Za wysokie progi
ANNA PAŁASZ • dawno temuBajki mówią, że taki książę może się zakochać w dziewczynie z ludu i sprowadzić ją do pałacu ku uciesze swoich rodziców, wielmożnych koronowanych głów. Niestety, w prawdziwym życiu przyszli – niedoszli teściowie bywają zdecydowanie mniej wyrozumiali.
Na pałacach
Agnieszka (24 lata, studentka z Warszawy) przedstawiła swojego chłopaka rodzicom po pół roku związku. On zwlekał aż rok. Agnieszka nie miała pojęcia, dlaczego unika tematu swojej rodziny. Kiedy jednak stanęła w drzwiach jego domu, zrozumiała, co miał na myśli mówiąc moi rodzice są dziwni.
— Wiedziałam, że pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, ale nie sądziłam, że bogatej i nadętej jednocześnie. Ma wielki dom w stylu monitoring plus ogrodnik, w garażu trzy samochody, większość wakacji spędzał w kurortach, ale wcale nie robi wrażenia rozpieszczonego dzieciaka. Jego rodzice za to nadrabiają w tym temacie. Od początku traktowali mnie z dystansem, najwyraźniej nie spodobało im się, że ich wymuskany, wychuchany syn ma dziewczynę z plebsu. Podobno otwarcie wyrazili swoją opinię na mój temat i poprosili, żeby poszukał sobie kogoś na poziomie. Pojawiłam się u nich tylko raz, ale poniżyli mnie jak nikt nigdy. Nawet nie próbowali mnie poznać!
Mój chłopak wcale nie nalega na rodzinne spotkania, właściwie lepiej czuje się u mnie w domu, jest częścią rodziny i nikt go palcami nie wytyka. Jesteśmy razem ponad dwa lata, on zapewnia mnie, że opinia jego rodziców nie ma znaczenia. To tacy prości ludzie, którzy dorwali się do pieniędzy i myślą, że mogą oceniać innych przez pryzmat gotówki i pochodzenia. Czasami jest mi przykro, bo to w końcu jego rodzice, a nie chcę, żeby musiał wybierać między nimi a mną.
Księżniczka i żebrak
Tomasz (27 lat, przedstawiciel handlowy z Krakowa) związał się z dziewczyną „z wyższych sfer”, której rodzice dostają spazmów na myśl o tym, że ich córeczka spotyka się z kimś pozbawionym ambicji.
— Moja dziewczyna jest wykształcona, będzie lekarzem, jak rodzice. Mieszkają w pięknym domu pod miastem, stać ich na wszystko i się z tym nie kryją. Z początku nawet nie chciałem, żeby mnie im przedstawiała, ale wreszcie ten moment nadszedł i chyba nie zrobiłem dobrego wrażenia. Przedstawiciel handlowy nie pasuje do idealnego rodzinnego obrazka. Wypytywali moją dziewczynę, jak sobie wyobraża życie u boku mężczyzny, który nie jest w stanie jej utrzymać, ani zrobić dobrego wrażenia. Cóż, chyba jestem nieszczególnie „wystawowy”, ale na szczęście mojej dziewczynie to nie przeszkadza. A nawet jeśli, nie powiedziałaby tego w taki sposób i nie dała odczuć, że jestem gorszy. Zapewnia mnie, że to nie ma znaczenia, ile zarabiam, albo ilu doktorków i inżynierów mam w rodzinie. Liczy się to, że między nami jest dobrze. Myślę, że nie uniknę kontaktu z jej rodzicami, ale jednocześnie nie będę o niego zabiegał ani specjalnie się gimnastykował – jeśli będą mnie krytykowali czy robili jakieś podchody, powiem im wprost, co o tym myślę. Nie mają prawa mnie oceniać, ani sugerować, że moja dziewczyna zasługuje na kogoś lepszego. Nic o mnie nie wiedzą i tym bardziej powinni dać nam spokój.
Dwa światy
Paulina (27 lat, kelnerka z Wrocławia) zerwała z narzeczonym po tym, jak jego rodzice odmówili obecności na ich ślubie. Uznała, że nie może stawać między ukochanym a jego rodziną, więc wolała się wycofać.
— Przez cztery lata znosiłam tę sytuację, ciągłe docinki, że jestem nikim, że nigdy niczego nie osiągnę, że jedyne co potrafię to podawać talerze. Nie mam skończonej szkoły, przez kilka lat pracowałam na zmywaku za granicą i wygląda na to, że niebawem tam wrócę. Tutaj nic dobrego mnie nie czeka.
Kochałam mojego narzeczonego, ale nie mogłam znieść tego, jak się miotał, jak desperacko próbował pogodzić te dwa światy – mój i jego rodziców. Na marne. Oni ani przez moment nie odpuszczali. Szli w zaparte, że powinien poszukać kogoś z klasą, z dobrą szkołą, z dobrego domu. Ja wychowałam się w rozbitej rodzinie, od początku mną gardzili. Nie mogłam dłużej się oszukiwać, a kiedy powiedzieli, że nie przyjadą na nasz ślub, załamałam się. Łatwo powiedzieć, że liczy się tylko miłość, ale to nieprawda. To nieuczciwe, żeby kogoś odciągać od rodziny, od korzeni. Nie miałam sumienia być zołzą, traktować ich tak jak oni mnie. Narzeczonemu powiedziałam, że przestałam go kochać. Poddałam się, czasami to jedyne, co można zrobić. Niczemu nie jestem winna, nigdy nie byłabym w stanie sprostać ich wymaganiom. Nie było sensu dłużej wbijać klina między narzeczonego a jego rodziców.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze