Bumerangi
CASTORP • dawno temuTempo, z jakim media - szczególnie w sferze angielskojęzycznej - produkują nowe terminy służące do hasłowego opisu rzeczywistości, nie spada. W ostatniej dekadzie - obfitującej w zawirowania gospodarcze (Internet, nowe technologie, kolejna fala globalizacji), nowe trendy społeczne i wszelkie inne fluktuacje - powstało ich co nie miara. Wiele z tych zwrotów zasiliło żargon dziennikarzy, czy też weszło do słownika socjologii.
Na krótko na rozgłosie zyskiwały (a niektórym udało sięokrzepnąć i nie wyjść z użycia): baby boomers, czyli to, w co przeobraziło siępokolenie hippisów; kultura Wall Street; żyjąca krótko generacja I jak Internet;pokracznie brzmiące bobo, czyli zamożna i totalnie wyemancypowana bourgeoisbohemian; schorzenie enronitis na cześć afery Enronu, co oznaczani mniej ni więcej, jak "w biznesie każdy sypia z każdym"; jak najbardziej na czasiei wszechobecni single; nie mniej na czasie working poor, czy też z francuska,bliskie znaczeniowo nouveaux pauvres, jako termin na określenie pracującychmłodych ludzi, którzy ledwo wiążą koniec z końcem.
Nie można tym etykietom odmówić przydatności — systematyzują one naszą rzeczywistość,upraszczają pracę mediów, pozwalając w sposób łatwy i ekspresowy odwoływać sięw artykułach do fenomenów społecznych i gospodarczych, na temat których czytelnicyjuż posiadają wiedzę skumulowaną z lektury poprzednich gazetowych opracowań na dany temat.
Przed kilkoma dniami zetknąłem się amerykańskiej prasie, po raz wtóry, z terminemgeneracja boomerang kids. Rzecz się dzieje w USA, a chodzi o młodych ludzi,którzy na powrót wprowadzają się do domów rodziców z przyczyn ekonomicznych:bezrobocie lub trudności ze zdobyciem pracy w pełnym wymiarze, rosnące czynsze,rosnące długi. Niekiedy w grę wchodzą również priorytety — młody człowiek rozumujeoportunistycznie, że lepiej w sytuacji kryzysowej mniej wydać na lokum, a ocalić poziomżycia mierzony ilością wyjść i imprez, dostępem do rozrywek. Przeprowadzonaw USA ankieta na temat rodzin i gospodarstw domowych stwierdziła, że 1 na 10 osóbw populacji 25–34 lata, przeważnie singli, żyje z rodzicami i ma problemyz zerwaniem z tym stylem życia.
Etykieta generacja bumerangów nie jest nadużyciem, o ile będziemy próbować niąuchwycić ducha czasów — recesji i bezrobocia, niespełnionych i zredukowanych(dla własnego zdrowia psychicznego) ambicji, a nie traktować jej stricte(bowiem w ujęciu dosłownym 1 z 10 nie stanowi o pokoleniu).
Nad zagadnieniem unosi się kilka oczywistych pytań o problemy, które może sprowokowaćpowrót bumeranga na łono rodziny, która zdążyła odwyknąć od obecności syna lub córki.Rzekłbym, wybiegając myślami w przyszłość, że omawiane zjawisko społeczne zapewnetowarzyszyć nam będzie długie lata (osobom będącym przeciwnego zdania winszuję optymizmu),więc jak najbardziej na miejscu jest zadać pytanie, co powinni czynić w takiej sytuacji rodzice?
Profesor Goldscheider z wydziału socjologii na Brown University sformułował kilkazasad, które mają ponoć pomóc wystrzegać się problemów. W pierwszym kroku należyzasiąść z "nawróconą", bądź nie potrafiącą usamodzielnić się pociechą do stołui przedyskutować, jakie obie strony mają oczekiwania, określić zachowania akceptowalnei naganne. Wczesna dyskusja pozwoli wyminąć wiele problematycznych sytuacji.
Niewiele łatwiejszym zadaniem niż negocjowanie domowego kodeksu (patrz wyżej)będzie dla rodzica kwestia wyzbycia się pretensji do decydowania i wymuszaniainformacji na temat życia osobistego młodego, lecz bądź co bądź dorosłego człowieka.Niektórzy z rodziców nie chcą tracić poczucia kontroli, choćby miało im to przysporzyćtrosk, psuć humor, apetyt i samopoczucie.
Jeśli rodzice chcą pomóc dziecku, to powinni poprosić je o pokrywanie wynikłychkosztów. Dzielenie kosztów działa mobilizująco i przypomina, że dorosły osobnikpowinien ze swojego, co prawda ograniczonego, budżetu co miesiąc "wykrajać"środki na utrzymanie, a nie przeznaczać je wszystkie na rozrywki. Inaczej trudno będzieprzeciąć pępowinę i przemóc przyzwyczajenia. Współżycie z dorosłym dzieckiemwymaga śledzenia postępów i regularnego uświadamiania go, że ta sytuacja jestprzejściowa. Niedelikatne, acz konieczne.
Rozważania na temat polskiego wymiaru tego zjawiska społeczno-ekonomicznegoprowadzą do różnorakich konkluzji. Z jednej strony nawykliśmy do kohabitacjiwielu pokoleń w domach rodzinnym, a życie na garnuszku rodziców nie niesie ze sobątakiego piętna społecznego, jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych; z drugiej stronywraz ze wzrostem wykształcenia i aspiracji młodych oraz poszukiwaniem przez starszychkomfortu i wytchnienia sytuacja taka również w Polsce rodzi bądź to napięcia i kłótnierodzinne, bądź to frustracje i brak wiary we własne siły u młodych.
Zapowiada się na to, że nadchodzące po okresie bezprecedensowego dobrobytu lataubożenia społeczeństw zachodnich będą zajmującym materiałem dla socjologówi antropologów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze