięza mną. Nie muszę dodawać, że byłam w siódmym niebie i żaden złowieszczy cień nie przesłoniłmi na chwilę słońca. Zjeżdżając na obiad, zagapiłam się na rozstaju tras, skręciłamw lewo zamiast w prawo, co postanowiłam rychło nadrobić, skręcając w prawo na najbliższymrozgałęzieniu tras. I uczyniłam to przy pierwszej nadarzającej się okazji, tyle że rozgałęzienieprowadziło donikąd, kończąc się małą skarpą. Jadąca za mną pani Ela podobno krzyczała:"Magda, nie jedź tam!", ale ja tego nie słyszałam. Zważywszy na niebagatelną wysokość,z jakiej spadłam, nie skończyła się ta pomyłka najgorzej: złamane prawe przedramięi nadgarstek, zwichnięty łokieć lewej ręki, rozbity łuk brwiowy i małe pęknięcie na jakiejśkostce w pobliżu kręgosłupa, której nazwy przywołać nie umiem i która to kość mi sięjuż ładnie zrosła. Gorzej z ręką, która wskutek złego zoperowania po dwóch miesiącachwcale, a wcale się nie zrasta, więc czeka mnie wkrótce operacja "poprawkowa".
Godzinami, leżąc bezczynnie i gapiąc się w sufit, odtwarzałam z pamięci bieg wypadkóww poszukiwaniu przestrogi opatrzności, którą być może lekkomyślnie przeoczyłam.Wyrzucałam sobie, że mnie ten samozachwyt ululał w jakieś odrętwienie psychofizyczne,które teraz muszę odpokutować. A może ten wypadek był właśnie takim ostrzeżeniem,memento mori w prezencie od losu dla mnie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze