Superoferta specjalnie dla ciebie
EWA PAROL • dawno temuObcy ludzie mnie ostatnio rozpieszczają i bardzo chcą mi ułatwić życie. Oczywiście nie tak bezinteresownie – wszystko za moje własne pieniądze. Otóż w zeszłym tygodniu zadzwonił do mnie z własnej woli pan, przedstawiciel sieci telefonii komórkowej, w której mam telefon. Stwierdził, że niedługo kończy mi się umowa i w związku z tym chciałby mi zaproponować nową promocyjną ofertę.
Obcy ludzie mnie ostatnio rozpieszczają i bardzo chcą mi ułatwić życie. Oczywiście nie tak bezinteresownie – wszystko za moje własne pieniądze. Otóż w zeszłym tygodniu zadzwonił do mnie z własnej woli pan, przedstawiciel sieci telefonii komórkowej, w której mam telefon. Stwierdził, że niedługo kończy mi się umowa i w związku z tym chciałby mi zaproponować nową promocyjną ofertę: tańsze połączenia i SMS-y i nowy telefon. Nawet się ucieszyłam, bo już wcześniej myślałam o zmianie aparatu, jako że bateria w starym coraz bardziej wysiada. Kiedy już uzgodniliśmy telefonicznie, o jaki model i markę mi chodzi (nie pomyślałam nawet, że to wybieranie kota w worku, przyszło mi to do głowy po fakcie, ale i tak podstawowym kryterium była cena), spytałam, kiedy w takim razie mam się udać do biura obsługi klienta. Chciałam się dopytać, w jakich godzinach pracują, bo z wolnym czasem u mnie bywa różnie i żeby się nie okazało, że pojadę pocałować klamkę, bo pracują np. do 17.
I – czym zostałam pozytywnie zaskoczona – okazało się, że w ogóle nie muszę się fatygować do biura. Pan powiedział, że zgłosi się do mnie kurier i umówi na konkretny dzień i godzinę, a potem w wyznaczonym terminie dostarczy mi telefon i umowę prosto do domu. Bardzo wygodne i w ogóle miło z ich strony, że tak się troszczą o zapracowanego klienta i chcą mi oszczędzić stania w kolejce i formalności. Promocja, telefon za złotówkę i tańsze połączenia wiążą się oczywiście z podpisaniem umowy na kolejne dwa lata, ale to przecież jasne, że oferują mi prezenty wyłącznie na mój koszt. Zresztą i tak bym przedłużyła tę umowę, więc mogę się tylko cieszyć, że mi to ułatwią i oszczędzę chociaż czas, jaki musiałabym poświęcić na wizytę w biurze obsługi klienta, miejscu znanym z kilometrowych kolejek. Dziś co prawda dowiedziałam się z SMS-a, że na pewno kurier nie przywiezie mi telefonu do domu, bo w swoich godzinach pracy by mnie tam nie zastał, ale podobno ma mi jutro dostarczyć przesyłkę do pracy. No, zobaczymy, czy rzeczywiście wszystko pójdzie tak gładko…
To jest i tak jeszcze małe piwo w dziedzinie przywiązywania do siebie klienta i oferowania mu „wyjątkowych i unikalnych” ofert, byleby tylko wydał jak najwięcej pieniędzy. Dotychczasowym rekordem było uczczenie moich urodzin „wyjątkową ofertą” i „prezentami” od kilku firm. To mnie naprawdę zaskoczyło. Urodziny były dla mnie do tej pory czymś bardzo prywatnym. Sprawa wyglądała mniej więcej tak, że co roku odzywali się co najwyżej nagle jacyś zapomniani znajomi, którzy miesiącami nie dawali znaku życia, wysłuchiwałam zawsze tych samych sztywnych i przesłodzonych życzeń od różnych cioć i wujków pamiętających mnie jako przedszkolaka i dzwoniących z okazji moich urodzin nieprzerwanie od lat. No i pamiętali jeszcze oczywiście przyjaciele i najbliższa rodzina. Nigdy jeszcze natomiast żadna firma nie składała mi z tej okazji życzeń i nie oferowała podarunków. Aż do zeszłego roku.
Serdeczne życzenia urodzinowe i specjalne prezenty – czy raczej informacja o nich – przyszły pocztą. Jeden to był zupełny drobiazg – ulotka z życzeniami i wiadomością, że w drogerii sieci, w której mam kartę stałego klienta, mogę odebrać plastikową i nic niewartą, chociaż niebrzydką bransoletkę. Nawet nie trzeba nic kupować, żeby ją otrzymać, ale gdybym się jednak zdecydowała, to oferują mi 40 procent zniżki na dowolny artykuł. Dobre posunięcie – nie muszę, jednak gdy już wejdę do sklepu, to pewnie coś kupię. Często dostaję przy okazji zakupów w tej sieci różne mniej lub bardziej użyteczne drobiazgi, więc pomysł z prezentem nie był nawet taki dziwny. Łatwo się też domyśliłam, skąd wiedzą, kiedy mam urodziny. Jak wyrabiałam kartę stałego klienta, w formularzu trzeba było podać datę urodzenia. Zapamiętałam ten szczegół, bo nieco mnie rozśmieszył – należało podać dzień i miesiąc, roku nie. Wiadomo, kobiet nie wypada pytać o wiek. I to był ten mniej zaskakujący prezent, mały drobiazg, który można nosić lub odłożyć do szuflady.
Drugi specjalny podarunek był dużo bardziej zaskakujący. Koperta z logo banku w skrzynce pocztowej zapowiada zwykle wyciąg z konta. Tym razem jednak było inaczej – bank, w zaadresowanym imiennie do mnie liście informował, że z okazji moich urodzin może udzielić mi pożyczki na dowolny cel. Obiecywano minimum formalności, wypełniania dokumentów itd. Wcale o taką pożyczkę nie występowałam, więc była to zupełnie samodzielna inicjatywa banku i ich pomysł na uczczenie moich urodzin. Na dole strony, tradycyjnie małym drukiem, widniała informacja o oprocentowaniu i terminie spłaty. Też mi prezent! Nie dość, że trzeba go oddać, to jeszcze z odsetkami. Ale w końcu czego innego można się spodziewać po banku niż tego, że chce zarobić na kliencie, nawet pod pozorem podarunków.
Ciekawe, co wymyślą za rok. A w bliższej przyszłości – czy dostarczą mi jutro telefon, a jeżeli, to czy taki, jaki chciałam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze